Pełne sale

PEREGRYNACJE

Gdy od lat spełnia się rolę recenzenta, prawdziwą przyjemnością stają sie koncerty, spektakle, filmy, na które idzie się – że się tak wyrażę – bezinteresownie. Brak przymusu pisania na temat danego wydarzenia sprawia, że postrzega się je inaczej – bez obciążeń. Bez potrzeby myślenia o tym, jak wrażenie przeleje się na papier. Bez czynienia notatek (niestety – nawyk będący funkcją przemian sklerotycznych). Bez układania zdań w głowie. Bez…

Taki luksus owocuje też tym, że oprócz bezpośrednich bodźców estetycznych, przyjmuje się też inne, bardziej zewnętrzne. Dostrzega się oto, kto siedzi na sali, jak te rzesze publiczności wyglądają, ile tych ludzi jest. Oczywiście, to wszystko widzi się i przy wypełnianiu obowiązków zawodowych, ale jakby na marginesie. Dlatego fakt, że na przedstaweiniach festiwalu teatrów tańca w Chatce Żaka i w Teatrze Muzycznym zjawiły się tłumy widzów, odnotowałem mimochodem. Ale w miniony weekend zdarzyło mi się – tak właśnie, bezinteresownie – zagościć na dwóch koncertach i pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, był wypełnione po ostatnie miejsca sale. Ba! Na finale finału (finałem jest już cały cykl pięciu listopadowych koncertów od soboty do piątku) jubileuszowego X Międzynarodowego Nieustającego Festiwalu Gitarowego w filhramonii młodzież dostawkowe krzesła próbowała ustawiać w przjściu przed rzędem dla prominentnych goście imprezy, bo nigdzie indziej nie mogła już ich wcisnąć.

Rozejrzałem się po widowni. Absolutna dominacja młodych twarzy. A program wcale nie taki łatwy. Oprócz zawsze przebojowego Concierto de Aranjuez Rodrigo, tylko o Koncercie podwójnym Piazzolli wiedziało się czego się można spodziewać. W takim kontekście nie dziwią słowa hiszpańskiego ambasadora Juana Pablo de Laiglesia, że Lublin jest najbardziej gitarowym miastem w Polsce. Nie dziwi też to, że zgodził się on zostać członkiem honorowym organizującego festiwal Lubelskiego Towarzystwa Gitarowego. Notabene, innym członkiem honorowym został prezydent Andrzej Pruszkowski, od wielu lat patronujący imprezie i podobno na decyzję LTG nie miało wpływu to, że zarówno ambasador jak i prezydent lubią sobie prywatnie pograć na gitarze.

Dwa dni później zajrzałem w budynku na Skłodowskiej trzy piętra niżej, czyli do Teatru Muzycznego. I znowu full. Koncert „Świat opery, operetki i musicalu” przyciagnął inna publiczność, zdecydowanie – czemu w tej instytucji nie należy się dziwić – starszą. Ale reakcje były równie gorące jak przy gitarzystach. I wtedy sobie pomyślałem, że niech mi nikt nie truje o kryzysie w odbiorze kultury. Kryzys, owszem, dotyka jej struktur, ale ludzie, jakkolwiek dużą dawkę papki telewizyjnej by łykali, wciąż, tu w Lublinie, potrzebują bezpośrednich doznań artystycznych. I tylko z wyborem mogą mieć kłopot. Pisałem tydzień temu o braku koordynacji na poziomie miasta. Teraz dołączyło się środowisko akademickie. W tym tygodniu równolegle odbywają się imprezy największych w Europie obchodów Schulzowskich i VIII Ogólnopolskiego Studenckiego Festiwalu Piosenki Religijnej „Żakeria”. Ten nawet musiał Schulzowi ustąpić miejsca w swym tradycyjnym miejscu, w Chatce Żaka. Jak tu widz ma nie zwariować?

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: