Najlepsze

Lubelska Federacja Bardów w dzień po transmitowanym przez program III Polskiego Radia, godnym odrębnej recenzji występie w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie, gdzie zagrała koncert dedykowany pamięci Kazimierza Grześkowiaka, wystąpiła po raz pierwszy w tym roku w swej siedzibie, w Kawiarni Artystycznej HADES. Zaprezentowała program zatytułowany „Najlepsze”.

Wprawdzie Jan Kondrak zażartował, że jak tytuł wskazuje, chodzi o samopoczucie bardów, ale wiadome było, iż „biega” o najlepsze utwory z dorobku członków federacji, bo koncert był kolejnym testem zawartości programu szykowanego na Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie LFB została zaproszona do oficjalnej części festiwalu (w ubiegłym roku jeszcze formalnie nie sfederowani bardowie byli tam gośćmi w programie off) i wystąpi w połowie marca. Rzeczywiście konfederaci zaśpiewali to, co mają najlepsze, chociaż ich wielbiciele bez wątpienia wskazaliby jeszcze kilka ulubionech utworów, które chętnie by usłyszeli.

Jola Sip czarowała m.in „Barmaniolą” i „Mój nie mój”, Marek Andrzejewski wyśpiewał „Jak listy” i bossnovowy „Lot Amsterdam – Tokio:, Igor Jaszczuk – „Każdy sam” i swoją wersję hitu Boba Marleya, tu pod tytułem „Nie płacz żono, nie”, wspomniany Jan Kondrak – obowiązkowego „Atamana” i porywającą „Piosenkę w samą porę”, Marcin Różycki – wykrzyczał rzecz jasna „Modlitwę” i wyrzucił z siebie knajacko „Lolę Modonnę” a Piotr Selim powrócił do obowiązkowego „Konika” czyli „Specjalisty od wzruszeń” i duetował z Jolą w „Doprawdy niczego nie żal”. W życiowej formie był Vidas Svagzdys dokonujący cudów ekwilibrystyki na gitarowym gryfie a nie odstawali od niego i dwaj pozostali muzycy, grający na klawiszach Piotr i altowiolinista Paweł Odorowicz. Słowem sukces! I dobrze i tak miało być. Tylko…

Ano właśnie, tylko mam jedną małą, zgoła marginalną uwagę. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z naszych bardów uleciała gdzieś dawna żywiołowości i radość śpiewania. Czasem patrząc na scenę, ma się uczucie, że się trafiło nie na koncert, ale na dziwne nabożeństwo i że konfederatów ogarnęło jakieś poczucie misji, z którą idą w lud. Można to oczywiście tłumaczyć zmęczeniem (chociaż federacja nie występowała w HADESIE, wykonała ostatnio tytaniczną pracę szykując się do koncertu papieskiego i do występów w Warszawie i Wrocławiu), można i tym, o czym mówił Kondrak przed koncertem, że nie będzie on typu ludycznego, tylko bardziej poważny, można wreszcie dojść do wniosku, że bardowie wydorośleli i młodzieńczy entuzjazm z nich wyparował i trzeba ich brać takimi jacy są i już.

Osobiście obawiałbym się jedynie jeszcze innej ewentualności. Otóż najgorsze by było to, że Lubelska Federacja Bardów en bloc doszła do wniosku, że skoro program jest wieziony do Wrocławia to trzeba posmucić, bo jak od początku tego festiwalu wiadomo, najlepszą piosenką aktorską jest pieśń bezgranicznie smutna a najlepszym śpiewajacym aktorem ten, który ma oblicze przepełnione tragicznym wyrazem i absolutnie obowiązkowo występuje w czarnym, żałobnym stroju. Brrr!

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / / / / / / / /

Rok: