Sacrosongu zwrotka druga

FELIETON ZADOMOWIONY

Zgodnie z obietnicą powracam do sprowokowanego przez dyskutantów z internetowego Forum Polskich Wieżowców i rozpoczętego tydzień temu sacrosongu, czyli ballady o pewnej architekturze. Chodzi oczywiście o nowe kościoły lubelskie, których wygląd tak często doprowadza do rozpaczy nie tylko fachowców, ale i zwykłych ludzi obdarzonych nawet odrobiną dobrego smaku. Było już trochę o inwestorach, proboszczach parafii przykrawających architektoniczne wizje według swego gustu. Dziś będzie zwrotka o twórcach tych wizji i niepokojącym – delikatnie mówiąc – zjawisku towarzyszącym powstawaniu nowych świątyń z leitmotivowo powracającym refrenem o dobrodziejstwach owego manipulowania w projektach.

Jak się rzekło tydzień temu, od mojego cyklu o nowych kościołach Lublina publikowanego na łamach Kuriera minęło ponad 15 lat. Pamięć zawodzi, nie pomnę nawet dokładnej daty ukazywania się tych artykułów, a co mówić o takich szczegółach jak nazwiska architektów odpowiedzialnych za dzisiejszy sakralny krajobraz miasta. Ale coś się tam pod czaszką jeszcze kołacze i coś można sprawdzić. Dotarłem np. do informacji, że kośćiół św. Rodziny na Czubach zwany papieskim to dzieło trójki twórców i że ich projekt zwyciężył – jednak! – w konkursie pod patronatem lubelskiego SARP i Kurii Biskupiej, w którym uczestniczyło tych projektów aż osiem. Co powstało, każdy widzi i już sam nie wiem, czy to dobrze czy źle, że ceglanego giganta o cechach kolubryny ks. proposzcz w minionym roku otynkował.

Może tych konkursów było więcej, ale wiem, że na ogół się bez nich obywało, a poza tym najwyraźniej rządziły jakieś układy, bo zaczęł się objawiać niepokojący, jeśli nie wręcz bulwersujący trend o cechach koteryjnych. Podobnie monstrualny kościół bodaj paulinów przy al. Warszawskiej zaprojektował co najmniej jeden architekt z tego zwycieskiego zespołu od świątyni na Czubach, zresztą wówczas wysoko posadowiony we lokalnych władzach SARP. Z latami się okazało, że rządy dusz sprawuje zaledwie kilku architektów. Autor chyba pierwszego nowego lubelskiego kościoła na Poczekajce na rogu Kraśnickiej i Bohaterów Monte Casino, przez naród zwanego skocznią narciarską, po jakimś czasie przeprojktował budowlaną budę przy Politechnice Lubelskiej na Nadbystrzyckiej na niewielki kościółek. Bardzo czynny w Lublinie architekt warszawski (m.in.fronton filharmonii, a ostatnio Nowa Humanistyka UMCS) stworzył kościoły św. Józefa przy Filaretów i św. Andrzeja Boboli na dalekim Czechowie przy Zakopiańskiej. Dziełem jednej osoby są świątynie na Bronowicach przy Krańcowej, przy Kunickiego pod Abramowicemi i na Kalinie przy Niepodległości – ta ostatnia bardzo obśmiewana przez ludzkość, bo jak przystało na kościół katolicki, ma wieżę w kształcie… minaretu. Tego architekta Bozia mocno pokarała, bo porównanie projektów z realizacjami pierwszych dwóch z tych kościołów może przyprawić o zawał serca nawet postronną osobę, a co mówić autora.

Wreszcie mamy absolutnego lubelskiego rekordzistę, architekta bardziej niż operatywnego. Już w czasch powstawania mojego cyklu przyszło mi pisać o jego kościołach na Tatarach przy Gospodarczej, na Czechowie w os. Lipińskiego (Radzyńska?) i na Węglinie na rogu Kraśnickiej i ul. Roztocze (żeby on wiedział jak wyrażają się na jej widok o wieży świątyni osoby dojeżdżające od strony Kraśnika!). I tego było mu mało. Nie tak dawno podpisał się pod czwartym – ciążko przysadzistym kościołem NMP Nieustającej Pomocy na Czechowie przy Milenijnej i Smorawińskiego. Jak przejeżdżam koło tego kościoła, albo co gorsza obok tzw. z koroną na rogu Kompozytorów Polskich i Koncertowej (inna bajka, jego projekt został skądś przeszczepiony) tylko prowadzenie samochodu nie pozwala mi na natychmiastowe zamykanie oczu, ale i tak staram się patrzyć w inną stronę. I zastanawiam się czy to któraś z tych realizacji zwyciężyłaby w proponowanym przez internautów z FPW konkursie na najbrzydszy nowy kościół Lublina. Może by tak sprawdzić?

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: