Pranie stereotypów

PO PREMIERZE TEATRÓW PROVISORIUM I KOMPANIA TEATR

Teatry Provisorium i Kompania Teatr w sposób zupełnie fantastyczny przeniosły na scenę ”Trans-Atlantyk” Witolda Gombrowicza. Jeśli utwór ten uznawany jest za – jak to ktoś ujął – frenetyczny atak na nasze narodowe stereotypy, to w realizacji Witolda Mazurkiewicza i Janusza Opryńskiego zyskuje on niezwykłej intensyfikacji. Pranie stereotypów dosięga stanu wrzenia. Rozpędzany coraz bardziej wehikuł kręcący się wokół palmy, symbolu egzotyki i oderwania od ojczyzny, gna jak oszalały niosąc wywieziony z ocean patriotyczny bagaż i w swej barokowej formie znakomicie nawiazuje do idei autora tworzącego rodzaj sarmackiej gawędy z tamtych czasów. Tę podkreśla dodatkowo skrajnie wyraziste aktorstwo dotykajace szarży, parodystycznego – a pamiętajmy tu o takich właśnie nawiązaniach autora do ”Pana Tadeusza” – przerysowania. Chociaż słowo ”karuzel” w tekście powieści (i jednocześnie – jak chciał Gombrowicz – dramatu) pojawia się bodaj raz, pomysł scenografa Jerzego Rudzkiego i swóch reżyserów wprowadzenia owej bryczki na karuzelowej, kieratowej uwięzi wydaje się kluczowy dla sukcesu lubelskiego przedstawienia. Oficjalną premierę miało ono na zamkniętym pokazie październikowych Konfrontacji, ale dopiero to, które pokazano w piątek i sobotę w Centrum Kultury dla szerokiej publiczności – skrócone i dopracowane w każdej zmianie sceny – można uznać za dzieło skończone. Wehikuł obwieszony jest bogoojczyźnianymi symbolami, a zasiadają w nim postacie będace w gruncie rzeczy też symbolami. Sam Gombrowicz w znakomitej interpretacji (ta monologi na palmie!) dzierżący wciąż walizeczkę – a czyż to nie symbol emigracyjnego nieprzystosowania? – spotyka na nim Posła-Ministra kreowanego brawurowo przez Jacka Brzezińskiego, potwierdzenie wyobrażenia dyplomaty tyleż szermujacego pustymi sloganami o Polsce, co pospolicie głupiego. Bryczka będzie statkiem emigrantów. I będzie pojazdem szlagona, Majora Tadeusza w zbrojnym napierśniku, hełmie i przyłbicy, symbolu skostnienia narodowej tradycji, której pompatyczną Formę grający go Michał Zgiet wspaniale wydobywa sztywnością gestów i namaszczonym głosem. Spektakl mieni się od zupełnie przepysznych znaków. Witold Mazurkiewicz tworzący kolejny raz najwybitniejszą, skończenie dopracowaną kreację jako Gonzalo, dźwiga zawieszony poniżej pasa dzwon, cudowny i prześmieszny znak jego odmiennej seksualności. Major ”uroki” przepijania do niego, a w zasadzie do jego syna Ignaca (niema, ale znacząca rola zaangażowanego tu specjalnie Rafała Sadownika) będzie odganiał krucyfiksem zerwanym z piersi. Puste wystrzały nabitych do pojedynku tylko prochem pistoletów zobrazują strzelanie nadmuchanych papierowych torebek. Itd, itd. Totalna drwina, piramida śmiechu, który w finale przy szalonym oberku nawiązującej tu do ludowo-narodowej tradycji muzyki Krzesimira Dębskiego okaże się śmiechem gorzkim, dławiącym. Stereotypy zostały wyprane, teraz trzeba coś z nimi zrobić. ”Trans-Atlantyk” Provisorium i Kompanii Teatr nie niesie prostego katharsis, tym bardzie godny jest polecenia. To może być sukces naszych teatrów podobny do ich ”Ferdydurke”. ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: