Niech żyje sztuka!

BOHEMA CLUB ARTYSTYCZNA INAUGURACJA

Vive l’arte! – można by zakrzyknąć wzorem cyganerii z początku tamtego wieku. W piątek w podziemiach Hotelu Europa zainaugurował działalność klub, którego gospadarzem ma być lubelskie środowisko twórcze, a sztuka głównym komponentem działalności.

Jak przystało na miejsce spotkań artystycznych, nosi nazwę Bohema Club. W intencji pomysłodawców i organizatorów – Zarządu Europa S.A. na czele z jego przezesem Mieczysławem Karczmarczukiem i Związku Artystów Scen Polskich z szefem oddziału lubelskiego Romanem Kruczkowskim – ma on nawiązywać do legendarnego Klubu Środowisk Twórczych Nora. Działa w pobliżu miejsca pracy tamtego (rzut beretu przez Krakowskie Przedmieście), jednak eleganckie, ale nieco zimne wnętrza muszą się nieco spatynować by uzyskać atmosferę zapamiętaną przez norowiczów, a tych – na szczęście – jest wciąż bardzo dużo.

Dołożenie ręki do przedsięwzięcia przez ZASP spowodowało, że – w przeciwieństwie do cyganerii paryskiej – nie malarze a aktorzy zdominowali wieczór otwarcia. Zaproszono ok. 40 osób, przybyło ponad 80, co już jest pierwszym sukcesem klubu, zważywszy na to, że teatry są już po końcu sezonu i zawisły na nich kłódki. W klimatyzowanych pomieszczeniach, jeszcze nie przygotowanych odpowiednio pod względem nagłośnienia (kto wisiał na barku, wystąpienia słyszał śladowo) panował niebywały tłok. Jadła i picia w każdym razie starczyło na długo. Nie nam oceniać gastronomiczną część programu. Zajmijmy się artystyczną.

W jej pierwszej części zanurzyliśmy się w klimaty rosyjskie. Z Teatru Osterwy, gdzie w ub. tygodniu trwały jeszcze pierwsze próby „Biesów” Dostojewskiego, dochodziły wieści, że nocami, po ich zakończeniu młodzi aktorzy przygotowują coś szczególnego na otwarcie Bohemy. Patronował im duch innego wielkiego Rosjanina – Mikołaja Gogola. Jacek Król, onże Gustaw-Konrad z „Dziadów” Mickiewicza, spektaklu, który dwa dni wcześniej dział kulturalny Kuriera uznał za wydarzenie sezonu artystycznego 2001/2002 w Lublinie wręczając realizatorom Nagrodę Tomka, zadebiutował jako reżyser miniwidowiska pt. „Pieśni z szynela”.

Jest to fragment wiekszej całości, spektaklu Rafała Kmity „Wszyscyśmy z jednego szynela”, który zrobił (i robi nadal) niebywałą furorę w krakowskim Teatrze Stu, a którego pełna wersja będzie miała u nas premierę jesienią. Reżyser przy wsparciu fachowców z Osterwy ubrał siebie i czwórkę kolegów w stroje z epoki i razem spowodowali swym śpiewem, że na chwilę poczuliśmy się tak, jakbyśmy byli w XIX-wiecznym Sankt Petersburgu. Anna Bodziak, Jacek Król, Bartosz Mazur i Szymon Sędrowski – czyli aktorzy, którzy w Osterwie pracują dopiero od roku lub od dwóch – oraz nieco starszy, ale świetnie czujący się w tym młodzieńczym towarzystwie Jerzy Kurczuk wyczarowali uroczy drobiazg sceniczny. Zabrzmiały „Pieśń o Newskim Prospekcie”, „Pieśń miłosna” (duet Ani z Szymkiem), „Pieśń z pętlą” i na koniec obowiązkowa „Trojka”. Wdzięk, brawura, uroda, dobre przygotowanie wokalane wykonawców sprawiły, że na premierę całości będziemy czekać z wytęsknieniem.

Po przedstawicielach teatru dramatycznego, przyszła kolej na lakarzy z Teatru Andersena. Rutynowo mówimy o lalkarzach, ale daj Boże aktorom z innych scen, w tym muzycznej, takich głosów jakimi dysponują oni (zawsze będę powtarzał, że w Lublinie dysponują najlepszymi). Sięgnęli po rzecz z repertuaru tej sceny. Roma Drozdówna, Violetta Tomica, Ilona Zgiet i basujący w tym żeńskim towarzystwie rodzynek, Zbigniew Litwińczuk, zaśpiewali songi z „Joanny Skrzydlatej” Joanny Kulmowej (według scenariusza i w reżyserii Włodzimierza Fełenczaka) z muzyką Gabriela Meneta. „Pan i pies”, „Deszcz” (Roma), „Ballada o rzeczach niepotrzebnych”, „Wahadło”, „Buty”, „Ptaki” i wykonywana na bis „Kukułka”, to nie są łatwe piosenki. Wielogłosowe, ocierajace się o soul, wymagające sprawnej modulacji, zaśpiewane zostały mistrzowsko. Brawa były gorące.

Honoru Teatru Muzycznego broniła osamotniona Krystyna Szydłowska. Ta artystka jak zwykle jest niezawodna, wprost świetna, ale że recital powstał ad hoc i zaprezentowany został w momencie, gdy towarzystwo zajęło się już rozmawami o przyszłości europejskiego, postnorowego klubu oraz tym, co hotelowa kuchnia przygotowała na przekąski, występ co nieco przepadł w radosnym rozgardiaszu. Krysia musi przygotować coś ekstra na początek nowego sezonu, gdy w pełni zaczniemy doceniać walory Bohema Club i już częściej powtarzać: – Niech żyje sztuka!

ANDRZEJ MOLIK

Kategorie:

Tagi: /

Rok: