Muzyka z różnych szufladek

Przed sobotnim koncertem Voo Voo w Lublinie promującym jego nowy album Płyta z muzyką z liderem zespołu Wojciechem Waglewskim rozmawia Andrzej Molik

* Miesiąc temu z kawałkiem występował Pan razem z Mateuszem Pospieszalskim w lubelskim klubie HADES. W roku ubiegłym i we wcześniejszych latach zespół Voo Voo pojawiał się u nas – głównie w Graffiti, ale także na imprezach plenerowych – co najmniej dwa razy do roku. Teraz też znaleźliśmy się w elitarnym gronie dziesięciu miast, w których promujecie swój najnowszy, rewelacyjnie przyjmowany album Płyta z muzyką. Sądząc po tym wszystkim, chyba lubicie Lublin?

– Trochę nie mamy wyjścia. Tu mieszka nasz menadżer Mirek Olszówka, ludzie z ekipy pomocniczej, no i Jarek Koziara, odpowiadajacy za oprawę plastyczną naszych produkcji. Ale tak, lubimy Lublin!

* Jarka Koziarę też chyba musi Pan lubić…

– Skoro pracujemy tak długo razem, to znaczy, że pasuje mi ta współpraca. Mirek przywiózł kiedyś Jarka do Kazimierza. Koniecznie chciałem wtedy znaleźć kogoś zajmującego się malarstwem, kto zaprojektowałby logo Voo Voo, uważam bowiem, że aby stworzyć fajne logo, trzeba mieć umiejętności malarskie. Liczy się forma, kolor, świeżość spojrzenia. Szybko się okazało, że mamy z Jarkiem podobne fascynacje, zbliżone podejście do sztuki, że mamy podobnych faworytów w jej kregu. Stało się oczywiste, że dobrze będzie się układać nasza współpraca. I tak się stało. Koziara zaprojektował logo zespołu, dba o oprawę graficzną płyt, o okładki, wydawnictwa, a ostatnio opracowuje też stronę inernetową Voo Voo.

* Przejdźmy może do najnowszego albumu zespołu Płyta z muzyką. Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że jest ona pewnym powrotem do korzeni Voo Voo, do rocka i brzmień sprzed lat. Dobrze myślę?

– Może tak, ale nie do końca. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Zawsze wymyślam najpierw, o czym ma być kolejna płyta. Ona jest taką książeczką. Liczy się treściowa klorystyka płyty. W tym przypadku wszystko się zaczęło od opowiadań napisanych przez dzieci z porażeniem mózgowym, które wpadły nam w ręce. To opowiadania, z ich pogodą ducha, dokładnie z pogodą ducha ich autórow, ze swą statyczną formą, zasugerowały, jak mamy brzmieć. One zachęciły nas do tego, żeby stwarzyć piosenki bardziej wyrafinowane. Z jednej strony jest to powrót, z drugiej – poszukiwanie nowych możliwości, bo stosujemy różne stylistyki. Na przykład w piosence Dziury w całym mamy typowy mainstream a kończy się ona figurą, w której pojawiają się smyczki. Jest trochę utworów transowych, trochę techniki… Utrzymujemy nasz styl, niemniej każda piosenka jest otwarciem jakiejś innej szufladeczki.

* Moja córka, wielka fanka zespołu Voo Voo, która, podobnie jak ja i jak bardzo wielu odbiorców jest teraz zafascynowana opowiadankami czytanymi na płycie przez Jana Peszka, zobligowała mnie do tego, żeby spytać Pana, jak trafiliście na twórczość dzieci z porażeniem mózgowym?

– Wie pan, spotykamy się z mnóstwem ludzi, mamy wielu przyjaciół, znajomych artystów – malarzy, muzyków. I tak pewien znajomy plastyk za Szczecina poszukiwał zespołu, który mógłby zagarć na wernisażu wystawy prac jego podopiecznych z porażeniem. Wzięliśmy udział w tym wernisażu, zagraliśmy też koncert z dziećmi a potem, dzięki temu malarzowi, z krakowskiego ośrodka zajmującego się dziećmi z tą chorobą, dostaliśmy ich opowiadania. Na płycie pojawiły się tylko trzy, ale mam ich około czterdzieści i myślimy z Janem Peszkiem o stworzeniu opartego na nich spektaklu teatralnego.

* Jarek Koziara mówił mi, że do współpracy z Janem Peszkiem doszło dosyć przypadkowo.

– Nie, to nie jest do końca przypadek. Jan Peszek pojawił się niejako w sposób naturalny. Mateusz komponował muzykę do jego spektaklu, ja do spektaklu, w którym grała jego córka Marysia. On, uważam, jest jedynym aktorem tak całkowicie oddanym swemu zawodowi. Jest świetny w awangardowych przedstawieniach i w klasyce. Nie, Peszek nie był przypadkiem.

* Ale podobno pierwotnie myśleliście o Bogusławie Lindzie?

– Chodziło o to, żeby to wszystko działo się w kręgu naszych przyjaciół. Linda do nich należy, Mateusz pisał ostatnio muzykę do jego filmu Sezon na leszcze. Myśleliśmy o nim, ale ostatecznie skończyło się na Peszku.

* A na koncertach też czytane są te opowiadania?

– Nie występuje oczywiście Jan Peszek, który przebywa zagranicą, ale bywa różnie. Zdarzyło się, że ja przeczytałem dwa opowiadania, jednak one nie są integralną częścią koncertów, bo to nie spektakl.

* Myślicie zatem o odrębnym spektaklu teatralnym?

– Tak, w wykonaniu Jana Peszka i Marysi Peszek, granym nie za często. Przekonaliśmy się, jak popularne są te opowiadania. W czatach internetowych słyszymy, że ich fragmenty funkcjonują już w formie powiedzonek. Tą popularność trzeba wykorzystać. Spektakl miałby szansę stać się długofalowym, trochę tajemniczym przedsięwzięciem, do grania od czasu do czasu w tajemniczych miejscach.

* Innym, może mało znanym lubelskim akcentem nowej płyty Voo Voo jest to, że została nagrana w Janowcu. Skąd taki wybór?

– Wbrew pozorom, Janowiec jest dla nas istotnym miejscem. Tam od dłuższego czasu przeprowadzamy próby i pomyśleliśmy, że skoro tak dobrze one nam tam idą, to może zamiast jechać do studia w Warszawie, spróbować i materiał na nową płytę nagrać w miasteczki nad Wisłą. Oczywiście, fachowcy musieli sprawdzić, czy to możliwe. Przyjechali, sprawdzili i przekonaliśmy się, że to brzmi fantastycznie. Zresztą podobnie nagrywa wiele zachodnich kapel. To działa.

* Na czym więc to polega?

– Gdy się używa tradycyjnych instrumentów, jest to możliwe a w spichlerzu brzmiały one bardzo dobrze, zaś materiał przecież można obrobić jeszcze w Warszawie. Tak się też stało. Płyta z muzyką powstała w Janowcu!

* Tuż przed jej ukazaniem się na rynku słyszałem wywiad z Panem w radiowej Trójce i chociaż album miał pojawić się „w najlepszych sklepach muzycznych” dosłownie za kilka dni, twierdził Pan, że jeszcze nie wie, jaki będzie nosić tytuł. Jak to możliwe?

– Tytuły spędzają mi sen z oczu. To niezwykle dla mnie ważne, by były proste a i trochę tajemnicze. Może, rzecz jasna, być jeszcze prostszy tytuł niż Płyta z muzyką, ale i ten jest bardzo prosty, a jak się już okazało, ma wiele znaczeń.

* Jest Pana dziełem?

– Tak, moim. Ja jestem od wymyślania tytułów płyt.

* W ciągu zaledwie trzech tygodni sprzededano już ponad dziesięć tysięcy jej egzemplarzy. Czy nie sądzi Pan, że niewątpliwy sukces nowego albumu Voo Voo jest skutkiem powrotu słuchaczy znudzonych muzyczną sieczką dominującą w radiu i telewizji do muzyki ambitniejszej?

– Specjalnie się nie interesuję tym, co się dzieje na muzycznym rynku. Fakt, ze nasza płyta sprzedaje się dobrze. Może więc istnieje potrzeba głębszej muzyki, może tak rzeczywiscie jest. Masowe uczestnictwo ludzi w koncertach, te wyprzedane do ostatniego miejsca bilety, może to wszystko świadczy, że coś w odbiorcach drzemie, że czegoś takiego pragną. Zastanawiam się nad tym, ale i ciężko coś powiedzieć. Teraz do grupu naszych starych fanów dochodzą młodzi ludzie. To znaczy, na koncertach w salach widowiskowych dominuje dawna publiczność, ale w klubach, w których gramy, przeważa młodzież.

* I dobrze was odbiera?

– Bardzo dobrze.

* Koncerty promocyjne trwają, w sobotę zagracie w lubelskiej Chatce Żaka, ale wkrótce cały ten zgiełk się skończy. Co będziecie wtedy robić? Jakie macie plany?

– Jest ich sporo. Nagrywamy piosenki do animowanego filmu opartego na słynnym polskim komiksie Tytus, Romek i A’tomek. Wkrótce będziemy też nagrywać muzykę ilustracyjną do tego filmu. O projekcie spektaklu już mówiłem. A dosłownie kilka dni temu pojawił się pomysł dużego przedsięwzięcia. Nie chcę jeszcze o nim mówić coś konkretnego, bo wciąż pozostaje w sferze niesprecyzowanych zamierzeń, ale jeśli dojdzie dojdzie do jego realizacji, zdominuje naszą robotę na całą jesień. Słowem, planów mamy od groma.

* Dziękując za rozmowę, życzę, żeby wszystkie się powiodły.

Rozmawiał

Andrzej Molik

Kurier, który jest prasowym patronem sobotniego występu Voo Voo w Chatce Żaka (początek o godz.19), zaprasza w imieniu zespołu na koncert promocyjny jego nowego albumu pt. Płyta z muzyką. Jednocześnie informujemy, że osoby, które nie będą mogły się wybrać na lubelski koncert, następnego dnia będą miały okazję wysłuchać Voo Voo w kameralnym składzie. Wojciech Waglewski i Mateusz Pospieszalski zagrają w duecie w niedzielę 25 marca o godz.19 w świdnickiej Internet Cafe przy ul. Turystycznej 1. Godzinę wcześniej rozpocznie się czat z udziałem artystów. Na pytania miłośników zespołu będą oni odpowiadać pod internetowym adresem www sonic.com.pl

Kategorie:

Tagi: /

Rok: