Niech taniec trwa!

EFEKTOWNY FINAŁ LUBELSKIEGO FESTIWALU

W poniedziałek odbyły się ostatnie prezentacje VI Międzynarodowych Lubelskich Spotkań Teatrów Tańca. Wystąpili gospodarze oraz goście z Ameryki i było to mocny akcent wieńczący bardzo udaną tegoroczną edycję festiwalu, który skutecznie zaczyna konkurować z „Konfrontacjami Teatralnymi”.

Andrzej Molik

534 89 87

Jeśli można kierować jakiekolwiek pretensje do organizatorów, to może jedynie o to, że w głównym programie nie znalazła się oprócz lublinian żadna grupa z naszego kraju. Potraktowany jako impreza towarzysząca późnonocny, sobotni przegląd „Młoda Polska”, to nic innego jak dawny off-festiwal i zmiana nazwy jest tylko kosmetyką. Reszta propozycji festiwalowych to aktywa.

Jak zwykle bardzo ważnym elementem dopełniającym główne prezentacje okazały się Ogólnopolskie Warsztaty Tańca Współczesnego z udziałem nauczycieli z prawie wszystkich zagranicznych teatrów (a także Rosjanki Taisy Korobeinikowej). Nadzwyczaj ciekawe były filmy z British Council. Warto było też obejrzeć w Centrum Kultury wystawę rysunków Danuty Wójcik „Zawsze tańczę… w myślach”. Ale najważniejsze, że program okazał się na tyle interesujący, że potrafił przyciągnąć tłumy publiczności niekiedy większe niż spektakle październikowych „Konfrontacji”. W Lublinie można już mówić o tradycji kontaktów z tą odmianą sztuki i nasze miasto staje się prawdziwym międzynarodowym centrum tańca współczesnego. A teraz kilka słów o ostatniach przdstawieniach VI MLSTT.

Grupa Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej – „Akrobaci, kwiaty i księżyc pomiędzy”. Hanna Strzemiecka jeszcze raz jako choreograf wykazała się znakomitym wyczuciem formy. Jeśli tworzy się spektakl inspirowany twórczościa Marca Chagalla, to podstawowym problemem staje się to, czy nieść on będzie taką dawkę poezji jaką zawiera malarstwo geniusza z Witebska. „Akrobaci…” są nią przesyceni niemal w każdej cząstce. Odnajdziemy tu echa „Urodzin” z 1915 r, „Trzech akrobatów” z 26 r, „Kochanków w bukiecie” z 1930 i obrazów ostatnich: „Komediantów” i „Wielkiego cyrku” (68) czy „Wielkiej parady” (79/80). A po świecie wspomnień męża przechadza się „Bella w białym kołnierzyku” (1917), świeci błękitny księżyc, działa baśniowa wizja (świetna scenografia Leszka Strzemieckiego), tancerze fruwają i może tylko prawdziwych zwierząt – z ulubionym przez Chagalla kogutem na czele – brak. Istna magia.

Lubelski Teatr Tańca – „Ku dobrej ciszy”. I znowu inspiracja plastyczna, tym razem czerpanie z „Księgi bałwochwalczej” Brunona Schulza. Pisałem już o tym spektaklu teatru Ryszarda Kalinowskiego i Anny Żak, wychowanków Strzemieckiej (dzielą się pomiędzy dwie grupy, są też taneczną podporą pierwszego spektaklu) i nie zmieniam zdania, że to przedstawienie krystalicznie czyste i słusznie zaproszono je na sesję Schulzowską rozpoczynającą się w przyszłym tygodniu, bo duch twórcy „Sklepów cynamonowych” jest tu fizycznie wyczuwalny.

High Frequency Wavelengths – USA – „Funkadelic”, „Flowing lights” i „Dancers of the deep”. W pierwszym przypadku rekord festiwalu. Etiuda tylko 7-minutowa. Szybka, innsywna, podszyta erotyką, z niezwykłym efektem symultanicznego powtarzanie na ekranie tańca ze sceny. Najciekawsza – odsłona druga. Rodzaj tanecznego dialogu, komentarza i dopełninia do nadrealistycznych fotogramów prześwietnego Jerry’ego Uelsmanna. Mocne i dojmujące, mroczne i piękne. Nowa jakość w teatrze tańca. Wreszcie spektakl zamknięcia jakby wyprodukowany na zlecenie Greenpeace. Abstrahując od społecznego, ekologicznego przsłania, „podwodny” taniec w akwarium z meduzami ma poetycką siłę wiodącą wprost do katharsis. Cztery tancerki to najwyższa półka odmiany sztuki, która przez cztery dni grała główną rolę na scenach Lublina. Taki teatr bez zmrużenia oka można zaprosić na następną odsłonę lubelkich Spotkań. Czekamy!

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: