Rozczłonkowany Hades i podwójnie nowy Różyc

Nastał listopad. Ostatni gwizdek, żeby się porachować z zaniedbanymi blogowo imprezami październikowymi. Tym bardziej, że dotyczy to m.in. wydarzeń poniekąd firmowanych przez zawsze bliski memu sercu, wysłany z podziemi CK przy Peowiaków na przymusową emigrację Klub Towarzyski Hades z jego Restauracją i Kawiarnią Artystyczną.

Poniekąd, bo dziś już – nawet jeśli czasowo – obowiązuje inne nazewnictwo i wszystko się w swych funkcjach pomieszało. Przez jakiś czas, po wkroczeniu emigranta do słynnego ongiś kombinatu gastronomicznego na rogu Lipowej i Al. Racławickich i stworzeniu lokalu pod szyldem Hades Astoria, funkcje KA uległy częściowej hibernacji. Z bogatej oferty kulturalnej kawiarni uchowała się na II piętrze jedynie dyskoteka z obszernym barem. Równocześnie przez kilka miesięcy trudno było mówić o jakiejś działalności hadesowej restauracji. Ostał się jeno barek w Centrum Kongresowym Uniwersytetu Przyrodniczego i pracująca tam kuchnia, przygotowująca catering, czyli potrawy przeznaczone na eksport do miejsc najróżniejszych.

Od czerwcowej Nocy Kultury i debiutu Hades Szerokiej, pomieszanie osiągnęło stan jeszcze większy, można rzec, bogatszej mikstury. Staromiejski lokal przy Grodzkiej 21, spadkobierca – już w nazwie, ale, jak się okaże, również w podejściu do działań kulturalnych – pięknych tradycji Cafe Szeroka 28, to przede wszystkim restauracja. Jednak, w przeciwieństwie do tego, co się działo w części konsumpcyjnej podziemi przy Peowiaków, przyjmująca także rolę spełnianą na drugim końcu piwnic CK przez Kawiarnie Artystyczną Hades. Tak się stało już od inaugurujących te nowe miejsce koncertów kapeli Čači Vorba,  poprzez występ Kabaretu Mimika, szalony wernisaż Śledź grodzki w przyległej Bramie Grodzkiej i towarzyszące mu we wnętrzach piękne ekscesy muzyczne w finale II Europejskiego Festiwalu Smaku na początku września, po – ostatnio – spektakl Sztukmistrz z Lublina działającego powyżej lokalu Teatru NN, w reżyserii Tomasza Pietrasiewicza i w wykonaniu Witolda Dąbrowskiego.

Żeby jednak było jeszcze ciekawej, aby doprowadzić do cocktailu absolutnego, odważnego pomieszania nie tak dawnych funkcji restauracji i kawiarni, gospodarze, Włodzimierz Orzechowski i – w tym przypadku bodaj głównie oni – Elżbieta Leszek Cwalinowie zaproponowali w dyskotekowych do tych pór przestrzeniach Hadesu Astorii powołanie do życia 9 października sceny muzycznej (tak sobie ją nazywam, oficjalnego tytułu jeszcze jej nie przydano).

Zważywszy, że Hades był temu artyście zawsze przyjazny, ze dołożył ręki (chodzi przede wszystkim o dłonie Eli i Leszka) do wydania jego debiutanckiej płyty Erotyk zza kiosku, że on sam wśród wyrafinowanej hadesowej publiczności zawsze świetnie się czuje, nie stanowi to zaskoczenia, iż zainaugurował działalność tej sceny Marcin Różycki. I to jest ów nowy Różyc nr 1. Bard nad bardy, śpiewający w nowym zupełnie artystycznym miejscu Lublina, chociaż z towarzyszeniem „starego”, ostatnio stale mu towarzyszącego składu muzyków, i przed widownią (wypełniona była po ostatnie miejsca a nawet z nadwyżką), złożoną w zdecydowanej większości przez wiernych, uwielbiających jego sztukę słuchaczy, znających od nuty do nuty, od słowa do słowa prezentowany przezeń repertuar. Ale Różyc był też podwójnie nowy (można dopisać, że to novum nr 2). Zaśpiewał absolutnie premierowo song, oczywiście swego autorstwa, pt. Nocą nie ma Boga.

Jestem dumny i blady, że ostatnio od laureata Nagrody im. Marka Grechuty na 45. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie (kilka dni temu zaśpiewał na finałowym koncercie galowym kolejnej edycji najważniejszego w kręgu piosenki literackiej festiwalu w kraju) otrzymałem autograf fragmentu tej wprawiającej w zadumę nowalijki. Pozwolę sobie podzielić się tym tekstem z Państwem:

Nocą nie ma Boga na ziemi

Jesteś tylko Ty i zmęczenie

Gwiazdy, jak zawstydzone oczy

Patrzą na gładkość twoich stóp

Tęsknią na niebie każdej nocy

Rankiem przychodzi po nie bóg

Zgadnij, jak dzisiaj mam na imię

Jaki demony we mnie śpią

Jesteś jak w starym, niemym kinie

Własne powietrze zabrać chcę

Nocą nie ma boga na ziemi

Czyż w bliższym nieba Hadesie Astorii nie miało prawa to zabrzmieć bardziej – że odwołam się do sformułowania sprzed lat gdzieś ze 40 innej potęgi słowa śpiewanego, Macieja Zembatego – adekwatnie niż w podziemiach Kawiarni Artystycznej? Jeno atmosfera tam była inna. Oby powróciła!

Żeby dopełnić tę opowieść o mixowaniu, dodam, że tego samego dnia, zaraz po h-astoriowym recitalu Różyca, w Hadesie Szerokiej zadebiutował zespół Etnogram, nowy projekt, kwartet pod wodzą Jacka Sribniaka, klarnecisty legendy Szerokiej 28, kapeli Lubliner Klezmorim, primo voto Va Banque, dziś w występującej w bliższych jej klimatom Mandragorze na Rynku. Zaległość muszę nadrobić, bo tego dnia uległem namowie Marcina R. wygłoszonej na finał finału otwarcia sceny muzycznej w Hadesie Astorii. Sugestywnie zachęcał z estrady, żeby udać do innego swego zaprzyjaźnionego lokaliku, prowadzonego przez Krzysztofa Pasamana na Okopowej Spirala Blues & Jazz Clubu na koncert nowej, lubelskiej formacji znakomitego gitarzysty – Marek Raduli Squad. Poszedłem. Nie żałuję! Niektórzy wiedzą dodatkowo, dlaczego.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: