Polonezem w finał

Alicja Lejcyk – Kamińska, dyrektor artystyczny XV Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych Lublin 2000, pytana w ich trakcie jak to sprawia, że deszcz omija festiwalowe koncerty, odpowiedziała, że załatwia to w czasie codziennych porannych rozmów z Ignacym Wachowiakiem. Patron naszych Spotkań musi mieć prawdziwe chody w Krainie Niebiańskiego Folkloru a pogawędki prowadzone z nim przez szefową Kaniorowców (także reżyserem ostatniego koncertu) być bardzo skuteczne, bo na cud zakrawa fakt, że kiedy w całej Polsce leje, na zespoły tańczące w muszli koncertowej Ogrodu Saskiego prawie nie spadła kropla deszczu. Podobnie było wczoraj na koncercie galowym wieńczącym przepiękną sześcidniową randkę z folklorem z Azji i z Europy. Do woli można było się rozkoszować popisami wykonawców od pierwszych taktów otwierajacego finał poloneza.

To robi kolosalne wrażenie, gdy dostojnym krokiem tego uroczystego tańca na scenę i proscenium wkracza radosny, barwny tłum setek wykonawców z dziesięciu zespołów uczestniczących w festiwalu, pary się mieszają i obok Chinek w czerwonych wysokich butach kroczą czarni Gruzini, obok Ormianek w różach Hiszpanie w ciemnych pelerynach, obok Bułgarów w bielach świecące złotem Rosjanki a przy wybrązowionych słońcem Macedończykach wdzięczne Polki w zwiewnych sukniach z epoki. Niekiedy się wydawało – a dotyczy to szczególnie przedstawicieli Chin i Gruzji – że nasz narodowy taniec mają we krwi, że wodzą poloneza od dzieciństwa…

Po szalenie efektownym wstępie dokonano uroczystego pożegnania festiwalowych gości i zamknięcia jubileuszowych XV Spotkań Folklorystycznych. A później znowu zabrzmiała narodowa nuta i biło ze sceny elegancją, bo gospodarze, Zespół Pieśni i Tańca Lublin im. Wandy Kaniorowej odtańczył siarczystego mazura ze Strasznego Dworu. Ale zaraz oddał pola zagranicznym przyjaciołom. Hiszpanie z grupy Tuna de Medecina Badajoz University jak zwykle bawili wszystkich swymi serenadami na 17 męskich gardeł. Bułgarzy z Graovskiej Mładosti urzekali szybkimi kroczkami tańców o nieprawdopodobnych rytmach. Lasowiacy ze Stalowej Woli zaprezentowali tym razem pełnego energii krakowiaka. Rosjanki z Razdola zapiewały wielogłosowe, to żewne to radosne pieśni i płynęły w tańcu posuwiście jak jakieś marioszki puszczone po lodzie. Ormianie z Aktamara podskakiwali w szeregach w rytm orientalnej muzyki o arabskich korzeniach. Zespół PiT Ziemi Chełmskiej przybliżył rzadko prezentowny u nas folklor kaszubski. Macedończycy z Ilinden czarowali bałkańskim choro. A kończyły tą przeglądową część z wyborem tańców najlepszych z najlepszych prawdziwe gwiazdy lubelskich Spotkań, Chińczycy z Hubei Wuhan i Gruzini z Tbeti. Tego, co pokazali nie da się opisać, bo to zespoły z najwyższej półki światowego folklory. Powiemy jedynie, że doprowadzili widownię do temperatury wrzenia zaś za chwilę dodali jeszcze kilka stopni. Byli genialni!

A później stało się jeszcze goręcej, bo nastąpił finał finałów. Hiszpanie z Badajoz śpiewali E viva Espana, Viva Bułgaria, Rosja, Armenia, Macedonia, Chiny, Gruzja i Viva Polonia, a poszczególne wywoływane zespoły reprezentujace te kraje dołączały się do wielkiego chóru, za chwilę wzmocnionego jeszcze gardłami widzów. Było pięknie i wzruszająco jak przy każdym pożegnaniu. I wszyscy powtarzali: – Do zobaczenia na kolejnych, XVI Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych!. Oby w nowej muszli koncertowej w Ogrodzie Saskim, gdzie ten festiwal czuje się najlepiej.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: