Solo Marcina

Z bogatej oferty zaproponowanej w poniedziałkowe popołudnie w ramach II Dni Starego Miasta, wybrałem podwójny recital Marcina Różyckiego. Nie dlatego, że nie cenię (bo, wręcz przeciwnie, cenię) dopiero co nagrodzonych w kategorii folkowej na festiwalu w Józefowie zespołów Drewutnia (w cuglach I miejsce) i Samhain (miejsce II) czy niezawodnej, zawsze świetnej solistki Teatru Muzycznego Krystyny Szydłowskiej. Wszystkie te występy były udane, jak na tak zwany długi weekend zgromadziły sporo publiczności i godne były oddzielnego opisania. Ale koncerty Marcina Różyckiego miały te szczególne znaczenie, że jedna z podpór Lubelskiej Federacji Bardów po raz pierwszy – tak przynajmniej zapowiedziano – wystąpiła z pełnym własnym recitalem. Już tylko to zachęcało do zwrócenie baczniejszej uwagi na ten właśnie punkt Dni.

Po tym jak kolega redakcyjny dosyć nieszczęśnie zapowiedział recitale Marcina jako koncerty części federacji bardów, nazwy jej unikano jak ognia, choć zaiste przez staromiejskie estradki przewinęła się połowa konfederatów. Różyckiemu towarzyszyli muzycy LFB, altowiolinista Paweł Odorowicz, grający na instrumentach klawiszowych Piotr Selim i gitarzysta, kierownik muzyczny federacji Vidas Svagzdys. I ten pełny skład zespołu muzycznego zadecydował o tym, że występ nazwano premierowym recitalem, bo tak naprawdę Marcin śpiewał solowo już niejednokrotnie, w tym na Starym Mieście także, ale albo sam sobie towarzysząc na gitarze, albo współpracując jedynie z Vidasem.

Tym razem, zgodnie z regułami imprezy, artysta dał dwa recitale, najpierw przed wejściem do Trybunału, później na tarasie Piwnicy pod Fortuną, której był gościem i reprezentantem (na podobnej zasadzie Krystyna Szydłowska występowała dodatkowo w Czarciej Łapie a Drewutnia w „rodzimej” Oberży Złoty Osioł). Dopiero ich połączenie dawało pełnokrwisty koncert recitalowy, bo Marcin poprowadził je w trochę inny sposób. Przed Trybunałem dominowały piosenki ekspresyjne, te które artysta o wielkim głosie przynajmniej we fragmentach prowadzi na granicy krzyku. Oprócz „Bruna” Stachury, własnej „Ballady zza kiosku”, „Coś nie tak” (słynny przyśpiew „Ratatatam”), pojawiały się wręcz dedykowane mieszkańcom Starego Miasta utwory knajackie w rodzaju „Komu dzwonią, temu dzwonią”, „Czarnego tanga” („Hanko, o o tobie myślę i śnię”), „Lola Madonna” czy Kazikowy „Baranek” („Na głowie piękny ma wianek”) oraz pozostająca w tym stylu autorska piosenka Różyckiego dedykowana grabarzom i zawsze fantastyczny „Człak zbuntowany” Jana Kondraka.

Pod Fortuną bard zaczął od spokojnych, wręcz lirycznych ballad „Nie uwierzę”, „Kiedy cię nie ma”, „Życzenia dla matki”. Naastrój zmieniał się dopiero z czasem, pojawiły się piosenki z pierwszej odsłony recitalu („Coś jest nie tak”, „Ballada zza kiosku”, „Człak…”, „Lola Madonna”), by dopiero w bisach powrócić do nut knajackich („Grabarze”, „Baranek”, „Apaszem Stasiek był”). Ważne okazało się prapremierowe wykonanie pisanej w lipcu z myślą o FAMIE piosenki „Nienawidzę”, która dowodzi, że Marcin jest w bardzo dobrym okresie twórczym, co podkreślam znając także inne jego utwory jeszcze nie wykonywane publicznie. „Nienawidzę” jest pełne ostrego szyderstwa na temat dookolnej rzeczywistości, ale i nie pozbawione zostało nuty autoironii.

Grzegorz Michalec, który ze swadą (ale i później refleksyjnie) zapowiadał recitale Marcina, powiedział żartem, że w tych wykonaniach można znaleźć coś z Brela, Młynarskiego, Budki Suflera i Urszuli (?!). Wszyscy widzą, że do tego towarzystwa powinien być dodany Maciej Zembaty, Tom Weits lub ktoś inny o równie chrapliwym, mocnym głosie jak Różycki. Bo Marcin Różycki to już odrębna, łatwo rozpoznawalna osobowość estradowa, wykonawca ukształtowany a przy tym bard co się zowie, jako, że jego teksty to wyżyny dzisiejszej polskiej piosenki literackiej. Dlatego bardziej skłaniam się do innego sformułowania kolegi z Telewizji Lublin. Tak jak Grzesiek Michalec uważam, że Marcin Różycki powinien być ogłoszony dobrem narodowym i jako takie podlegać szczególnej ochronie. Nawet jeśli dobro – to znowu sformułowanie Michalca – lubi jasne piwo i jasne trunki. A może właśnie dlatego.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: