Piknik pod śmiesznymi bunkrami

To był dobry weekend w lubelskiej kulturze. Działo się i to działo ciekawie. Na ten przykład w Galerii Białej przy okazji otwartej w piątek wystawy instalacji Kamila Stańczaka Betony.

Nawet przypadkowy odbiorca sztuki skojarzy jego twórczość, jeśli przypomni mu się, że małe obiekty tego obecnie asystenta na Wydziale Artystycznym UMCS gościły przez ubiegły rok na okładkach Lubelskiego Informatora Kulturalnego ZOOM. Wcześniej te instalacyjki o zwodniczej formie zabawek prezentowane były w tejże Białej, tylko w jej starej siedzibie przy Peowiaków, na ekspozycji Peryferie. Z kolei tak sam tytuł jeszcze wcześniej nosiła wystawa malarstwa Kamila w jego rodzinnych Puławach.

Wszyscy, którzy poznali tę twórczość Stańczaka, wiedzą, że nasycona jest dużą dozą ironii i przewrotnych przewartościowań. Podobnie rzecz się ma z Betonami, instalacjami, które wychodzą od niewątpliwie rzadko – jeśli w ogóle – spotykanych w naszych okolicach, ale doskonale znanych historykom wojskowości jednoosobowych bunkrów wartowniczych –

Einmannbunker alias Splitterschutzzelle. O tych, które licznie sterczą jeszcze gdzieś na Dolnym Śląsku w notce poprzedzającej wystawę napisano, że dawno straciły swój pierwotny – uwaga, tu ktoś sięgnął po rzadko dziś używane słowo – utylitarny charakter, czyli po prostu służenia do praktycznego celu. Kamil Stańczak zaprzęgając je do potrzeb sztuki, przy użyciu zmyłkowego w gruncie rzeczy tytuły, bo te betony mają zdaje się styropianową bazę, sprowadził je ad absurdum. Forma, która winna budzić traumatyczne skojarzenia (u niektórych wspomnienia, etc) została oderwana od swego sensu, osiągając wyraz już nie tyle pastiszu, co parodii bazowego znaczenia.

To wszystko staje się – w najlepszym znaczeniu, bo pamiętajmy i o tej szlachetnej funkcji sztuki – rozśmieszające, zabawne i ku zabawie pobudza. W ogrodzie tymczasowej siedziby Centrum Kultury przy Narutowicza 32, który został zaanektowany przez Annę NawrotJana Grykę, szefów Galerii Białej, na część cyklu wystaw jubileuszowych, związanych z jej XXV-leciem (instalacje Kamila do niego należą) odbyło się urocze przedłużenie wernisażu w galeryjnych wnętrzach. Na i bok karuzeli, zwanej kręciołkiem, zaprojektowanej przez Jarka Koziarę, diabelskim urządzenia dużych szybkości, które już zdążyło wymusić ruchy antyrobaczkowe u kilku delikwentów, w swym zadufaniu uważających, że można na nie siadać bezkarnie, rozłożyło się piknikiem młode artystyczne towarzystwo. Kręciołek przykrył daszek-parsol we wściekłych koziarowych barwach. Ubytki trawy, jaki się ujawniły od czasów gospodarującego tu ongiś Domu Dziecka uzupełniono tego dnia trawiastymi dywanami wykorzystywanymi na innej, bodaj dyplomowej wystawie, które miały trafić na śmietnik. Można się było poczuć lepiej niż na pewnym Śniadaniu na trawie. Tym bardziej, że u klasyka nie było chleba ze smalcem i skwarkami oraz ogórkami małosolnymi. Do jednoosobowego bunkra też nikt nie uciekał. Nawet najstarszy w towarzystwie Wasz Sługa.

A o innych smakowitościach weekendu jeszcze będzie.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: