Nie ma Pawła

Miałem we wczorajszy czwartek być w Cabaret Cafe na występie Kabaretu Jachim Presents, ale w tradycyjnym już ostatnio bogactwie wydarzeń artystycznych w naszym mieście, pretendującym do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, postawiłem na dwie wystawy, których wernisaże odbywały się niemal w tym samym czasie co zaplanowany występ. I może dobrze się stało, bo po wieści, która mnie tam czekała, nie wiem czy potrafiłbym cokolwiek uśmiechnąć się podczas one-man show Tomasza Jachimka. Chyba, że przez łzy. Grobowa – dosłownie – wieść dopadła mnie wieczorem w domu. Justyna Domaszewicz informowała ze smutkiem w sms, że tego dnia zmarł Paweł Biernacki, artysta malarz, który stworzył niedawno wystrój lokalu przy Grodzkiej 21.

O tym wystroju rozmawiałem dosłownie poprzedniego dnia w gronie znajomych, którzy w CC świętowali urodziny koleżanki. Nie wszystkim się jednoznacznie podobał. De gustibus… Ja uważam, szczególnie po ponurym designem poprzedniczki kafejki, restauracji Brama, że Paweł bardzo ocieplił wnętrze pastelowymi, często radosnymi kolorami ścian i ich ozdób. A przede wszystkim, wykreował Biernacki kompleksowe, spójne, obejmujące całość pomieszczeń – tak, tak! – dzieło sztuki. Można nie cenić malarstwa o akademickich proweniencjach, które tu obowiązuje, ale nie sposób nie zauważyć jak ciekawie jego autor mieszał konwencje (powiedzmy wpływy sztuki ludowej, ale i dworskiej) i jak wiele chwytów formalnych zastosował, żeby efekt był ciekawszy. Sięgnął do kolażu z prasowych wycinków, wieszał gotowe obrazy, nie tylko zresztą swoje, ale i wykonał mrówczą robotę, malując je wprost na tynku lub malował ramy dla tych gotowych. Powstało puzdereczko, wnętrze dużo bardziej przytulne niż w przypadku poprzedników CC (chociaż Szeroka 28 miała też swój niepowtarzalny klimat), do którego chce się wejść i tam przebywać. Przynajmniej mnie się chce.

Zaprzyjaźniłem się z Pawłem w wakacje, gdy gospodarze Stacyjki na Rynku i przyszłej jeszcze wówczas kabaretowej oazy, Igor Jastrzębski i Marcin Pakulski-Modrzejewski, zaangażowali artystę z Radomia do zaprojektowania i wykonania wystroju CC. Wpadał na Rynek w regulowanych przez niego samego przerwach w pracy, przekąsić coś i odpocząć. Okazał się uroczym człowiekiem o niespotykanym już dziś cieple, kompanem do rozmów o sztuce i nie tylko. Wciągnęła się w tę zażyłość i moja córka, w której pokoju wisi teraz mały obrazek Pawła. Podarował jej ten piękny drobiazg w dowód wdzięczności za umilenie mu długich, ciągnących się do późnej nocy godzin malowania lokalu, muzyką z radia, które mu Ewa pożyczyła. Poznałem też Biernackiego juniora, syna w wieku licealnym, który – pozostając pod opieką matki – niestety sprawia sporo kłopotów wychowawczych i nie chce się uczyć, ale współpracą z ojcem, którą rodziciel go u nas zaszczepił, był zachwycony i zaszła w nim w Lublinie wielka – co Paweł podkreślał – duchowa przemiana. Boję się myśleć, co ten chłopak teraz przeżywa.

To było tak niedawno. Jeszcze nawet nie półtora miesiąca temu, siedzieliśmy z Pawłem pod ścianą gotowego już wnętrza sali barowo-estradowej na uroczystym otwarciu Cabaret Cafe. Poznawałem go z wkraczającymi znajomymi, z dumą zaznaczając im, że to autor wystroju, który właśnie widzą. Przyglądał się wszystkiemu z tym swoim ciepłym, dobrotliwym uśmiechem i raczej milczał, przeżywając niewątpliwą chwilę szczęścia, tej satysfakcji, której zaznaje artysta na widok gotowego już dzieła, tym większej, jeśli broni się ono w konfrontacji z jego odbiorcami. Wyjechał do swego Radomia, obiecując że będzie do Lublina wpadać, bo zyskał tu wielu przyjaciół. Nie zdążył zrobić tego nawet jeden raz. Nie ma już Pawła. Ty intensywniej – wiem już – będę o nim myślał, wspominał go serdecznie za każdym razem, gdy znajdę się we wnętrzu puzdereczka, które dla nas, dla mnie, Paweł Biernacki wyczarował.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: