Niepokoje

Po prawdziwej erupcji entuzjazmu towarzyszącej przebrnięciu przez Lublina pierwszego etapu kwalifikacji do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, deklaratywny i maniakalny fan miasteczka nad Bystrzycą powinien pławić się w szczęściu, podskakiwać z radości i układać hymny pochwalne (są inne?) na temat wyższości świąt lubelskich nad , zum Beispiel, wrocławskimi. Kiedy zatem w gęstym barszczu hurraoptymizmu poczyna łowić ingrediencje, które budzą jego niepokój, popada równocześnie w zadumę, czy to aby nie kolejny przejaw typowo polskiego malkontenctwa destruującego wszelkie nasze działania już w ich zarodku. Spróbujmy uwierzyć, że nie. Tym bardziej, że – być może i oby! – wyartykułowanie wątpliwości trawiących wątpia, ma prawo być działalnością wcale konstruktywną. Tak więc…

Słowa niniejszego textu – wiecie przecież – budowane były jeszcze w grudniu, dokładnie na rok przed wyznaczonym unijnymi wymogami terminem finalizacji remontu zabytkowego kompleksu poklasztornego przy Peowiaków, w którym działało Centrum Kultury. Całkiem możliwe, iż przy swej niechęci do mass mediów coś przegapiłem, ale wydaje mi się, że jesteśmy świadkami i totalnego braku informacji o aktualnym stanie budowlanych robót, i o pracach nad przyszłym merytorycznym kształtem kulturotwórczego – wciąż – pępka Lublina. Sensacyjne wieści o odkryciach archeologicznych w powizytkowskim budynku mogą cieszyć, ale i wiadomo, że to one są jedynym argumentem potrafiącym zapobiec wstrzymanie dotacji UE przy okazji przekroczenia deadline renowacji. Czy ktoś już wie jaka jest nowa data ostatecznego jej terminu? Pytanie trudniejsze. Czy to świadomość ewentualnego poślizgu na budowie, czy też może zmarnowane, przynajmniej z tego punktu widzenia, tygodnie walki władzy o władzę wpędzają decydentów w inercję i brak jakichkolwiek przyszłościowych koncepcji na miarę ESK’2016? Ja doprawdy wciąż nie wiem, czy – chociażby – będzie realizowana koncepcja „3xN”, o której usłyszałem dobrze ponad rok temu w najważniejszym gabinecie CK. Deszyfruje się to tak: Nowy gmach + Nowa nazwa + Nowa dyrekcja. Minęło sporo ponad 12 miesięcy, a więc dużo więcej niż oficjalnie zostało do końca zdjęcia strasznych ogrodzeń zabytku i jego nowego życia, a wszystko wskazuje na to, że – o ironio – prawie stołecznie tkwimy w punkcie wyjścia.

– Jaka piękna katastrofa! – cieszył się, z widomego powodu, Grek Zorba. Mamy szansę na większą. Nazwano ją już sporo czasu temu: Centrum Spotkań Kultur. Nie będę echem fantastycznie czujnych uwag zgłoszonych na tych łamach przez Marcina Skrzypka bez wątpienia nie w roku ubiegłym, ale dużo wcześniej, Będzie mały aneks nawiązujący do przepychanki z arch. Bolesławem Stelmachem, autorem koncepcji nowego kształtu kolosa (skutki już zapewne są dziś wiadome, pisząc te słowa niestety ich nie znałem) . Nie mamy w Lublinie zbyt wielu fascynujących zabytków kultury przemysłowej XIX w., ale z pamiątką XX stulecia i to z jego lat aż 70., nikt nie może się z nami ścigać. Tzw. Teatr w Budowie to perła na miarę, no, jakiegoś gdzieś… 13 cudu świata. Jak już będziemy niebawem dopełniać ostatnie formalności w staraniach o ESK, nikogo, ale to NIKOGO, nie będzie interesować, że za ten skandal odpowiada władza wojewódzka. Straszne odium spłynie na miasto. To na rzyci Lublina ten ropień tkwi.

Niepokojów jest więcej. Kto pamięta, że kwestię TwB reanimował swymi fianasami Janusz Palikot i kto hibernował na zawsze owe ciało, które miało stanowić o wyglądzie, programie i poczynaniach – jeszcze bez tej nazwy – CSK? Czyż nie jest jakimś świadectwem samozadowolenia ze swoich zacnych, ale wobec ESK już przeszłych sukcesów naszych kulturalnych animatorów (włącznie z moim ulubionym, którego wciąż podziwiam) fakt, że aplikację Lublina przygotowują fachowcy pozalubelscy, nawet z południa i zachodu Europy? Czy u naszego konkurenta, w rzeczonym Wrocławiu, to w ogóle możliwe? Itd., etc, und so….

Sorry Winnetou, że marudzę.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: