Nasz Igo

Minęło trochę czasu. Prawie miesiąc. Opadły emocje. Nie, nie nerwy – wzruszenie. Każdy kto 19 lutego znalazł się w Stalowej Woli, w kościele św. Floriana czy w tamtejszym Miejskim Ośrodku Kultury, opowiada, że wzruszeniu nie był w stanie się oprzeć. Nie tylko Ela Wachowiak. Wszyscy. I ci, co przyjechali z Lublina i miejscowi. Wszyscy, którzy po brzegi, po granice wytrzymałości wypełniali świątynię i salę widowiskową na – bagatela! – 800 miejsc. Tego dnia zapomniano o temacie, którym miasto żywiło się od wielu tygodni, o siostrach syjamskich szczęśliwie rozdzielonych gdzieś w klinice daleko za oceanem. Tego dnia bohaterem był ktoś inny. Ktoś, kto nie gościł w Stalowej od wielu lat i na pewno nie zagości już nigdy. Ale jego duch jest tu wciąż obecny a jego pamięć tak żywa, jakby wciąż tańczył i uczył tańczyć kolejne pokolenia tych, którzy folklor pokochali tak jak on.

Kulminacyjnym momentem uroczystości były słowa włodarza Stalowej Woli Alfreda Żegockiego. – Jako prezydent miasta – czytał specjalny akt a emocje ściskały gardła zebranych i wyciskały łzy z najbardziej nieskorych do wzruszeń oczu – pomny wielkich zasług wybitnego choreografa, twórcy kultury i przyjaciela naszego miasta Ignacego Wachowiaka, nadaję Zespołowi Pieśni i Tańca Lasowiacy Jego imię.

***

Dygresja osobista. Przez ponad ćwierć wieku zawodowej pracy dziennikarskiej spotkałem wielu fascynujących twórców kultury, ale na początku listy tych, których szczególnie ceniłem umieszczam od lat Igę Wachowiaka. Szczycę się tym, że miałem szczęście spotkać go na swej drodze życia i jestem dumny, że mogę powiedzieć, iż był moim przyjacielem. Kiedy umarł w grudniu 1998 roku, był to dla mnie, tak jak dla wielu, wielki cios, tragedia osobista. Szczycę się więc także i tym, że moja propozycja wyartykułowana na łamach Kuriera już w nekrologu, wspomnieniu o wielkim artyście, dyrektorze Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Lubelskiej im.Wandy Kaniorowej (tak brzmiała wówczas oficjalna nazwa Kaniorowców), by ukochanemu dziecku Igi, Międzynarodowym Lubelskim Spotkaniom Folklorystycznym nadać jego imię, została bardzo szybko zrealizowana i po decyzji Rady Miasta już dwie edycje imprezy odbyły się pod jego duchowym patronatem.

Festiwal nosi zatem imię Wachowiaka, ale w ponad dwa lata po jego śmierci nie przyjął jego imienia żaden z licznych zespołów folklorystycznych, do rozwoju których przyłożył rękę były szef Kaniorowców. Dlatego niezwykle się ucieszyłem, gdy gdzieś pod koniec stycznia otrzymałem zaproszenie od dyrektora MDK w Stalowej Woli na uroczystość nadania imienia Ignacego Wachowiakowi tamtejszym Lasowiakom. Odpowiednie pismo wyłuszczało sprawę:

Ignacy Wachowiak przez wiele lat był związany z naszym zespołem. Jako wybitny choreograf i znakomity pedagog odegrał ogromną rolę w odniesieniu wielu sukcesów przez ZPiT Lasowiacy. Jego osoba jest nadal w pamięci obecnych i byłych członków zespołu. Przyjęcie przez ZPiT Lasowiacy imienia Ignacego Wachowiaka będzie dla nas wielkim zaszczytem.

Miałem szczerą chęć być na miejscu podczas tego wielkiego święta, święta zarówno dla gospodarzy jak i dla lublinian, dla zespołu Kaniorowców. Niestety sprawy zawodowe zatrzymały mnie w naszym mieście. Uroczystość stalowowolską znam z relacji ich uczestników i z rozmów przeprowadzonych w Lublinie 4 marca, gdy cały autobus Lasowiaków przyjechał tutaj specjalnie by złożyć kwiaty na grobie swego patrona na cmentarzu przy ul.Lipowej. Później Kaniorowcy gościli przyjaciół ze Stalowej w swej siedzibie przy ul. I Armii WP i razem z nimi śpiewali, tańczyli i wspominali Igę, zwanego przez Lasowiaków trochę inaczej – Igo, nasz Igo. Okazało się, że Wachowiak to dla nich postać wciąż żywa, taka, która jest wśród nich ciągle obecna.

***

– Igo pracował u nas w latach 1966-79 – informuje Janusz Turek dyrektorujący w MDK od 15. lat. – Mówię Igo, chociaż nie poznałem go osobiście, to po latach pracy wydaje mi się, że tak było, że znam go bardzo dobrze, bo starzy Lasowiacy, szczególnie Marek Zaremba wciąż w rozmowach do niego wracają i te 13 lat spędzonych z nim traktują jako najważniejsze chwile w swoim życiu. Założycielami Lasowiaków byli w 1956 roku Marian Bienias i pan – przeparaszam, imienia nie pamiętam – Rzucidło. Dziś zespół to ok 260 członków, w tym ok. 200 dzieci i młodzieży, chór prowadzony przez Alojzego Szopę i kapela pod kierunkiem Mieczysława Parucha. Ci młodzi złożyli podczas uroczystości przyżeczenie, obiecali, że – tu zacytuję oodpowiedni akt – będą godnymi następcami swoich poprzedników a zwłaszcza tego, co pozostawił po sobie nieodżałowany i kochany przez wszystkich Igo Wachowiak. Ten akt i akt nadania Lasowiakom imienia jej nieżyjącego męża został przekazany oficjalnie na scenie Elżbiecie Wachowiak.

– Teraz już jestem spokojna – opowiada Ela – ale tam, kiedy mi to wręczano, kiedy przeczytano jeszcze decyzję o wpisaniu Ignacego do Księgi Zasłużonych Stalowej Woli, popłakałam się strasznie, nie mogłam wstrzymać łez. Ja to zawsze wiedziałam, ale gdy przypomniano jak wielką był postacią, emocje wzięły górę, ożyły wszystkie wspomnienia…

***

– Ignacego Wachowiaka poznałem w 1968 roku – wspomina Marek Zaremba, dziś szef i główny choreograf Lasowiaków, wychowawca kolejnych pokoleń tancerzy. – Chyba mnie polubił. Pamiętam, że po wypadku w Bułgarii miałem mieć pół roku przerwy w zajęciach tanecznych. Po miesiącu wróciłem do niego, bo nie wytrzymałem. Powiedział: „Malutki rozbieraj się, masz tańczyć”. I tańczyłem. w ogóle pamiętam wszystkie spotkania z nim, włącznie z ostatnim, gdy po próbie, na którą przyjechał już po latach pracy z nami, długo staliśmy jeszcze przy autobusie i nie mogliśmy się nagadać.

– Koncert na uroczystość nadania imienia Igo Wachowiaka Lasowiakom wyreżyserowaliśmy wspólnie z Alicją Lejcyk-Kamińską, dyrektor ZPiT Lublin – kontnuuje Marek Zaremba. – Wcześniej przyjeżdżali pomagać choreogrfowie z Kaniorowców, na czele z Bożeną Baranowską. Wspomagli ją i nas Monika Pacek, realizujący dźwięk Kazimierz Borowiecki i autorka scenografii Jadwiga Krawczyk. Na linii Stalowa Wola – Lublin działała gorąca linia telefoniczna. Pragnęliśmy pokazać Ignacemu, że ten zespół będzie trwał, pokazać nasze dzieci… Lasowiacy zaprezentowali suitę żywiecką i śląską a rzeszowską, dedykowaną specjalnie dla Igo, bo wykonaną dokładnie według choreografii, którą on przed laty przygotował, zatańczyły wszystkie grupy – pierwsza i druga z towarzyszeniem chóru. Jej uwieńczeniem było finałowe połączenie występu dzieci z seniorami. Pani Ala przygotowała bardzo piękny fragment koncertu z Lacrimosą Mozarta, chórem z opery Nabucco i wierszem księdza Twardowskiego. Kaniorowcy zatańczyli sądeckie, mazura z Halki a razem zespoły odtańczyły poloneza w choreografii Ignacego Wachowiaka. To był wspaniały, niezapomniany koncert, coś, co zostanie w sercu na całe życie, tak samo, jak późniejsze spotkanie towarzyskie z gośćmi z Lublina, z tymi, którzy naszego patrona mają prawo znać jeszce lepiej niż my.

Za chwilę pan Marek wraca do osobistego tonu: – Czuję wielki dług wobec Igo Wachowiaka. Był dla mnie największym autorytetem, zaszczepił we mnie miłość do folkloru i nauczył tego, z czego korzystam całe życie. Jego charyzmat, umiejetność operowania tłumem, inwencja choreograficzna, to było wspaniałe. Spotkałem się z wielma twórcami, ale żaden nie wywarł takiego wpływu na mnie jak on. Ciągle jestem mu wierny i zawsze będę. To, co Igo stworzył w Lasowiakach, to przetrwało – temperament, poziom tańca, technika… To się sprawdza! Dopóki będę z zespołem, będę robił wszystko, żeby Igo był zadowolony. Był i będzie z nami. Bo teraz, gdy w nazwie Lasowiaków jest jego imię, gdy wszędzie natykam się na ten napis Zespół imienia…, uświadomiłem sobie w pełni, że Ignacy Wachowiak jest nieśmiertelny, ciągle żywy, z nami. Wielkie Ci dzięki składamy Igo!

– Gorąco chciałbym też podziękować żonie Ignacego, Eli Wachowiak – dodaje na koniec szef Lasowiaków. – Dziękuję za to, że zgodziła się, żebyśmy przyjęli jako zespół imię tego wybitnego twórcy. Dziękuję również naszym lubelskim przyjaciołom – Ali, Bożence, Monice, Jadzi i Kaziowi – za pomoc w przygotowaniu uroczystości. Stalowa Wola będzie pamiętać ten dzień, dzień Ignacego Wachowiaka.

***

Jak się rzekło – żałuję, że mnie tam nie było. Ale wierzę, że Lasowiacy i Kaniorowcy, którzy teraz mają po temu szczególny powód, jeszcze niejednokrotnie się spotkają a ja zdołam przy tym być i te świąteczne kontakty pod wyskim patronatem Igo, Igi, Ignacego Wachowiaka zrelacjonuję osobiście. Pierwsza okazja już wkrótce. Pod koniec czerwca rozpoczną się Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne Lublin 2000 jego właśnie imienia.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: /

Rok: