O Szczurku złodziejaszku

Sorry, znowu więcej. Tym razem pretekstem wpisu stały się nie – jak ostatnio – zasoby kosza pod domowym zlewozmywakiem, w czeluście którego wpadły przy okazji świątecznych porządków najróżniejsze programy przebrzmiałych już wydarzeń kulturalnych i poświęcone nim notatki, tylko zawartość kosza innego. Mailowego. Tego z mojej strony, gdzie – analogicznie – trafiają wieści zdezaktualizowane oraz, delikatnie mówiąc, już, czy od zawsze, nieużyteczne. Ale ab ovo!

Tydzień temu, 20 kwietnia, w katastrofalnym, szczególnie dla szykujących święta gospodyń domowych (jedna[y] się kłania), terminie, albowiem w Wielką Środę, za co organizatorowi, red. Grzegorzowi Józefczukowi, solidarnie zmyły one głowę, odbyła się kolejna edycja wieczorów w ramach Salonu Ludzie Ciekawych. Gościem w Hadesie Szerokiej był tym razem dyrektor artystyczny Teatru Osterwy, reżyser Krzysztof Babicki, który po jedenastu latach pracy w Lublinie wraca niebawem do rodzinnego Trójmiasta.

Spotkanie, chociaż niezbyt – z powyższych względów – frekwencjonoawne, okazało się nader sympatyczne. Artysta mówił o swym niekłamanym sentymencie do Lublina. O odkrywaniu kresowego tygla wielokulturowości, z którego rodzinnie wyrósł (piękna anegdota o dziadkach desperacko broniących wyższości Lwowa nad Wilnem, lub na odwrót). O – z wielką pasją! – stosunku do naszej flagowej wartości artystycznej – teatrów alternatywnych. Ujawnił (na prośbę Waszego Sługi), które z 22 przedstawień wyreżyserowanych przez ten czas w Osterwie ceni sobie, czy też darzy sentymentem, najbardziej (ujawnię, – bo było być na spotkaniu, nawet, jeśli to świątecznie niewygodne! – że w pierwszym szeregu znalazły się m.in. Miłość na Krymie Mrożka i Rock’n’Roll Stopparda). O aktorach, którzy zgodnie z tradycją podążą za szefem artystycznym kształtującym ich sceniczne osobowości (przyznał się Krzysztof na wyraźną prośbę Grzegorza, że chęć zmiany klimatu na morski wyraził ulubieniec lublinianek Szymon Sędrowski), O… etc. (ponownie: A było tam być!)

Jednak z czasem nie dało się nie zauważyć, że Babicki najwięcej czasu poświęca obronie reduty pt: Moja decyzja powrotu nad Bałtyk. W tych refleksjach, opowieściach, czujnych ripostach na zaczepki, najwięcej czasu jął poświęcać enigmie pt. ob. Szczurek. Okazał się on być prezydentem Gdyni i – co zapewne wypływa z tej funkcji – złodziejaszkiem, który nam Babickiego zupełnie bez szczypania wykrada. Czyni to, proponując mu przejęcie zatracanej gdyńskiej placówki – Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza. Musiał Szczurek używać radykalnych argumentów, skoro tęskniącego za stabilizacją (trzecia piękna córka jest wciąż maleńka), marzącego o powrocie do roli bezetatowego, swobodnego, godzącego się na wykonanie konkretnego dzieła reżysera po świeżutkich obchodach 30-lecia pracy twórczej, nakłonił do podjęcia wyzwania desperackiego.

Krzysztof B. kształtem repertuaru (bez)pośrednio doprowadził Teatr Osterwy do niewyobrażalnej wcześnie przez wiele dekad frekwencji na spektaklach. Obecności widzów przewyższająca 90% zajmowanych w 300-osobowej sali miejsc (bez statystycznych oszustw poniektórych placówek Melpomeny, które – jak zaznaczał – wykazują łącznie procenty zapełnienia małej, kameralnej sali i dużej, jaką my – sieroty – mamy w naszym teatrze przy Narutowicza) jest krajowym ewenementem. Absolutnym! Za chwilę, po zakończeniu lubelskiego kontraktu, czyli jesienią, Babicki stanie przed wyzwaniem ratowania w Gdyni frekwencji 18-procentowej!

Teraz zaś wróćmy do koszowego wstępu, Już nie przed-, ale poświątecznie (permanentny brak czasu na kompa) czyściłem swą skrzynkę mailową. Nawyrzucałem do kosza badziewia, ale zainteresowanie wzbudziła linijka z komunikatem: Jan Kondrak (2). Fw: zdjecia z uroczystości cz. I. Dlaczego (2)? Gdzie cz. II? Artysta JanKo, od kiedy uprawia biegowo maraton, wymusza na adresatach swoich maili wzmożoną czujność. W uroczy sposób swe 177 534 miejsce w Półmaratonie Warszawskim (wyznanie:  – Koło stadionu gonią mnie kibice Legii Warszawa. Doping darmowy i niezawodny. Życiówkę poprawiłem o 8 minut) lub inne, z biegu bodajże z bezdomnymi (Bezdomnym w Krakowie przydzielają numery i karmią raz dziennie zupą z lajkonika i grochu. Groch jest z kapusty dla oszczędności), miesza ze scenariuszem koncertu Z życia do życia, jednego z najważniejszych prezentacji tzw. koncertu papieskiego Lubelskiej Federacji Bardów z okazji beatyfikacji Jana Pawła II (o nie, nie w Lublinie, w Białymstoku!).

Z tych to powodów (może dziś się wstyd przyznać?), Jankowy mail sprzed miesiąca, z trzema fotkami (jedna w reprodukcji powyżej) świetnie znanych mi członków Federacji wylądował w koszu. Przed przesyłki tej ekspulsją (Janku, staram się być dyplomatą!) ustaliłem ze sobą, że oprócz mnie i kilku maniaków nie interesują nawet zacne poczynania ukochanej LFB, jeśli są oddalone od lubelskich odbiorców o coś około pół tysiąca kilometrów. Wyrok zapadł.

A tu nagła niespodzianka. W sposób zaprzeczający zjawiskom racjonalnym, już po spotkaniu z Krzysiem B, powędrowałem jeszcze raz do koszowych zasobów internetu i odkryłem towarzyszący przysłanym zdjęciom liścik od JankaKo. Treść:

To zdjęcie z oprawy wręczenia nagrody im. Andzreja Bączkwoskiego. Pochodzącego z Lublina wybitnego urzędnika, którego pamiętam z mediów i który zmarł z przepracowania. Taka japońska śmierć. Co roku nagrodę dostaje najlepszy urzędnik w Polsce. W tym, roku dostał ją Prezydent Gdyni – pan Szczurek. Nagrodę wręczał sam Michał Boni. Na widowni byli ludzie od premiera, od prezydenta, wielu baśniopisarzy, czyli ekspertów od ekonomii. Promowaliśmy w utworach Lublin jako miejsce gdzie burmistrzowie i prezydenci gadają wierszem.

Skoro pan Szczurek, dla nas sprytniutki złodziejaszek, ma takie uznanie w Polsce, a jeszcze potrafi (nie jest ważne, że inni to zrobili – on tam boss!) na swą chwałę sprowadzić słynny zespół z miasta traktowanego już sentymentalnie przez podlegającego łapance artystę, to ja się Krzysztofowi Babickiemu nie dziwię, że gdyńskiej bestii zniewalającej poddał się z dobrodziejstwem inwentarza. Tym bardziej, że pan Szczurek wziął go na sidła obietnic, że na sprowadzonych przez dyrektora in spe do gdyńskiego Teatru Miejskiego aktorów czekają od razu mieszkania (mieszkań 8, przy – o ile pamiętam – 9 etatach aktorskich jakimi obecnie dysponuje Teatr Gombrowicza). Oraz na obietnicę najważniejszą, że za 2,5 roku stanie w Gdyni, na pryncypalnym Skwerze Kościuszki nowy Teatr Miejski na 300 miejsc. To jest dopiero nadzieja! To jest dla Krzysztofa wyzwanie!

W całej tej opowieści, a także w dopływających do nas uprzednio informacjach, pokutuje znamienny szczegół. Pan „Wojciech Bogusław Szczurek (ur. 1 grudnia 1963 w Gdyni) – polski prawnik, doktor nauk prawnych, były sędzia, samorządowiec, prezydent Gdyni” od – daj Boże! – 1998 r występuje – proszę zauważyć, a dotyczy to też licznych innych publikacji – bezimiennie. Wstyd? Niewątpiwie, bo w naszej sarmackiej tradycji kastrowanie imienia do pieszczot personalnych nie należy. Tyle, że… Rajcuje nas, chwalimy się, iż w Lublinie burmistrzowie i prezydenci gadają wierszem (pozbawieni wiedzy, o kogo chodzi, winni sięgnąć do płyty LFB Klechdy lubelskie, żeby odkryć takie popisy włodarzy miasta sprzed lat i wieków oraz obejrzeć jeden z programów Federacji, w którym sięgnięto po twórczość Włodzimierza Wysockiego, wcale nie rosyjskiego barda, tylko aktualnego zastępcy prezydenta m. Lublin). Zastanówmy się, zatem, czy – przy całych nadziejach na ESK 2016 i przy rodzącym się u władz triumfalizmie – nie powinniśmy zatęsknić i optować za lubelską prezydencją kogoś takiego jak pan Szczurek.

Gorąco przepraszam. Wojciech B. Szczurek.

PS. Nie mam prawa ujawniać prywatnych powodów, dla których – dodatkowo, ale i decydująco – Krzysztof Babicki pragnie powrócić do rodzinnego Gdańska. Niech Państwu wystarczy wiedza, że takie też są.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: