Poezja słowa i bezsłowna ekspresja

Jak to fantastycznie się dzieje że nawet u finiszu starań Lublina o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, na 11 dni – jak odlicza klepsydra Jarka Koziary przed Ratuszem – spotykamy się nos w nos z tak piękną kolejną inicjatywą. Od pocztku powtarzałem, że nawet, jeśli moje ukochane miasto nie uzyska tej nominacji (odpukuję, oczywiście, z wielkim hukiem, bo należę pod tym względem do największych optymistów), to, co zostało zrobione dla lubelskiej kultury przez miesiące i lata starań o zaszczytny tytuł pozostanie naszą ogromną, niezbywalną wartością procentującą na dziesiątki przyszłych lat.

Oto co w tym niezwykłym zrywie objawia się dziś Mieliśmy, dopiero co, kolejną, wydzierganą rękami niestrudzonej ekipy Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN imprezę na miarę miejsca, gdzie tworzył Józef Czechowicz: Festiwal Lublin – Miasto Poezji. Metaforyczne zasoby inspiracji najwyraźniej w cieniu kogutka z Bramy Trynitarskiej nie zostały wyczerpane, skoro znalazło się miejsce na kolejne, poniekąd bliźniacze, ale wszak dopełniające tamten program wydarzenie: Międzynarodowy Festiwal Poezji Czas poetów.

Dla mnie osobiście, zadziwiające jest to, że festiwal firmuje uchodzący ostatnio za ostoję inercji Wojeewódzki Ośrodek Kultury z – jak mówi Grzesio Michalec – górnych partii Dolnej Panny Marii. Już dużo mniej, że czyni to – wymieniana na pierwszym miejscu w komunikatach Fundacja Sztuki im. Brunona Schulza (plus Rozdroża i Warsztaty Kultury). Za tym wszystkim stoi – rezecz jasna, z grupą współpracowników – ukryty w swej skromności Henryk Kowalczyk, wcześniej animator i komisarz uroczego  Festiwalu Teatrów Niewielkich (szósta, a bez wątpienia nie ostatnia edycja w listopadzie ub. roku), a w latach 70. tamtego wieku twórca jednej z trójcy – obok Provisorium i Grupy Chwilowej – legend lubelskiej alternatywy teatralnej – Sceny 6.

Nie bacząc na to, czy informacja o festiwalu ukazała się na głównych stronach mego obecnego pracodawcy, Dziennika Wschodniego, zacytuję intro organizatorów:

„ Oto pierwsza edycja najmłodszego na tę chwilę festiwalu poetyckiego na świecie, lubelskiego Czasu poetów. W tym debiucie bierze udział ich piętnastu – siedmioro z Białorusi, Czech, Litwy,  Słowacji, Rosji, Niemiec, Ukrainy, a więc z państw, z którymi Polska sąsiaduje, i ośmioro z Polski. Dla poetów to okazja do wzajemnego poznania siebie i polubienia Lublina, który ubiega się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. To także okazja do dialogu i konfrontacji języków, poetyk, pokoleń, a także do wymiany poglądów na rolę przekładu (drugi dzień przebiega pod hasłem Sztuka przekładu). Dla publiczności to wyjątkowa szansa posłuchania żywych głosów piętnastu indywidualności, piętnastu gwiazd współczesnej poezji, znanych nie tylko w swoich krajach i nie tylko w tej części Europy. Odbywające się pierwszego dnia Wielkie czytanie wierszy uświetnią wydarzenia muzyczne, taneczne i plastyczne.

Choć nazwa festiwalu kojarzyć się może ze słynnym pytaniem Hölderlina, to jednak w ciągu tych dwóch dni nie o czasie marnym chcemy myśleć, lecz o przyjaznym. Niech to naprawdę będzie czas poetów, a będzie nim wtedy, gdy będzie równocześnie czasem miłośników poezji.
Towarzysząca festiwalowi publikacja, zawierająca noty biobibliograficzne uczestników festiwalu, jest też mini antologią ich wierszy, która obok – oby miłych – wspomnień stanowić będzie trwały pofestiwalowy ślad”.

Jeśli w tym komunikacie zabrakło komuś z miłośników polskiej poezji nazwisk jej krezusów, to dla zachęty wymienię tylko trzy: Ewa Lipska, Ryszard Krynicki, Bohdan Zadura! Tak. To będzie poezja w krystalicznie czystej postaci – słowa. Ale są twórcy potrafiący ją wydobyć z innej materii. Tak naprawdę festiwal rozpoczyna się jutro, w sobotę. Jednak – podziw i uznanie dla komisarza, a może lepiej, unikając wojennej nomenklatury, powiedzieć: dla kuratora Henryka – zyskuje już dziś, w piątek o godz. 18 w Sali Galerii WOK napełnione po brzegi imaginacji znaczące preludium (Boże!, po prostu uwerturowe dowartościowanie) w wystawie pt: Małgorzata Skałbania Rozmowy z Miejscem.

Po dwóch nocach archiwalnej kwerendy, chwilach rozpaczy i bezsilności udało się w zasobach komputerowych odnaleźć taki drobiazg sprzed, jak się okazuje, ponad trzech lat:

Neapol w kolorze sepii

Galeria 31, działająca w Filii nr 30 Miejskiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego ma niezwykle ambitny program i wciąż zaskakuje bardzo interesujacymi ekspozycjami. Do takich niewątpliwie należy wystawa rysunków Małgorzaty Skałbanii, która zostanie otwarta tam (…). Prace artystki są plonem jej podróży do Włoch w 2006 r., a bohaterem zaułki i zabytki pięknego Neapolu.

Skałbania prezentuje „tylko” 15 rysunków, ale są one tak wysmakowane, kreślone tak lekką a zdecydowaną, absolutnie swobodną kreską, że każdy przykuwa uwagę. Tak rysować w naszym mieście potrafi mało kto. Na dodatek – co podwyższa klimatyczny walor prac – robi to niemal zarzuconą już dziś sangwiną, ciemnobrunatną kredką, czyli widzimy neapolitańskie cudowności w kolorze sepii, jak ze starych fotografii czy – lepiej – rysowanych arcydzieł Michała Anioła (była kiedyś jego zapierająca dech rysunkowa wystawa w Luwrze), Leonarda da Vinci albo naszego Romana Kramsztyka. Tak – przy pomocy sangwiny – uczył rysować 40 lat temu historyków sztuki na KUL wielki kazimierski malarz Antoni Michalak. Skałbania jest uczennicą innego wielkiego artysty. Studiowała w PWSSP w Gdańsku, dyplom jednak zdobyła na ASP w Krakowie w pracowni jego – prof. Jerzego Nowosielskiego. Wszelako trudno rozstrzygnąć czy to u niego nauczyła się tak świetnie sangwiną wodzić. W czasie studiów odbyła jeszcze staż w akademii w Kampen w Holandii. Potem zaliczyła pobyt w Paryżu i działalność w pracowni malarskiej ADAC. Mieszka w Lublinie, ale – z tego co wiem – wystawia u nas rzadko. Miała natomiast ekspozycje w Krakowie i w Emma Gallery w holendeskim Zwolle. Pani Małgorzata pisze też wiersze i to by tłumaczyło, dlaczego w jej rysunkach zaklęte jest tyle poezji.

Właśnie! To jest ta tytułowa bezsłowna ekspresja. Fantasmagoryczna umiejętność pełnego rozmachu operowania kreską. Napowietrzoną nipohamowaną swobodą przez artystkę o wprost niewyobrażalnej skromności osobistej, której życie składa się – jak da się nawet z oddali dostrzec – z poświęceń i dalekich od wolnościowych, twórczych zrywów obowiązków. W zasadzie te kilkanaście prac, to kronika wędrówek za chlebem po zakątkach Europy. Południe Włoch. Francuski Kraj Basków. Paryski Montrmarte. Niderlandy… I wszędzie graniczące z pacierzem rozmowy z Miejscem I wszędzie obecność z obowiązkową teczką rysunkową. Tym artystycznym spowiednikiem rozerwanego pokorą i prozą życia serca. Wielkiego, ale bez wątpienia nadwątlonego. I wszędzie z kawałkiem sangwiny, węgla lub, chociaż – wielka rzadkość u szanującej klasykę autorki – cienkopisem.

Jest na wystawie taki obrazek, który w jakiś sposób charakteryzuje los Pani Gosi. Zatrzymany w rysunkowym kadrze zegar (godziny nie zdołałem dostrzec, może nie uległą utrwaleniu) ze ściany poczekalni kolejowej w Bordeaux. – Narysowałem go, nim zdążyli mnie wyrzucić z zamykanego o godz. 12 w nocy dworca – poskarżyła się po cichutku, ale, jak zwykle, bez cienia żalu. A w tym rozedrganym, nawarstwionym rysunkowo bolesną ekspresją czasomierzu da się – jeśli tylko woli nie zabraknie – dostrzec całą, za pięty ściąganą na ziemię, poetycką duszę Małgorzaty Skołbani.

Bez obrazy dla WOK. Bez obrazy szczególnie dla Henia Kowalczyka, bo wydobył w ten sposób z niebytu zapoznaną i bezwstydnie zapomnianą przez środowisko plastyczne i w ogóle przez kulturalny świat Lublina uczennicę mistrza Nowosielskiego… Bez obrazy, ale wszystkimi członkami podpisuję się pod jednym, tyleż niestety retorycznym, co krótkim pytaniem. Zadał je ponoć, oglądając ekspozycję na dwa dni przed wernisażem, najważniejszy dziś wg mnie krytyk sztuki współczesnej w Lublinie, prof. Lechosław Lameński. Brzmiało – znowu ponoć, bo nie zdążyłem się spotkać z moim ulubionym professore – w ustach szefa odpowiedniej katedry z KUL tak: – Dlaczego te prace (dzieła?) nie są pokazywane w jakiejś bardziej znaczącej galerii Lublina?

No, dlaczego? Piszący te słowa, wpatrując się w rzadkie postacie obecne w rysunkach Pani Gosi – przemykającego uliczką gnoma czy panie nie najcięższych obyczajów na winklu bodaj francuskiego zaułka – widzi jak poezja Skołbani spowita jest dojmujcą traumą. Ale widzę też tańczące wbrew prawom grawitacji i rozsądnego postrzegania, za nic traktujące sobie piony i poziomy geometrii.rozhulałe w szalonym wirowaniu pałace. Dalekie od pokrętnośći secesyjnych zrywów kamieniczki z ulic o południowym, tylko pzez tę artystkę rozpoznawanym stygmacie.

Wtedy…Chciałbym, żeby Pani Gosia, na codzień ciągnąca wcale nie militarysczny, ale przez to ani odrobinę lżejszy wóz brechtowskiej Matki Courage. Dźwigająca na plecach krzyż wiolonczeli swej buntującej się córki, I jeszcze czegoś, do czego nie mam prawo się wtrącać… Żeby porwała i mnie do tego Sztuki wzlotów najwyższych tańca.

A podobno tańczyć potrafię.

Żeby być lojalnym wobec tej pięknoty – nowej imprezy i jej zacnych organizatorów, prezentuję na koniec…

PROGRAM FESTIWALU

CZAS POETÓW – WIELKIE CZYTANIE WIERSZY
11 czerwca 2011 r. (sobota), godz. 18.00,
Radio Lublin, ul. Obrońców Pokoju 2

Eugenijus Ališanka (LT), Igor Biełow (RUS), Andrej Chadanowicz (BY) Jacek Dehnel (PL), Mária Ferenčuhová (SK), Darek Foks (PL), Hałyna Kruk (UA), Ryszard Krynicki (PL), Agnieszka Kuciak (PL), Ewa Lipska (PL), Bronisław Maj (PL), Andrzej Niewiadomski (PL), Kateřina Rudčenková (CZ), Ron Winkler (D), Bohdan Zadura (PL)

wydarzenia towarzyszące:
Anna Szałapak (koncert), Konrad Mastyło – fortepian, Tomasz Góra – skrzypce
Łukasz Jemioła, Ewelina Drzał
Małgorzata Skałbania – Rozmowy z Miejscem (wystawa rysunków)

CZAS POETÓW – SZTUKA PRZEKŁADU
12 czerwca 2011 r. (niedziela), godz. 15.00,
Wojewódzki Ośrodek Kultury, ul. Dolna Panny Marii 3

Eugenijus Ališanka (LT), Igor Biełow (RUS), Andrej Chadanowicz (BY), Hałyna Kruk (UA), Kateřina Rudčenková (CZ), Ron Winkler (D), Bohdan Zadura (PL)

scenariusz: Ad van Rijsewijk (NL)
prowadzenie: Ewa Hadrian i Bronisław Maj (PL)

Na wszystkie wydarzenia wstęp wolny.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: