Sukces po przejściach

* GOŚĆ NUMERU

Andrzej Molik: Zacznę od pytania zapewne Panu już znanego. Co dla Pana znaczy tytuł ”Morning Heavy Song”?

Tomasz Stańko: Nie, proszę pana, te pytanie pada pierwszy raz. To jest kompozycja, którą napisałem wczesnym rankiem, gdy złapałem jakiś taki nastrój euforii. Piszę bardzo różnie, albo mam tzw. natchnienie, albo robię to na zimno, albo długo i systematycznie, albo nagle i szybko i potem tylko obrabiam. Ona była taka dosyć natchniona i była napisana w jednym z pierwszych momentów okresu mojej całkowitej czystości. Czułem, że z jednej strony jest to muzyka ciężka, z drugiej strony b. euforyczna. No i wyszła mi jedna z najlepszych moich kompozycji, dlatego ją tak nazwałem i mam do niej wyjątkowy sentyment.

* Ale podobno jest ona też rodzajem granicy?

To ciekawe, że pan to ”wyrwał”. Tak, to rodzaj granicy pomiędzy moim starym, pełnym używek i nowym okresem życia. Nie ma nic dokładnie, nie ma granic, wszystko jest ze sobą powiązane, ale o tym utworze akurat można powiedzieć, że jest graniczny.

* Jeśli chodzi o ten dawny okres, to wiem – zresztą rozmawialiśmy kiedyś o tym prywatnie – iż nawet tu w Lublinie zdarzyło się, że trzeba było na górze Hadesu, w Centrum Kultury odwołać koncert…

Który to był rok?

* Bodajże 1989.

A to możliwe!

* Koncert się nie odbył, bo poszedł Pan na setę i galaretę w pobliskiej, już nieistniejacej knajpie Pod Karasiem i już Pan stamtąd nie był w stanie wrócić. Nie jest to powód do dumy, ale skoro mówimy o pewnej granicy…

Ja uważam, że to jest powód do dumy. Może tylko nie jest powodem do dumy, że zawiodłem publiczność, bo ja publiczność bardzo szanyję. Ale mam nadzieję, że mi się to rzadko zdarzało. Sam mogę policzyć tego typu historie na palcach jenej ręki: koncert w Atenach, jak pan mówi, tutaj. I w Częstochowie pamiętam coś takiego było. Skoro to się działo w 89 r., musiało być połączone właśnie z występem w Czestochowie, chyba z kwartetem Kulpowicza – nie pamiętam. To był ciężki dla mnie rok i niewątpliwie ciemny moment w moim życiu, który skończyłem właściwie jakieś 2, 3 lata po tym okresie. Wyszedłem z podziemie, wyszedłem z hadesu – nie z tego tutaj! – i zaczęłem poruszać się po jasnych stronach mojej rzeczywistości.

* Lepiej Panu z tym?

W jedną i drugą stronę bardzo to lubię.

* A długo walczył Pan z nałogami?

Nie, nie było żadnej walki.

* To stało się dosyć szybko.

To jest kwestia decyzji.

* Co ją spowodowało?

Nie sądzę, że ją coś spowodowało. Myslę, że spowodowałem ją ja sam. Uznałem, że tak będzie lepiej dla mnie. Takie decyzje podejmowane są intuicyjnie. Ale dalej jestem fanem wszystkich substancji odurzajacych i serdecznie wszystkim je polecam.

* Powiedział Pan kiedyś, że jak już nie ma substancji odurzających, używek takich jak alkohol czy narkotyki, można się pobudzać bieganiem.

W naszym mózgu mamy najlepszy materiał jaki przyroda wyprodukowała. Endorfina, której wydzielanie przez organizm powoduje regularne bieganie jest oceniana – nie wiemiadomo czy to się da mierzyć – ale jest oceniana jako wieleset razy silniejsza od heroiny. Są też w mózgu wszystkie te adrenainowate, dla których ludzie uprawiają sporty ekstremalne, wspinają się, zjeżdżają, skaczą z opóźnieniem ze spadochronem…

* Myśli Pan o adrenalinie?

Adrenalina to są różnego rodzaju substancje kokainowate, a endorfina jest bardziej uspakajajaca, z klasy opium. W mózgu jest wszystko, ostatnio nawet nikotynę produkuje. Myślę, że produkuje wszystko. Te rzeczy, które są w przyrodzie są słabsze, troszeczkę zwyrodniałe, tak więc ja przeszedłem na te wewnętrzne.

* Mówi Pan: endorfina, czyli uspakajacz, a ja się niekiedy zastanawiam, dlaczego nie gra Pan na trąbce z tłumikiem. Czy to jakieś zahamowanie?

Nie lubię grać z tłumikiem. Rzecz jest prosta, mam swój specyficzny rodzaj dźwieku, a tłumik dźwięk ujednolica. W związku z tym nie mam najmniejszego powodu, żeby tracić swoją wartość.

* I nie jest to Pana psychiczne zahamowanie? Tłumik, zgodnia z nazwą, tłumi.

Nie. Tłumik także tłumi, ale jego właściwym celem jest zmiana barwy instrumentu. Mnie cieszy ostra barwa.

* Od przekroczenia życiowej granicy w 1993 czy 94 r. stał się artystą światowej miary, podziwianym z czasem także w mateczniku jazuu, w USA. Proszę powiedzieć, czym jest dla Pana sukces w Ameryce?

Myślę, że nie mam takiej rzeczy. Ameryka jest niewątpliwie przyjemną sprawą, ponieważ rynek angielski i amerykański to są najtrudniejsze rynki na świecie. Więc jesli pan je zdobywa i zdobywa przychylność krytyki i aplauz publiczności, bez wątpienia jest to pewnego typu weryfikacja twoich dokonań życiowych, szczególnie w tej muzyce, która się narodziła w Ameryce i do tej pory jest najpełniej rozwijana przez amerykańskich wykonawców. Wprawdzie my, Europejczycy coraz mocniej wdzieramy się do tej twierdzy, ale cały czas jest to muzyka, której wszystkie trendy płynęły ze Stanów. Tak, że jest to niewątpliwie przyjemne. Ale sukces to jest rzecz względna. Większym sukcesem jest dla mnie osiągnięcie przyjemności z grania, takiej jak ostatnio osiagałem, przyjemności z nagrania… Tak, osiągnięcie przyjemności z koncertowania jest największym sukcesem!

* To było widać na koncercie w Hadesie. Mam wrażenie, chyba nie do końca niesłuszne, że bardzo Pana nakręcają młodzi koledzy grajacy z Panem.

Na tym to polega. Zawsze dbałem i dbam o muzyków. Państwo w Hadesie nie mieliście okazji, bo ze starych swoich rzeczy prezentowałem tu tylko ”Litanię”. Przeważnie grałem z międzynarodowymi składami, ale nie tylko, bo i kiedyś w kawartecie. Mnie nakręcają dobrzy muzycy. Ja osobiście zwracam na to uwagę, bo daję im – tak jest specyfika mego grania – dużo wolności i automatycznie potrzebuję dobrych muzyków.

* Z całą przyjemnością czytam amerykańskie oceny, że muzyków obecni, pianistę Marcina Wasilewskiego, kontrabasistę Sławomira Kurkiewicza i perkusistę Michała Miśkiewicz oceniono jako najlepszą sekcję rytmiczną jaka pojawiła się ostatnio w USA.

Tak było!

* Proszę powiedzieć, na czym polega to, że rok temu na koncercia Pana kwartetu w Świdniku muzyka tak nie elektryzowała jak dzisiaj?

Trudno mi powiedzieć, bo byliśmy rozegrani tak dobrze jak tu. Dlatego sztuka jest tajemna, że nie ma na takie pytania odpowiedzi. Dlatego sztuka jest piękna, że jest nieprzewidywalna, niewyliczalna, niemożliwa do określenia. Oceny umykają racjonanemu myśleniu, więc nie wiem dlaczego.

* A w Hadesie lubi Pan grać?

Lubię grać wszędzie gdzie jest miła atmosfera, bo jest dobra, gorąca publiczność i bardzo gorąco jestem przyjmowany. Jeśli jestem dobrze przyjmowany, lubię wszędzie grać. A w Hadesie? Oczywiście, że tak!

* Chyba się Pan dobrze dziś tu czuł?

Bardzo dobrze i pan dobrze to zauważył.

Tomasz Stańko

Trębacz jazzowy. Urodz. 11.07.1942 r. w Rzeszowie. Podstawową szkołę muzyczną ukończył w Krakowie, w klasie fortepianu i skrzypiec. Impulsem do zajęcia się grą na trąbce był krakowski koncert Dave Brubecka, a potem inni nowi idole, Chat Baker i Miles Davis. Dziś jest najwybitniejszym i najbardziej znanym na świecie polskim jazzmanem. Jego przedostatni album ”Soul of Things” renomowany amerykański Jazz Press umieścił w dziesiątce najlepszych płyt 2002 r. Trasy koncertowe po USA (ostatnia na początku tego roku) tamtejsza krytyka uznała za wydarzenie. Owacjami na stojąco przyjmowano koncerty w Anglii, Brazylii, Niemczech, Szwajcarii, we Włoszech. Rok temu w grudniu, w prestiżowym wiedeńskim klubie Porgy & Bess, odebrał przyznaną po raz pierwszy Europejską Nagrodę Jazzową. Ma na koncie niezliczoną ilość płyt, samych sygnowanych jego nazwiskiem w roli lidera – nie licząc wznowień – prawie 40 tytułów. Na Hades Jazz Festiwalu Tomasz Stańko Quartet przedstawił w niedzielę głównie utwory z najnowszego albumu ”Suspended Night” firmowanego przez ECM.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: