Próba trudnej miłości

ROZMOWA Z JERZYM BIELUNASEM, REŻYSEREM „DZIKICH ŁABĘDZI” W TEATRZE ANDERSENA

Andrzej Molik: Pana zrealizwane w Tearze im. H. Ch. Andersena, „Olbrzymy” według własnego tekstu, odniosły największy sukces w czasie dwóch kadencji dyr. Włodzimierza Fełenczaka. W 2004 r., dwa lata po premierze, zdobyły Kryształowego Andersena, główną nagrodę na Festiwalu „Księżniczka na ziarnku grochu” w Krakowie, organizowanym przez Nordic House i Konsulat Danii. Na dodatek taką samą nagrodę zdobył i Pan za reżyserię…

Jerzy Bielunas, reżyser „Dzikich łabędzi” wg. Andersena, których premiera odbędzie się w sobotę.

– Szkoda, że o tym nie wiedziałem. Nie wiem dlaczego dyr. Fełenczak zaprosił mnie, ale nigdy nie padła z jego strony następna propozycja pracy w kierowanym prze niego teatrze. Natomiast zostałem przez organizatorów Festiwalu Korczakowskiego zaproszony do Warszawy, gdy „Olbrzymy” w 2003 r. zdobyły na nim jedyną przyznawaną tam nagrodę – Atest Najwyższej Jakości ITI. Fełenczak nie zaprosił mnie nigdy na próby wznowieniowe, także przed festiwalami, bym mógł np. ustawić światła, a przecież to reżyser najbardziej chce, żeby na nich pokazywano dzieło dopieszczone w szczegółach. Niedawno Teatr Andersena wznowił „Olbrzymy”. One się nadal mają dobrą kondycję. Cieszę się, że pomimo tego, że spektakl doszedł do setki wystawień, bardzo sprawni aktorzy utrzymali wysoki poziom interpretacji.

* Czego nie zrobił Fełenczak, uczynił nowy dyrektor Teatru Andersena Arkadiusz Klucznik. Jak Pan sądzi, dlaczego zaproszenie trafiło do Pana?

Zaczynając od końca, to mój student w Akadmii Teatralnej we Wrocławiu. Gdy ukończył także reżyserię na białostckim wydziale akademii w Warszawie, z czasem został dyrektorem Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie. Tam robiłem „Doktora Dolittle”, który zdobył Złotą Maskę Śląska w kategorii spektakli dla dzieci. Mieliśmy dalsze plany, ale chociaż Klucznik bardzo dobrze prowadził teatr, był tam tylko jedną kadencję. A jak objął teatr w Lublinie, zaporosił mnie i postawił warunek, żeby to była baśń Adersena, bo chciał w swoim pierwszym sezonie w Teatrze Andersena wprowadzić do repertuaru którąś z baśni jego patrona. Zastanawialiśmy się nad tytułem, było kilka propozycji, ale najbardziej mi odpowiadały „Dzikie łabędzie”, bo dyrektor miał jeszcze jeden warunek – żeby to była prapremiera a nie żadna realizacja przeniesiona z innego tatru, a ta baśń spełniała ten wymóg. Pisanie scenariusza i piosenek zajęło mi kilka miesięcy. Na początku grudnia byliśmy gotowi i rozpoczęły się próby. Ten okres był trudny ze względy na moje dojazdy z Wrocławia na dwa, trzy dni w Lublinie. Zdarzały się tygodnie, że ze względu na zobowiązania taatru udało się przprowadzić tylko dwie próby. Normalne praca nad spektaklem jest bardziej skondensowana.

* Co Pana tak ujmuje w „Dzikich łabędziach”, że wybór padł na nie?

To baśń nie skazana cywilizacją, magiczna, prosta, z bardzo klarownym przesłaniem. Tak jak w Battelheimowskiej analizie baśni, bohater – tu Eliza grana przez b. dziewczęcą Annę Habę, studentkę IV r. wrocławskiej uczelni, dla której jest to przedstaienie dyplomowe – doznaje wielu ciosów, ale dzięki pomocy innych i własnej wytrwałości zwycięża. Jest tu nie uwspółcześniona symbolika grozy, odrzucenia, pamięci i lęku o najbliższych i to jest dzieciom potrzebne. Wiedzą, że wszystko dzieje się na niby, a jednocześnie budują własne skojarzenia. Utrwala się w dzieciach przeświadczenie, że z każdej sytuacji znajdzie się wyjście.

* Znowu, jak w „Królowej śniegu” wszystko zaczyna się od złej macochy…

Zła macocha zamienia braci w łabędzie a potem wygania Elizę, więc jej cierpienie jest podwójne. Traci dom a i nie chce być sama, pragnie znaleźć braci. Ale on są doświadczeni przez los, potrzaskani i tylko od niej zależy czy wrócą do zdrowia, do szczęścia. To „Królowa śniegu” do kwadratu, dużo groźnijsza. Gerda ratuje Kaja, ale Eliza musi pokonać dużo więcej przeciwieństw. A ponieważ jest dobra, ofiarna, a przede wszystkim konsekwentana, więc jakoś to się udaje. W Andersena jest metafora, Elizie lekcji udziela morze. Tłumaczy jej ono, że nawet bardzo wielkie skały z czasem zostaną skruszone na piasek i że woda – z pozoru delikatna i miękka – z uporem uderzając okaże się silniejsza. Po tej lekcji Wróżki Wody, dziewczynka postanawia być konsekwentna. Wszystko – i to jest podstawowe przesłanie dla dzieci – robi dla pracy i poświęca się dla innych. To próba trudnej miłości. Nie ma tu tak modnych dziś egoimu i egocentryzmu.

* W inscenizacji „Olbrzymów” zastosował Pan wielkie maski. Jaką formę przybierze ten spektakl?

Łączę żywy plan aktorski z animacją. W Andersenie jest malutka scena, nie ma zapadni i wyciągów. Trzeba było trochę poczarować. Najtrudniejsza okazała się przemiana rycerzy w łabędzie i na odwrót. Nie zdradzę jak wygląda, ale starałem się, żeby było atrakcyjnie. Bardzo ładną kolorystycznie scenografię przygotowała wielce utalentowana Anna Chadaj, absolwentka warszawskiej ASP.

* A jakie lalki są wykorzystywane?

Są elementy animacji tkanianami. Są wykorzystane formy łabędzi a w scenie egzorcyzmów pojawiają się miniaturowe kopie Elizy. Jednak generalnie gramy w planie żywym, ponieważ je nie jestem specjalistą od lalek. Jestem reżyserem dramatu i ewentualnie tworzę z aktorem w masce.

* Wspominał Pan o piosenkach. Kto skomponował muzykę?

Udało się znowu – jak do „Olbrzymów” – pozyskać Tomasza Łuca. Stworzył muzykę stylizowaną na irlandzkie ballady. To mi się wydawało najbliższe estetyce rycerskiej, w jakiej chciałem stworzyć ten spektakl. Tomek przyjeżdżał na próby i piosenki – uparłem się! – bedą śpiewane na żywo, bez playbacków, co szczególnie w teatrze animacji jest bardzo rzadkie.

* Ale to nie jest musical?

Broń Boże! Aktorzy śpiewają siedem piosenek, ale to jest jak najbardziej przedstawienie dramatyczne, oparte na grze aktorskiej.

* Kto oprócz wspomnianej Anny Haby gra?

W sumie cztery panie i pięciu panów. Wróżkę Wody, jak ją nazwałem, gra Mirella Biel, Wróżkę Rosochatą – Violetta Tomica, Królową i Macochę – Ilona Zgiet. Daniel Arbaczewski wciela się we wszystkich 11 Braci, Piotr Gajos gra b. dobrze Żabiocha i Ekscelencję, Konrad Biel Księcia, Bodzio Byrski – Lokaja a Jacek Dragun – Króla i Kata.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: