Pasja według Borysa

Po 3 godz. siedzenia w jakoś łatwo zapominało się o bólu kręgosłupa. Entuzjazm graniczący z euforią łączył w podziwie salę przepełnioną ponad stan odbiorcami w najróżniejszym wieku. Tymi, którzy wyrażali uznanie „klaskaniem mając obrzękłe prawice”. Doceniano Borysa Somerschafa, któremu przyjaciele ze Stowarzyszenia Wokalnego In Corpore i z współpracujących z nimi Studia Łysol oraz Kawiarni Artystycznej Hades zorganizowali 17 marca w Filharmonii Lubelskiej Uroczysty Koncert z okazji 20-lecia działalności artystycznej. Podziwiano jego twórczą pasję w kreowaniu dorodnego owocu dwóch dekad pracy, rozpisanego w koncercie w sposób klarowny na cztery działy, z których trzy ostatnie od pewnego czasu pokrywają się ze sobą. Oto te odsłony.

Zespół Wokalny In Corpore. Powstały niedługo po tym, jak artysta zadomowił się w naszym kraju na początku lat 90. Teraz jednorazowo przywrócony jubileuszowo chór 9 pań i 8 (nie licząc Borysa) panów we wciąż dobrej formie wokalnej, a ongiś obsypywany laurami na licznych konkursach, w tym – ciekawostka dająca dowód o podejściu, już od początku, Somerschafa do pracy – za emisję głosu. Barwna i wdzięczna różnorodność repertuarowa, od klasyki, Dowlanda i Bacha (ale Johanna Christopha), po beatelsowską Michelle czy „szurane” Scandinavian shuffle. Relaksowa przyjemność dla ucha.

Jednak trochę żal, że w scenariuszu tyle samo, tylko 6 utworów, przydzielono na popis „okrętu flagowego Borysa” – Męskiego Zespółu Wokalnego Kairos. Kto zna ten chór 15-tu (tym razem) potęg głosowych od powstania w 1999, słyszy i widzi jaki nieprawdopodobny rozwój nastąpił w śpiewie i artystycznym wyrazie grupy. Kyrie z greckiej świętej góry Athos dławi gardło słuchacza i wyciska łzy nawet z oczu zaprzysięgłych ateistów, a solo Ormianina Aszota Martirosyana we wspartej wielogłosem naszych Horowel, pieśni obrzędowej z jego kraju, rzuca na kolana. Wyrazem rozwoju horyzontów zespołu śpiewającego latami a capella jest zaproszenie do współpracy muzyków. Szczególny tu wkład świetnego Krzysztofa Pachli z klarnetem w szabasowym Szalom Alejchem i solo sax altu w Si soul si cyra, ale i udział Tomasza Stryczniewicza perkusjonalia, basisty Igora Wójcika Maćka Wierznickiego – git., trudno przecenić. A nad wszystkim panował niepodzielnie On-twórca – Borys.

Prowadząca z elegancją koncert Grażyna Lutosławska, wprowadziła nas w jego drugą część poznając z młodymi wychowankami jubilata. Nie było tej informacji z estrady, ale mistrz pracuje z nimi w Teatrze Nora przy warszawskim Zespole Szkół im. Agnieszki Osieckiej. Szkoda więc, że dysponującej bodaj najlepszym głosem 16-latce Beacie Kałudow przypadł prawie nikomu na sali nieznany utwór All I need. Pozostałe cztery, starsze nieco (do 22 lat) wokalistki śpiewały już piosenki patronki. Z różnym, skutkiem, bo i jak uwierzyć ciekawej głosowo, ale młodej Asi Jędrzejewskiej, gdy w refleksji W żółtych płomieniach liści powtarza dorosłe „I ja żegnałam kiedyś kogoś”? Ada Rozbicka w STS-wskim Mówiłam żartem ma odrobinę za dużo melorecytacji. Ola Zalewska jest za mało dramatyczna w Miasteczku Bełz, ale to też wina aranżacji (muzyka z off-u) a Kasia Marczak Jedni piszą wiersze piórem nie ma co śpiewać, bo to poroniony tekst Pani Agnieszki. Jednak po tym w sumie ciekawym występie zadziałała też zasada, że dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. Ktoś podpowiedział dziewczynom, żeby ich mentorowi zrobić niespodziankę, ex definitione niekonsultowaną z dbającym z wielką skrupulatnością o całościowy wyraz koncertu jubilatem. Podejrzewam, że Somerschaf nie był rozanielony słysząc piosenkę Dwa, należącą do jego kompozytorskich pierwocin.

O oczekiwanej chyba głównie przez żeńską część widowni odsłonie poświęconej Borysa solowym interpretacjom romansów rosyjskich nie trzeba się już rozwodzić. To już dziś, dzięki niemu, prawdziwe hity. Zaśpiewał po cztery piosenki – najpierw z drugiej płyty Powiedz, czemu, a na finał finałów z pierwszej – Sniłsia mnie sad, porywając na koniec do entuzjastycznego klaskania cały tłum słynnym przebojem Dwie gitary. Ważniejsze z tej perspektywy jest to jak i tą formę ekspresji Somerschaf rozwinął i udoskonalił. Kiedy w 2005 r. wychodził debiutancki album, nie krył obaw, że to nie jest jeszcze to, co by zadowoliło jego rozśpiewanego ojca a i jego słuch absolutny i smak. Teraz jest królem śpiewnej romansowej przestrzeni aż po Bug. W czym też udział prześwietnych muzyków, skrzypka z Ukrainy Sergija Fendaka, wprost niezastąpionego u jego boku Jakuba Niedoborka, gitarzysty klasycznego i flamenco, którego instrument tu brzmi jak gitara „na rosyjski strój” – 7-strunowa, a gdy trzeba, jak rzewna mandolina, oraz dwóch muzycznych żywiołów o klezmerskich korzeniach – akordeonisty Pawła Sójki i kontrabasisty Włodka Wargockiego.

Było jeszcze tego wieczoru wzruszające momenty. Wspomnę dwa. Zaproszenie na scenę cioci Borysa, znanej aktorki Małgosi Potockiej, do której przyjechał w 1991 z Moskwy na ferie i już z Polski nie wyjechał i wspólne wykonanie romansu Kalitka (Otwórz furtkę). Oraz porażający prezent dla najbardziej go wspierającej przez 20 lubelskich lat duszy – Krzysztofa Bielewicza, śpiewającego Kairosa, ale przede wszystkim niezawodnego przyjaciela, menadżera, siły doradczej. Borys ofiarował mu to, co dla niego najcenniejsze – obraz autorstwa swego ojca. Zamurowany Krzysio „Łysol” porwał pakunek z dziełem i – żeby ukryć wzruszenie – uciekł ze sceny.

Jeszcze jeden element koncertu wart jest odnotowania. Przed nim i w przerwie można było dosłyszeć muzykę z głośników. Wyłowić „dziadowską pieśń” śpiewaną przez aktora Borysa pod dźwięk liry korbowej w jego kompozycji do spektaklu Do piachu Provisorium oraz inne. Lista tych utworów jubilata miała być wydrukowana w programie, jednak tak się nie stało. A były to: Kwartet smyczkowy i Saxofour for four saxophones oraz fragmenty spektakli Woyzeck, Sceny z życia MittelEuropy (Provisorium), Porucznik z Inishmore i Spowiedź w drewnie w reż. Michała Zgieta z Kompanii Teatr.

I to jest dopiero pełnia ilustrująca Pasję według Borysa. A ponieważ wciąż tylko dojeżdża on do nas z Warszawy, przy tym, jak zaznaczył Krzysztof Żuk wręczając mu Medal Prezydenta, znakomicie się wpisuje swą twórczością w wielokulturowe tradycje naszego miasta, ośmielam się z tego miejsca zaproponować przyznanie Borysowi Somerschafowi tytułu Honorowego Obywatela Lublina.

 

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: