Sąsiedzi namolni

Kiedy dla potrzeb Festiwalu Teatrów Europy Środkowej Sąsiedzi pierwszy raz rozstawiono na Litewskim namiot cyrkowy, część publiczności podniosła już po pierwszych spektaklach larum, że dochodzące z ulicy dźwięki przeszkadzają w ich odbiorze. Chodziło głównie o motocykle, których właściciele – jak wiadomo wszystkim, oprócz naszej ukochanej policji – wieczorami uwielbiają w pędzie terroryzować całą okolicę rykiem silników i hukiem dopalaczy w swych stalowych rumakach. Wtedy ktoś doniósł, że Witold Mazurkiewicz, twórca i komisarz festiwalu jest bardzo zadowala takie sąsiedztwa Sąsiadów. Ba! Że wręcz uważa, iż te „naturalne dźwięki ulicy” przydają klimatu namiotowym przedstawieniom, w związku z czym, prosił ludzi z harley-davidsonów & Co.o większą ich frekwencję w okolicach.Litewskiego.

Bóg raczy wiedzieć, ile prawdy w tej opowieści. Konwencja większości granych tam spektakli nie pozwalała na dowcipne skomentowanie tych obcych, zagłuszających wypowiadane kwestie i muzyczne tło dźwięków, jak to uczynił aktor grający w w sztuce 2 Teatru Korez, akurat usłyszawszy karetkę na sygnale. Dla mnie nie ulega kwestii, że większości odbiorców traktuje sąsiedztwo motocyklistów jako namolnie dokuczliwe. Namolni wydają się także niektórzy teatralni sąsiedzi uparcie przybywający na nasz festiwal. Rodzi się jednak pytanie, czy to nie Mazurkiewicz uznał dawno, że rodzina Ciaputkiewiczów jest lepiej sprawdzona towarzysko niż Ciuciumkiewiczów. Po 5. edycji Sąsiadów, można uznać już to za pewnik, a ich komisarza za orędownika przeniesienia bardzo ułatwiającej dyrektorskie życie zasady inżyniera Mamonia z obszarów mass culture na – wydawałoby się – bardziej wymagające – włości Melpomeny. Zasady o tyle modyfikowanej, że nie tyczy jednego utworu (lubimy tylko te, które już znamy), ale tych scen, których produkcje odniosły tu sukces lub, których zaproszenie jest wygodnym poruszaniem się po najmniejszej linii oporu.

Przez pięć lat FTEŚ jeśli nie psiał, to ulegała lasowaniu jego pierwotna idea. Tylko raz dało się zachować zasadę 6 narodowych dni. Kłopoty z Węgrami poskutkowały zupełną nieobecnością ich teatrów już po dwóch odsłonach Sąsiadów. Zdaje się, że teraz ostatecznie zniknęła funkcja kwalifikatorów w poszczególnych krajach i chociaż festiwal obejmuje obszar niemożliwy do obsłużenie przez samego komisarza, onże pozostał sobie sterem i żeglarzem. Umarł również podział na trzy nurty: główny (w tym roku Szekspir), uliczny i dziecięcy. Dlatego przydzielenie aż 5 nagród Perły Sąsiadów traktowanym en bloc zaledwie 14. spektaklom zakrawa na jakiś absurd. Zresztą, gdyby za nimi szły jakieś pieniądze, do takiej dewaluacji laurów by nie doszło, bo nikt by nimi tak łatwo nie szafował. No i pozostaje problem podstawowy. Dlaczego znowu zaprasza się do dobrego towarzystwa amatorski w gruncie rzeczy teatr z Brześcia z tragedią Romeo i Julią, której innowacyjnośc polega na tym, że aktorzy po raz pierwszy na Białorusi graja Szekspira we współczesnych ubraniach? Czy dlatego, ze transport z pobliskiego Brześcia tani? Dlaczego któryś raz oglądamy czeskie Continuo, chociaż jego Finis Terrae woła o pomstę do nieba, a sam teatr od pierwszej edycji, gdy zachwycał Upływem czasu, przekształcił się w Decalage, nota bene wciąż na FTKŚ równolegle obacny, tym razem, wg mnie, ratując reputację rezydentów spod skrzydeł Mazurkiewicza. W naszym pogodzeniu się na metodę Witold M. doszło do paradoksalnego wciskania nam bzdury. W festiwalowym dodatku GW dziennikarka pod tytułem Teatr Korez? Niezawodnie, dodała tzw, head: Gdyby pewnego dnia w lin-upie „Sąsiadów” zabrakło Teatru Korez, wielu nie uwierzyłoby w ten fakt, uznając go za zwyczajny błąd w druku. Wyszło na to, że to też rezydent. Tymczasem śląski teatr został wezwany na S w 2008 awaryjnie „do gaszenia pożaru” po rejteradzie teatru z Kijowa, z Cholonkiem , sprawdzonym na konkurencyjnych, a nie tak bezczelnych w programowaniu Konfrontacjach Teatralnych, i dopiero rychło trafił też do programu FTEŚ w ub. roku. We wspomnianym, raczej kabaretowym a nie teatralnym 2, improwizujący aktor wysłał dyr. Mazurkiewicza na chałturę za ocean. Kiedy zrejterowałem z poronionego spektaklu Continuo, komisarz nerwowo spacerował koło namiotu. Spostrzegłszy to, znajomy, nawiązując do tamtych słów (nie faktu!), skomentował: – O już wrócił z Ameryki. Rychło w czas!

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: