Powrót modernistów

KĄCIK KRYTYKA

– Rzeźba jest przestrzenią – mówiła Katarzyna Kobro, jedna z grona modernistów rewolucjonizujących sztukę XX w., którym otwartą w Galerii Grodzkiej BWA wystawą „Krzesłotrony – Mondrian, Malewicz, Kobro, Strzemiński, Stażewski, Szpakowski” hołd składa Tadeusz Mysłowski. Zamieszkały w Nowym Jorku, ale tworzący też w Lublinie artysta dokonał zabiegu dokładnie odwrotnego niż dziwne działania amerykańskiego spadkobiercy Mondriana. Tamten przestrzenne konstrukcje z papieru, czyli rzeźby wielkiego Holendra spłaszczył i sprowadził do formy obrazów. Tu, płaskie, abstrakcyjne dzieła awangardzistów zyskują trójwymiarowy wyraz atakując przestrzeń. Najlepiej do istoty Krzesłotronów dotrze odbiorca wyposażony w wiedzę o spuściźnie szóstki artystów, którym są dedykowane. Dopiero nosząc pod powiekami „Broadway Boogie Woogie” Mondriana, można się tak naprawdę rozsmakować w sumującym jego dzieło „belkowoogie” Mysłowskiego, a znając niekończone linie ciągnięte meandrycznie przez Szpakowskiego – w krześle nazwanym „strukturolinia”. W jednym przypadku, w poświęconym Strzemińskiemu i Kobro „negatopzytywie” zawarta została też w rzeźbie osobista tragedia rozstania pary artystów. Zresztą ich krzesła eksponowane są oddzielnie, a złożene w jedno świadczyłyby – można to sobie wyobrazić – zarówno o hramonii związku, jak i o jego niedopasowaniu (jeszcze lepiej wyraża to mały model krzeseł dla nich i ich córki Niki Strzemińskiej). Można zarzycić pracom Mysłowskiego, że nie czuć w nich walki o własną prawdę artystyczną, bólu brania się za bary z materią sztuki, ale trudno by było powiedzieć, że nie czuć w nich prawdziwego zachwytu dziełami tych, którzy stali się jego ideową rodziną i których kontynuatorem stara się być ten artysta najnowszej awangardy.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: