Nabijanie N. rachunku

FELIETON ZADOMOWIONY

Netia to jedna z naszych ulubionych firm. To znaczy takich, które – jak UPC, jak PKO BP, jak MPK czy rozczłonkowane firmy Naszych Drogich Drogowców – potrafią zrobić wszystko, żeby się kolejny raz nam podłożyć i wystawić na odstrzał. Nie chcielibyśmy być monotematyczni, bo nie tak dawno pastwiliśmy się w tym miejscu nad pocztą głosową Naszej Tak Kochanej Netii, ale telefon, to niezwykle ważny sprzęt a naszym domu, a jeszcze ważniejsze są dla nas finansowe skutki korzystania z niego. Pracujemy chałupniczo, dostarczając wytworzony produkt do rodzimej fabryki by internet drogą mailową, ale żeby go wyprodukować – taka urocza specyfika zawodu –  musimy wykonać dziesiątki rozmów telefonicznych. Pojawienie się w poczcie rachunku od Naszej Tak K. N., to zawsze przeżycie mocno stresujące i otwarcie koperty z rachunkiem odkładamy na moment, gdy będziemy dysponować choć ociupinę lepszym humorem niż przy codziennym zmaganiu się z oporem dookolnej rzeczywistości. Spojrzenie na druk z sumą do zapłacenia i tak – jest co do tego absolutna pewność – wpędza na powrot w humor czarny. Chcielibyśmy, żeby te sumy były chociaż trochę mniejsze niż miesiąc, dwa wcześniej, ale w warunkach pozornej wolnej konkurencji pomiędzy N.Tak L.N. a Telekomunikacją Polską, obniżenie cen za rozmowy i inne usługi jest złudną nadzieją. Dlatego z tym większą uwagą patrzymy na rączki N. T. Kochanej Netii i z ogromnym zdziwieniem przeżyliśmy dwukrotne ostatnimi czasy wizyty jej przedstawicieli u drzwi naszego mieszkania. Niby się nic nie stało. Najpierw ktoregoś dnia zastukała do domu para mieszana, z której mówieniem zajął sie przedstawiciel płci gorszej, a uśmiechaniem – oczywiście reprezentantka żeńskiego odłamu ludzkości. Akwizytorzy, zwani dziś specjalistami ds. marketingu chociaż ongiś nie obrażali się na słowo komijażer grzecznie przedstawili się (pozostawmy liczbę mnogą), że reprezentują N.T.K.N. i zapytali czy korzystamy z telefonu TP. Po usłyszeniu odpowiedzi, że z TP zrezygnowaliśmy już dawno (zachodzimy niekiedy w głowę, czy był to trafny krok), równie grzecznie powiedzieli do widzenia. I dopiero gdy zamknęliśmy drzwi, na zasadzie esprit dŕcalier (riposta do głowy przychodzi poniewczasie, na schodach) uświadomiliśmy sobie, co to wszystko znaczy. A onacza, że N.T.K.Netia angażuje ludzi i płaci im za stukanie nawet do domów, o których doskonale wie, że są wyposażone w jej telefony. Zamiast sprawdzić w komputerze, kto w danym bloku jest związany umową z tą firmą, wynajmuje ludzi i płaci im za to, żeby mogli w większości mieszkań odbić się od wiadomości, iż źle trafili, bo tu Naszą Tak K.N. nikogo nie trzeba kusić. W samym naszym wieżowcu mieszka 45 rodzin i lwia ich część jest netiouzależniona. Odwiedzenie wszystkich lokatorów, to niepotrzebnie nabijanie licznika czasu, za który firma zapewne swym akwizytorom płaci (być moża jest to prowizja od sukcesów odniesionych w kuszeniu, ale nie do końca w to wierzymy). Potem te pieniądze wypłacone – pardon za słowo – naganiaczom, rzecz jasna gubione są w naszych rachunkach nabijając je sowicie zawyżonymi cenami usług. Żeby nas dobić, po kilku dniach zjawił się u nas facet z Naszej T.K.U., żeby nas namówić do założenia stałego, netiowego łącza internetowego. Ni cholery nie wiedział, że w tej sprawie dzwoniło już do nas dwóch jego kolegów w nieszczęsciu i że – czego akurat nie musiał wiedzieć – już w tym miejscu na łamach Domu kpiliśmy sobie z tej oferty, dwukrotnie droższej od naszej sieci osiedlowej. On też podwyższył nam rachunek. Dlatego tak kochamy Naszą Tak Kochaną Netię. Wyznajemy to nie pomni – po opuszczeniu TP – rady z napisu (bez pochwalania) na murze: ”Jeżeli już zmieniłeś siekierkę na kijek, udawaj, że to czarodziejska różdżka”. ANDRZEJ MOLIK   

Kategorie: /

Tagi:

Rok: