Rzeź Sardanapala

Corregio, Tycjan, Mantegna, Cranach, Durer… Już dostatecznie długo przebywaliśmy w tym golusieńkim cyklu w kręgu starych mistrzów z XV i XVI wieku, żeby nie ruszyć się wreszcie trochę w czasie. Proponuję skok w wiek XIX i dzieło malarza, którego bardzo długo wręcz nie cierpiałem. Nie darzyłem go sympatią za przyczyną tylko jednego obrazu, który jest zatytułowany „Wolność wiodąca lud na barykady”, bo za czasów realnego socjalizmu uznawany był przez partyjną propagandę za sztandarowe dzieło ilustrujące wszelkie rewolucyjne zrywy proletariackich mas i reprodukowano go wszędzie i przy każdej okazji, od rocznicy tzw. rewolucji październikowej po święto odrodzenia Polski 22 lipca (dziś E. Wedel).

Nienawiść przeniosła się na malarza, którym jest oczywiście Eugene Delacroix (1798-1863) i trzeba było niezawodnego (do czasu) w tym względzie Waldemara Łysiaka i jego szkicu o „Śmierci Sardanapala”, żebym na wielkiego francuskiego artystę spojrzał innym okiem. A już w samym obrazie z rzezią sprokurowaną przez ostatniego – według legendy – asyryjskiego króla, zupełnie się zakochałem. Tak wielka była to afektacja, że już przed pierwszą wizytą w Luwrze należał do piątki gigantów, dzieł, które postanowiłem koniecznie, ale to koniecznie w paryskim muzeum zobaczyć.

Planowałem tu pisać o zupełnie innym płótnie Delacroix, o jego kameralnej „Kobiecie w białych pończochach” z tegoż Luwru, miałem bowiem opory czy w cyklu poświęconym pięknym aktom wypada prezentować makabryczną scenę zbiorowego mordu, któremu cyniczny przegrany król ze spokojem się przygląda. Przekonałem się jednak, że to nie tylko ja w jakiś zboczony sposób w tej scenie dynamicznej jak cwałujący koń widzę buchający erotyzm. Piszą o nim całe zastępy znawców sztuki i podniecają się tym jak sztubaki. Widać w głębi naszego libido są i takie tęsknoty.

Andrzej Molik

Eugene Delacroix „Śmierć Sardanapala”. 1827.
Olej na płótnie 392 x 496 cm.
Musee du Louvre. Paryż

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: