Psyche Pana P.P.P.

Fakt, to akt!

Luwr należy do tych wielkich muzeów, które trzeba uparcie zwiedzać kilka, a jeśli ktoś ma takie możliwości i kilkanaście razy, żeby nie przegapić jakiegoś smakowitego kęska. Wiele osób, w tym Zbigniew Herbert twierdzi, że dużo ciekawsza jest londyńska National Gallery, a to ze względu na stopień nagromadzenia arcydzieł, ale wszak nie samymi arcydziełami się człek syci, a oprócz tego do paryskiego kolosa można mieć sentyment, szczególnie teraz, gdy otwarto po przeróbkach wszystkie skrzydła i uporządkowano kolekcje tak, że stały się one bardziej przejrzyste.

To dzięki temu, że francuskie malarstwo XVIII-XIX wieku znalazło się na drugim piętrze skrzydła Sully, gdy poszukiwałem swego ulubionego Watteau i darzonego nie mniejszym afektem Fragonarda, trafiłem na obraz, który kiedyś umknął w natłoku wrażeń (nie jest też wykluczone, że wtedy jeszcze do niego nie dojrzałem, bo przecież długo dzieła neoklasyczne miało się we wzgardzie). Namalował go Pan P.P.P. – Pierre-Paul Prud’hon (1758-1823), pozostający zresztą – jak powszewchnie jest oceniane – pod wpływem „mojego” Fragonarda, o którym tu już było przy okazji jego wyzywającego „Igrania z ogniem”.

Płótno Prud’hona zatytułowane jest „Porwanie Psyche”, ale w „Leksykonie malarstwa” można znaleźć też dopełniającą treść nazwę „Psyche porwana przez Wiatry”. Z Apulejusza pamiętamy, że sława urody Psyche rozeszła się tak szeroko, że ucierpiał na tym kult bogini Wenus i ta zmusiła rodziców panny P. do wydania jej za kogoś, kogo nie wolno jej zobaczyć nawet po ślubie. Nie bardzo pamiętam, czy Wiatry porywają ją przed tym jak zobaczyła swe przeznczenie – Amora, ale wygląda, na to, że tu dopiero o nim śni. Śni z ręką przytkniętą do głowy i w jakiś sposób przypomina śpiącą kobietę z „Igrania”, ale miękki modelunek ciała, nastrojowy, delikatny światłocień pozbawiający dzieło wulgarnego erotyzmu, to już wpływ ukochanego przez Pierre-Paula Correggia. Śmiesznostką wielkiego obrazu jest to, że gdy się go ogląda od dołu, przez chwilę sądzi się, że Psyche ma trzy nogi, jedna na szczęście nie należy do niej. Mnie jako napoleonistę interesuje też, czy za modelkę nie posłużyła przypadkiem żona Bonapartego, bo trzy lata wcześniej Prud’hon malował „Cesarzową Józefinę w parku Malmaison”. Oczywiście ubraną.

Andrzej Molik

Pierre-Paul Prud’hon „Porwanie Psyche”, 1808,

olej na płótnie 195 x 157 cm. Musee du Louvre, Paryż.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: