Przerwane tango

Chyba już pół dekady temu organizatorzy Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca zauważyli przy okazji jubileuszowej, 10. edycji festiwalu, że są dwa dziennikarskie zabytki, które konsekwentnie towarzyszą mu od jego zarania. Obaj z Andrzejem Z. Kowalczykiem zostaliśmy nawet wówczas wyróżnieni pamiątkowymi statuetkami. Jeśli jest dziwnym przypadkiem, że w owych latach większość czasu pracowaliśmy razem z imiennikiem w jednej redakcji Kuriera L. (ja byłem bardziej stabilny w chorobliwym przywiązaniu do tytułu), to w obu z nas pozostały do dziś ogromna atencja i sentyment wobec MSTT.

Festiwal ten nigdy nie miał długo dotykającego Konfrontacje Teatralne kryzysu idei i programu, i nawet dziś, po sukcesie swej 17. odsłony, nasza sztandarowa w tej dziedzinie impreza może wiele zazdrościć tej o rok młodszej. Przede wszystkim tego, że kształtująca Spotkania grupa cudownych zapaleńców, głównie tancerzy uprawiających sztukę tej odmiany teatru, czujnie obserwujących jego najnowsze trendy i zjawiska, nigdy nie dopuściła do zatracenia prawdziwie międzynarodowego charakteru festiwalu i to w globalnym wymiarze, z popisowym przykładem10.MSTT, gdy Lublin oglądał spektakle ansambli z wszystkich pięciu kontynentów, co Konfrontacjom, temu zapowiadanemu hucznie in spe Edynburgowi Wschodu, jakoś dotychczas się nie przydarzyło.

Zmierzam tu ku exhibicjonistycznemu wyznaniu, że z powyższych względów Spotkania Teatrów Tańca darzę szczerze przeogromnym uczuciem, graniczący z tym, którego treść, co najwyżej, wyszeptuję w ucho Pewnej Damy (a Ona, mam nadzieję, pamięta, gdzie jego Kosmos eksplodował). Dlatego – chociaż propozycja nie podlegała z mej strony dyskusji, co najwyżej budziła wściekłość, że wciąż koordynowanie znaczących wydarzeń kulturalnych na poziomie Lublina można między bajki włożyć – poczułem się już podczas rozpoczętych tydzień temu we wtorek (6.11.) 16.MSTT jak dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawkę. Bodaj bardziej przystające do tematu będzie stwierdzenie, że odczułem to jak ten fircyk, któremu w czasie zachłystującego tanga odbito piękną i pociągającą partnerkę, a on został sam już nie na parkiecie, ale na lodzie!

Powodem nieszczęścia była propozycja (okolic polecenia służbowego) wystosowana przez żywotnie ważny dla mnie miesięcznik, że może byłbym się recenzencko zajął od piątku XXVI Ogólnopolskim Festiwalem Piosenki Studenckiej i Turystycznej Bakcynalia. Nie było wyjścia, chociaż wszyscy, którzy znają stosunek piszącego te słowa do produktów zawierających się w terminie-diagnozie (dawna Bakcynaliów nazwa) Epidemia Piosenki Turystycznej, zdają sobie sprawę, że podjął się dzieła dyskomfortowo desperackiego (efekt w grudniowym wydaniu ZOOMa). Pozostała satysfakcja, że jak donoszą świadkowie, w tym wspomniany mój imiennik, ponoć – w przeciwieństwie do tego, co zrobiono na tegorocznych Konfrontacjach T. – w tych pierwszych trzech „moich” dniach 16. Spotkań zawarte zostały najważniejsze zagraniczne spektakle festiwalu. Projekty cie. toula limnaios z Berlina każdego dnia, Portugalki Very Mantero Olympia, Yasmeen Godder z Izraela pt. Nadchodzi koniec burzy oraz amerykańskie Choreografie Merce’a Cunninghama, jak widać po tytule Lublin Event, specjalnie dla nas na nasz festiwal przygotowane, postaram się niebawem, jak najszybciej podsumować.

A przerwanego tanga i tak exdansiorowi Molikowi żal!

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: