Ożywcza fundacja

Nim państwo kupi Kuncewiczówkę

Edward Balawejder cieszy się, że wreszcie zaświtał promyk nadziei i zaczęła się rysować jakaś przyszłość dla słynnej kazimierskiej willi Marii Jerzego Kuncewiczów, bo minister kultury Andrzej Celiński zadeklarował, że to państwo w przyszłym roku kupi dom wystawiony na sprzedaż przez Witolda Kuncewicza, syna autorki Dwóch księżyców i publicysty i społecznika. Ja, znając pomysły pana ministra, w tym sławetny w sprawie likwidacji większości polskich teatrów, tak do końca bym się nie radował, tym bardziej, że Biblioteka Narodowa, której miałaby przypaść Kuncewiczówka nie będzie się palić, żeby ją przejąć, dopóki nie otrzyma na ten cel odrębnych pieniędzy.

Cała sprawa jest więc wciąż pieśnią przyszłości i to mglistą, a póki co willą w Kazimierzu zawiadować będzie nadal Fundacja Kuncewiczów utworzona w 1990 r. przez Witolda Kuncewicza, zarejestrowana rok później (20.02.1991) w jednym ze stołecznych sądów i od tej pory faktycznie kierowana przez Edwarda Balawajdera, na codzień dyrektora Muzeum na Majdanku. Działalność fundacji stanowi taki ewenement na polu kultury, że wciąż warto o niej przypominać i korzystając z pretekstu jakim jest powrót problemu sprzedaży Kuncewiczówki niniejszym to czynię.

Zbliża się maj i miesiące największej aktywności fundacji. To teraz następować będzie tam spiętrzenie imprez – spotkań, wystaw, koncertów. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że od początku roku nie działo się w Kuncewiczówce nic. Zachował mi się liścik Balawejdera z lutego. Przesyłam kolejne zaproszenie – pisał dołączająć anons spotkania z Adamem Kulikiem i promocji jego książki Droga na południe Nie planuję szczegółowo ze względu na zamiar sprzedaży domu. W II połowie lutego będzie spotkanie z Emilią Krakowską, w marcu przyjedzie Anna Seniuk. Dalej zobaczymy.

Dalej się też działo i dziać będzie, ale Fundacja Kuncewiczów rozlicza się ze swej działalności rocznie i warto przytoczyć tu trochę faktów o minionym roku w Kuncewiczówce, roku małego jubileuszu, bowiem mijało wtedy 10 lat od wspomnianej rejestracji. – Przy swojej formule i warunkach działalności, bez etatów i określonych pieniędzy – stwierdza szef fundacji – jest to czas wystarczająco długi, by świętować sukces. Sukces, możliwy jedynie dzięki aktywności społecznej twórców i działaczy kultury. Osobiście wszystkim dziękuję – podkreśla Balawejder i szybko dodaje, że rok 2001 nie różnił się niczym od poprzednich lata: pracowali wolontariusze, odwiedzali dom liczni turyści, odbywały się spotkania artystyczne, trwały ustawiczne – tradycyjnie już bez większych sukcesów – poszukiwania środków finansowych.

Mimo wielu problemów i kłopotów organizacyjnych i gospodarczych oraz finansowych działalność merytoryczna Fundacji Kuncewiczów przebiagała zgodnie z jej planami i celami, z których podstawowym jest udostępnienia wszystkim miejsca, gdzie żyła i pracował para słynnych twórców. Było i jest to możliwe dzięki dyżurom przewodnickim. W ubiegłym roku prace te wykonywały 33 osoby, głównie artyści plastycy prezentujący swe dzieła w Małej Galerii Kuncewiczówki. Trudno tu wymieniać wszystkich, ale znaleźli się na tej liście m.in. Urszula Ślusarczyk, Aleksandra Kucharska-Cybuch, Anna Kozłowska, Maria Raszewska Olga Olsha Perskiewicz. Tradycyjnie już, poza oprowadzaniem po domu, wykonywali oni bieżące prace gospodarcze, porządkowe, techniczne, byli też wolontariusze gospodarzami spotkań artystycznych organizowanych przez fundację.

W 2001 r. Dom Kuncewiczów odwiedziło prawie 26 tysięcy osób, głównie wycieczek szkolnych, często – co należy odnotować z satysfakcją – dobrze przygotowanych przez nauczycieli do oglądania domu pisarki. Wizyty indywidualne nasilają się głównie w weekendy. Wszyscy odwiedzający mają rzadką w galeriach okazję do bezpośrednich rozmów z twórcami, bo, jak się rzekło, wolontariusze plastycy mają dyżury podczas swoich wystaw autorskich i oni są przewodnikami dla gości. Tych wystaw było w tamtym roku 12, w tym trzy ekspozycje zbiorowe. Uczestniczyło w nich łącznie 47 artystów z Polski, Francji i Stanów Zjednoczonych. Edwarda Balawejder do wydarzeń zalicza wystawę fotograficzną Klimaty nieba młodego artysty Michał Stępnia, ekspozycję ze zbiorów prywatnych, galerii i muzeów pt. Klimaty „Gaju oliwnego” Marii Kuncewicz przygotowaną przez Krystynę Baniowską – Stąsiek a także litografii nie pokazywanego od lat w w Polsce Felikas Topolskiego ze zbiorów Witolda Kuncewicza. Ja dodałbym tu także wystawę Malowane słońcem w rocznicę śmierci Marii Urban- Mieszkowskiej, na której znalazły się też prace jej wnuczki Ani Mieszkowskiej.

Jednym z największych wydarzeń artystycznych i towarzyskich roku 2001 było spotkanie autorskie Sławomira Mrożka. Spotkanie z wybitnym twórcą, który pozostał w Kuncewiczówce na klika dni, zostało świetnie poprowadzone przez Alinę Kochańczyk, historyka literatury z UMCS. Mrożek przezentował swoje teksty i całość przerodziła się w wielogodzinną biesiadę literacką. Przez rok odbyło się 11 takich spotkań, m.in. z Jerzym Pietrkiewiczem z Londynu, filmowe z Marcelem Pawłem Łozińskimi (jedno z dwóch seminariów w trakcie Lata Filmów), Eleonorą Ryszardem Bibersteinami czy z Bogdanem Loeblem, słynnym twórcą przbojów Breakoutów i Tadeusza Woźniaka.

Wreszcie Fundacja Kuncewiczów zorganizowała w ub. roku dziewięć koncertów. Oprócz takich stałych gości, jak Ewa Tabaczewska, bardzo udane recitale zaprezentowali wybitni goście: Ewa Dałkowska, Leszek Długosz (też już się dobrze zadomowił w Kuncewiczówce) czy Jerzy Mamcarz, a także muzycy młodzi – studenci czy wręcz uczniowie. Swoje dwa grosze dołożyli też iluzjoniści – gość z Paryża Tomasz Chełmiński Salvano i, jako gospodarz, lublinianin Marek Zdrojewski Aremi. Koniecznie trzeba też wspomnieć o tłumnie nawiedzanych trzech wieczorach kontynuowanego od 2000 roku cyklu Historia i kultura mniejszości narodowych w Polsce.

Dodać jeszcze trzeba, że Kuncewiczówka stała się także miejscem innych, wcześniej tu nie goszczących spotkań – Polskiego Oddziału Stowarzyszenia Europejskiej Kultury (SEC), Międzynarodowej Konferencji Konradowskiej (polsko-amerykańskiej), autorskie Ogólnopolskiego Pleneru Nauczycieli. Rok temu w maju odbył się też w Domu Kuncewiczów bal kostiumowy w stylu Cudzoziemki oraz gościła telewizyjny program Kawa czy herbata poświęcony Kazimierzowi.

Skoro tyle piszę o działalności Fundacji Kuncewiczów, nie wypada nie wspomnieć o tych, którzy ja wspomagają swą pracą w sposó bezpośrednio niewidoczny dla nas, odwiedzających Kuncewiczówkę. Jak to ujął Edward Balawejder, jedni: Anna Wójcik, Izabella Małecka, Joanna Pioś, Krzysztof Tarkowski, Krzysztof Kokowicz czynią to wykonując wszystkiezabiegi związane ze składem komputerowym i drukowaniem katalogów wystaw i zaproszeń na spotkania, drudzy: Krystyna Pietraszek, Stanisław Segit, Jadwiga Bochniak – prowadząc zestawienia księgowe i bilans fundacji. Wiedzcie też Państwo, że wyglad otoczenia Kuncewiczówki, to zasługa Wiesława Oronia, który wykonuje najbardziej ciężkie i skomplikowane prace w ogrodzie.

No i jest jeszcze on, Edward Balawejder. Nie tylko ja patrzę na jego determinację i konsekwencję w działaniu z ogropmnym uznaniem. Bez niego ta fundacja dawno by zmarła, a dom wielkiej pisarki popadł w ruinę. Rozumiem radość Balawejdera z wiadomości, że to państwo może wykupić od Witolda Kuncewiczą willę jego rodziców, ale przede wszystkim życzę dalszej wytrwałości w pracy na rzecz borykającej się z ogromnymi kłopotami finansowymi a tak ożywczej, tak kreatywnej fundacji. Oby jej kasy nie ratowały w tym roku wyłącznie wpływy z książek Marii i Jerzego Kuncewiczóew zakupywanych przez zwiedzających oraz z obrazów przekazywanych przez artystów prezentujących w Kuncewiczówce swe wystawy. Oby więcej było prywatnych wpłat na konto FK i znalazło się więcej prawdziwych sponsorów – mecenasów. To Panu Edwardowi doda skrzydeł i nadal będzie chciał prowadzić fundację, która tyle radości przysparza nam, odwiedzającym piękną willę w Kazimierzu.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: /

Rok: