Rzeźby niechciane

FELIETON ZADOMOWIONY

Jeszcze raz skorzystam z inspiracji poddanej pod nos przez powołane do życia w Ośrodku Brama Grodzka – Teatr NN lubelskie Forum Kultury Przestrzeni. Proszę traktować tekst jako mały suplement do dyskusji „Rzeźba w przestrzeni publicznej Lublina”, bo ani mi na myśl nie przyszło konkurować z uczonymi a także – jak relacjonowała koleżanka redakcyjna – gorącymi głowami uczestniczącymi w dyskusji w Trybunale Koronnym pod koniec marca.

Już wówczas gdy animujący całość przedsięwzięcia Marcin Skrzypek podesłał mi zdjęcia ilustrujące problem, którym m.in. zajęło się ostatnie forum, pomyślałem, że warto powrócić do pewnej zapomnianej historii z połowy lat 70., czyli epoki gierkowskiej. Muzyk Orkiestry św. Mikołaja, który odnalazł w sobie urbanistyczno-architektoniczną pasję i realizuje się w bramowym ośrodku, podawał w formie fotograficznej dwa przykłady rażącego zaniedbania otoczenia rzeźb lubelskich, świadczących o bardzo niskiej kulturze i wrażliwości na obecność sztuki w przestrzeni publicznej. „Przy takiej ekspozycji (oba obiekty sprawiają wrażenie „ukrywanych” za pomocą zieleni, parkingu, reklamy), żadna rzeźba nie miałaby szans” – komentował Marcin.

Jednym przykładem jest Pomnik Ofiar Getta na placyku pomiędzy Lubartowską i Świętoduską od góry zablokowanego pakingiem, który to monument jest godny odrębnego opowiadania. Ale drugi przykład tyczy abstrakcyjnej instalacji przy ul. Filaretów. I tu jesteśmy u celu z dzisiejszym aneksem do forumowej dyskusji. Instalacja na obrzeżu os. Piastowskiego Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej nie jest jedyną rzeźbą w jej osiedlach, którą można jako tako dojrzeć obecnie, gdy jeszcze nie wybujała zieleń. Jadąc Filaretów w górę widać po prawej stronie wśród gołych drzew i krzewów os. Mickiewicza co najmniej dwie rzeźby, w tym bliższą bardzo ciekawą, w swej formie trochę totemową. Dla wielu to temat trochę dziś wstydliwy, ale i te rzeźby i abstrakcja tkwiąca na Pistowskim to owoc kompletnie dziś zapomnianych Lubelskich Spotkań Plastycznych, których odbyło się bodaj kilka, a bez wątpienia jedne miały miejsce w 1976 r., a więc u szczytu okresu propagandy sukcesu. W tych czasach Polski Gierka LSM wykreowano na popisówkę naszego miasta i używano dumnego przydomka Słoneczne Wzgórza.

Może nie wszystkim co pozostało z tamtych lat warto się chwalić. W wieżowcu za wspomnianymi rzeźbami koleżanka wynajmowała stancję ze ślepą kuchnią – spadkiem z kolei po siermiężnej epoce Gomułki – i taka ona musi być do dziś. Ale – podobnie jak jest w przypadku osiedla Słowckiego, jednej z niewielu realizacji w kraju wybitnego architekta i urbanisty, zmarłego niedawno prof. Oskara Hansena – z elesemowskich rzeźb generalnie powinniśmy być dumni. Niestety, nawet na oficjalne stronie spółdzielni próżno szukać jakiejkolwiek informacji o rzeźbach sprzed 30 lat (zresztą co się dziwić, skoro na tejże stronie pojawia się taki kwiatek jak „Osiedle im. Piastowskie” – to także świadczy o kulturze autorów). Kto jeszcze dziś pamięta nazwiska takich twórców jak Lech Kunka (zmarł 2 lata po LSP, w 1978, był przyjacielem Hansena) czy Stefan Krygier (zm.1997). Obaj należeli do najciekawszych kontynuatorów tradycji łódzkiej awangardy w Polsce powojennej i byli współzałożycielami Grupy St-53, grona młodych malarzy i poetów, zbuntowanych wobec obowiązkowego w sztuce realizmu socjalistycznego, tworzących pod wpływem „Teorii widzenia” Strzemińskiego. I my ich rzeźby – podobnie jak wielu innych artystów z całego kraju – mamy w Lublinie! Które to? A to już pytajcie Państwo w LSM, która o rzeźbach pozostawionych po LSP najchętniej chyba by chciała zapomnieć.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / /

Rok: