Okolice dydaktyki

Co tu dużo gadać, to nie jest wielka sztuka Edwarda Franklina Albee’go. Może dlatego, że „Wszystko w ogrodzie” jest tylko sceniczną adaptacją utworu Gilesa Coopera, autora wręcz u nas nieznanego. W każdym razie, kudy temu tekstowi do wieloznaczności „Kto się boi Wirginii Woolf” czy do komplikacji „Małej Alicji”. Jeśli ktoś dziś po niego sięga, to albo widzi w nim dobry materiał do stworzenia kilku niezłych kreacji aktorskich, albo ulega przekonaniu, że wymowa sztuki z lat sześćdziesiątych może być aktualna także obecnie, osobliwie w kraju, który bierze przyspieszony kurs z kapitalizmu i ulega fetyszowi pieniądza.

Na tą drugą możliwość mogą nabrać się tylko naiwniacy, bo „Wszystko w ogrodzie” ma dziś wszelkie cechy ramotki. Z daleka od niej zalatuje – jak mawiał Wańkowicz – smrodkiem dydaktycznym. Cóż to za nauki płyną z dramatu? Że pogoni za mamoną potrafimy się kompletnie zeszmacić i dlatego powinniśmy dokonywać rozsądnych wyborów? Do kogo ta mowa? Do widzów zasiadających w teatrze? Nie wolno przecież ich obrażać posądzeniem o brak szarych komórek pod czaszką. A nowi biznesmeni spod znaku komórki i białych skarpet, nawet jeśli do świątyni sztuk w ramach snobistycznych powinności trafią, to i tak swoje wiedzą. Albee swe moralizowanie może spuścić z wodą. W całym spektaklu jest w zasadzie jedna prawdziwie dramatyczna scena. To ta, gdy zrozpaczony mąż, który już wie, ze jego żona zapewnia bogactwo siedlisku rodzinnemu kupczeniem ciałem, wyżywa się na Bogu ducha winnym taksówkarzu a zapytany, dlaczego to robi, wykrzykuje: – A kogo mam bić! Jak na sztukę firmowaną takim nazwiskiem jak Albee to doprawdy troche za mało.

Zbigniewa Zapasiewicza, reżysera przedstawienia przywiezionego na Lubelską Premiere Teatralną z warszawskiego Teatru Współczesnego trudno jednak podejrzewać o naiwność i o to, ze uległ wątpliwym urokom amerykanskiej sztuki. Jako rasowy aktor musiał dostrzec ową tkwiacą w niej potencję, te kilka pełnokrwistych postaci dających możliwość aktorskich popisów. Rzeczywiście rola Olgi Sawickiej jako Jenny jest godna zauważenia, bo aktorka wkłada w nią całą duszę i ujawnia wszelkie walory uprawianej profesji aktorskie,aktorskiej!). Na naszych oczach dokonuje się przemiana kury domowej, która pośród kłopotów szarej egzystencji nie zatraciła jeszcze dziewczęcego uroku i powabności (bardzo dobra scena ulegania pokusom adorującego ją sąsiada Jacka). Widzimy jak zmienia się, jak pęka wewnętrznie, gdy sie okazuje, że wymarzone pieniądze nie dają szczęścia. Unosi się ponad podobnymi doń „damami”, nie tylko dlatego, ze grające je aktorki dają prawdziwy popis scenicznego nieudacznictwa wynikający z przerysowania postaci, wręcz przeszarżowania. Ona – Jenny – wie, że pobłądziła, ona jeszcze myśli, ona jeszcze nie tkwi do końca w tym otaczającym ją panopticum. Przyjemnie patrzeć na kreację Sawickiej, choć w pierwszym odruchu możemy mieć prawdziwe wątpliwości, czy to jest odpowiednia osoba do roli seksiastej cichodajki.

Do Olgi Sawickiej chwilami dorasta także swą kreacją Janusz R.Nowicki jako mąż Jenny Richard i na pewno Jacek Mikołajczak w roli Jacka. Do tego dochodzi prawdziwy, tak wychwalany w stolicy popis aktorstwa Zofii Kucównej, która zaiste w roli rajfury Pani Tooth kreuje epizod wręcz perełkowy. Ale na tym aktywa tego spektaklu się kończą, bo nie możemy się oderwać od przekonania, że tytaniczna pracę wykonano w wątpliwej sprawie. To tak trochę, jakby wykonwacom kazano przelewać wodę przetakiem albo machać ramionami w celu wytworzenia energii. Z próżnego i Salomon nie naleje i to się czuło w sali Teatru Osterwy, gdzie jakoś nie doszło do owacji na stojąco, tak często, gęsto tu obecnych w przypadku sztuk zaimportowanych z Warszawy.

Na dodatek Zbigniew Zapasiewicz, mistrz w prowadzeniu aktorów w sytuacjach kameralnych, zupełnie nie poradził sobie ze zbiorową sceną finalizującego wydarzenia sztuki party. Była ona nieznośnie minoderyjna, napuszona, przfajnowana. Podobnego koszmarku dawno nie widziałem w teatrze. Może stało się tak i z tego powodu, że i reżyser nie mógł ścierpieć tych nieznośnych oparów dydaktyzmu unoszących się nad całościa przedsięwzięcia? Roger, syn bohaterów sztuki mówi w pewnym momencie, że głupie odpowiedzi zachowuje na egzaminy w szkole. Tam też powinno się odsyłać autorów o wybujałych zapędach dydaktycznych.

Andrzej Molik

Edward Albee Wszystko w ogrodzie. Reżyseria – Zbigniew Zapasiewicz; scenografia – Dorota Kołodyńska, muzyka – Tomasz Hynek, Borys Somerschaf. spektakl z warszawskiego Teatru Współczesnego prezentowany 27 maja’99 na scenie Teatru Osterwy w ramach Lubelskiej Premiery Teatralnej.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: