Rosyjska dusza

Tegoroczna, 14. edycja Konfrontacji Teatralnych penetruje i przybliża nam teatralny Wschód z absolutną i – zważywszy na uznanie jaką zdobywa na świecie – dominacją Melpomeny rosyjskiej. Piątek był na festiwalu dniem solidnej jej porcji, bo z trzech prezentowanych spektakli naszych sąsiadów jeden tylko pochodził z Białorusi, a dwa właśnie z Rosji. Na dodatek, bardzo w stylu teatrów z nad Newy, Wołgi czy Moskwy, żaden nie był krótszy niż 100 min.

Moskiewskie SounDrama Studio pokazało I część spektaklu „Gogol. Wieczory”. Oparty został na dalekim od drapieżności „Rewizora” czy „Martwych dusz” tekście „Wieczory na chutorze w pobliżu Dikańki”, który jeśli był u nas wystawiany to – ze względu na swą ludowość – w czasach socjalizmu. Ktoś musiał wtedy dokonać kongenialnego tłumaczenia, wykorzystywanego w napisach podczas przedstawienia, mieniącego się zapomnianą, cudowną polszczyzną, gdzie „krajka barwista” a „powietrze pełne pieściwości”. Zaczęło się wszystko jak na akademii z okazji rocznicy rewolucji październikowej z recytacjami Majakowskiego, ale potem było już tylko lepiej. Stworzono rosyjską dumkę z naszych wyobrażeń, śpiewogrę z białymi głosami układającymi się w fascynujący wielogłos, powabną i – żeby użyć rodzimego słowa Gogola – ujutną. Fabuła tu niby bzdurka, ale kto lubi takie rosyjskie klimaty z chutorów, rozległego stepu i lasów nieprzebytych, miał wielką frajdę.

Zupełnie inny klimat panował na przedstawieniu Teatr Kameralnego z Czelabińska „Dostojewski – Chesterton: Paradoksy zbrodni, albo samotny jeździec apokalipsy”. Reżyser Aleksiej Jankowskij okazał się nieodrodnym dziecięciem Anatolija Wasiliewa, twórcy Moskiewskiej Szkoły Sztuki Dramatycznej, rosyjskiego guru europejskiego teatru. Tak jak jego Medea, bohaterowie sztuki współczesnego dramaturga Klima, czerpiącej z wymienionych w tytule autorów swoje monologi wykrzykują nam prosto w twarz, czyniąc to niczym karabin maszynowy, a jeśli dochodzi do dialogów to też są one kierowane frontalnie, do widowni, a nie do interlokutorów. Konwencja może uzasadniona wobec przeżywającego katusze chorej duszy Raskolnikowa, w przypadku powiedzmy dwóch polityków z tekstu Chestertona pozostaje – delikatnie mówiąc – chybiona. Zaczyna ona być nie do zniesienia! To my przeżywamy na widowni katusze, tym bardziej, że próbujemy odczytać, biegnące szaleńczo jak w wideoklipie, tłumaczenia tekstu, wyświetlane nad sceną. Zadzierając głowę, nie mamy czasu spojrzeć na aktorów. Zresztą może nie jest to wielka krzywda, bo ci tkwią w hieratycznych pozach i wszystko się przemienia w jakieś oszalałe słuchowisko radiowe. No cóż, widać i tak można diagnozować rosyjską duszę.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: