Organiczna ekspresja

W GALERII POD PODŁOGĄ

Starsi lubelscy artyści i miłośnicy sztuki mogą pamiętać wystwy Jerzego Tadeusza Lengiewicza jakie odbywały się w naszym mieście w zamierzchłych czasach, bo w latach sześćdziesiątych już poprzedniego wieku. Jedna miała miejsce w 1964 r. na Zamku gdy działał tam jeszcze Wojewódzki Dom Kultury. Druga, z 1968 r. odbyła się w jakiejś tajemniczej galerii BWA, której nazwy artysta nie pamięta, kojarząc jedynie, że schodziło się do niej po schodach pod ziemię (czy wtedy już istaniała przy Rynku Galeria Labirynt?).

Ale jeśli nawet ktoś pamięta te ekspozycje, to i tak nie poznałby dzisiejszej twórczości artysty z Białegostoku. Bo jak pisze Andrzej Koziara (nasz człowiek w tym mieście, osiadły tam od początku lat 70.) w katalogu wystawy otwartej w piatek 21 czerwca w Galerii ZPAP Pod Podłogą, Lengiewicz w tamtych czasach malował najpierw obrazy liryczne a póniej tworzył formy przestrzenne na słynnym biennale w Elblągu, którego zresztą był współtwórcą. Dopiero w drugiej połowie dekady lat 60. malarz zaczął dostrzegać obecność pobliskiej Puszczy Białowieskiej, brać udział w organizowanych tam plenarach i spokój przyrody odbił się w jego nietuzinkowym a przy tym pioruńsko konsekwentnym do tej pory malarstwie.

Jego obrazy można nazwać biologicznymi, ale osobiście wolę mówić o organicznej ekspresji. Ekspresji abstrakcyjnej, chociaż można doszukiwać się w tych płótnach konkretnych przedstawień, zobrazowań przyrody, jej struktur i form. Na wernisażu obcując z większa ilością obrazów Lengiewicza rzuciła mi się także w oczy pewna zbieżność, rzekłbym koincydencja z tzw. figurami osiowymi Jana Lebensteina z początku lat 60., z okresu Grand Prix zdobytego przez niego w Paryżu. Lengiewicz spytany o te skojarzenie, odparł, że mam rację i że nie wstydzi się korzystać z najlepszych wzorów.

Lebenstein pożeglował w dalszej twórczości w stronę malarstwa figuratywnego (oczywiści mocno przetworzonego), Lengiewicz pozostał przy swoim starym patencie. Przy strukturach o cechach symetrii, ale nie tej lustrzanej, tylko takiej jaką potrafi wykazać drzewo. A przy tym pulujących jakąś szczegolną tajemnicą i zadziwieniem nad mądrością przyrody. Jeśli artysta odejdzie od tej dokładnej dwudzielności, to okaże się, że jest to ucieczaka pozorna, że ład tak wszystko zdominuje, jakby 70-letni mężczyzna szukał wewnętrznego uspokojenia. Znajduje je. W swojej sztuce.

ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: