Światy koherentne

Po premierze w Teatrze z Lublina

Dzielnie sobie poczyna ostatnia ze słynnych scen alternatywnych działających w Centrum Kultury, która bazuje na sile amatorskiego zapału i która uprawia czysty teatr. Provisorium połączył swe moce z profesjanolistami z Kompanii Teatr (i bardzo dobrze!), Projekt to dziś już Kinoteatr, Grupa Chwilowa chwilowo milczy i raczej wspiera następne utalentowane pokolenie teatralne, Scenę 6 wyrugowano poza CK, odłączony też został od struktur Centrum Teatr NN, który zresztą dopiero ostatnio przypomniał sobie o swych powinnościach wobec Melpomeny i nie jest tylko dodatkiem w nazwie Ośrodka Brama Grodzka. Dawni młodzi gniewni decydujący o obliczu sławnego nie tylko w kraju lubelskiego alternatywnego zagłębia teatralnego – Janusz Opryński, Andrzej Mathiasz, Krzysztof Borowiec, Henryk Kowalczyk, Tomasz Pietrasiewicz – podojrzewali zbliżając się do smugi cienia czy ją przekraczając i dokonali koniecznych przewartościowań w uprawianej przez siebie sztuce, a Ela Bojanowska niestety minionej jesieni odeszła od nas na zawsze do Lepszego Świata.

A jednak to jej duch napędza założony przez nią i jej nieżyjącego już od lat męża Leszka Teatr z Lublina, który z czasem poszerzył nazwę dopiskiem Sztuki Zespolone. Bezpośrednim odwołaniem do Bojanowskich w pierwszym powstałym po śmierci Elżbiety premierowym spektaklu teatru pt. Oglądając zależy kiedy będzie zacytowany w programie fragment wiersza Leszka Antonina, ale i całe przedstawienie wyrasta z teatralnych przemyśleń ich, a w zasadzie jej tylko ostatnich współprcowników (są za młodzi, żeby pamiętać jego). To już teatr spójny dramaturgicznie, chociaż bazujący na fragmentach zaledwie sztuki Davida Ivesa All in the timing – co chyba można by przełożyć jako Wszystko w porządku, albo Wszystko uporządkowane – i wciąż, według wzorów alternatywy, uzupełniany wyimkami z literatury i własnymi tekstmi współkreatorów przedsięwzięcia. Teatr nie siermiężny w ascetyczności środków, a wręcz przeciwnie, z wcale rozbudowaną, wręcz skomplikowaną i efektowną machiną scenograficzną. Teatr uładzony, acz wciąż pełen prowokujących do przemyśleń wieloznaczności.

O ile można zgłaszać pretensje do również skomplikowanego nieco minoderyjnego tytułu (mówię „Oglądałem Oglądając zależy kiedy” i łapię się za głowę jak to brzmi, a na dodatek mam świadość jakich kłopotów marketingowych może on autorom przysporzyć), o tyle następne skomplikowanie, materii dramatu rozgrywanego na dwóch planach staje się trampoliną do pysznych zabaw interpretacyjnych. W planie pierwszym mamy jak na dłoni – a kameralność Sali Czarnej CK to ułatwia – parę małżeńską (? – i to nie jest tak zupełnie pewne) w stadium rozkładu więzi ją łączących i upadku wartości stanowiących o niegdysiejszym zauroczeniu. Plan drugi, to rodzaj wielkiego ekranu medium naszych czasów i sekwencja wciąż modyfikowanych scen ze spotkań innej pary (par?), rodzaj sitcomu, opery mydlanej, w której przestaje być ważna treść, bo bełkot słowny może funkcjonować niezależnie od obrazu i bohater w jednej sekundzie może być republikaninem bądź demokratą, deklarować to równie „przekonywująco”, a i tak odbiorca – w tym żyjąca w srebrzystym blasku ekranu, pozornie obojętna na przekaz para – tego nie zauważy.

Te plany, te światy są wbrew pozorom koherentne, jednak nie na prostej zasadzie odwzorowania i zgodności, a często a rebours. Coś w świecie „realnym” się psuje, by w tamtym lepszym budować, być może antycypować to co się dzieje na jawie, poza telewizyjną maligną, być może opowiadać początki tego stadła, z którym niemal współmieszkamy w jednym pokoju zagarnięci w jego przestrzeń, aczkolwiek też pozostający ukryci w cieniu, przebywający poza granicą światłości reflektorów i dokładający swe przeżycia do budowania kolejnych pięter wieloznaczności i tego delikatnie zarysowanego nowoczesnymi środkami dramatu egzystencjalnego pełnego pytań o jakość własnego życia.

A żeby było ciekawiej, sytuacje rodzinne z rzeczywistości zdają się też modelować to, co się dzieje w świecie wyimaginowanym, wykreowanym mocą magów globalnej wioski – w sali kinowej, korytarzu pociągu (bardzo ładnie teatralnie wyczarowanym), barze, przy stoliku kawiarnianym, na ulicy, tam gdzie się spotyka dwójk bardzo dobrze zagrana przez Renatę Szpak (to rewelacja tego prszedstawienia!) i Krzysztofa Głębockiego. To co robią, co grają Katarzyna Abramowicz i nieco odstający od pozostałych w zasobie środków aktorskich Marek Woliński przekłada się na świat ekranu, bowiem ich postacie to niedrodne dzieci swej epoki, ludzie przesiąknęci działaniem mass mediów, produkty globalnej pralni mózgów. Nie bez przyczyny zapewne jedno z nich czyta fragment gazetowego komunikatu o badaniach naukowców, którzy udowodnili wpływ krwawych scen filmowych i telewizyjnych na wzost przestępczości. Na „ekranie” para będzie spacerować pod wieżą Eiffla ogarnięta stosowną słodką melodią filmową, a tu będzie się rozgrywał prawdziwy dramat rozstania, pakowania swych rzeczy i oddalania się każdego z dwojga w swoją stronę pustki.

To robi wrażenie. To daje do myślnie. I to jest kawałkiem prawdziwego teatru życia w spektaklu teatralnym wykreowanym zbiorowo przez wymienioną wyżej czwórkę artystów podążających konsekwentnie drogą, którą wskazała im ta, która odeszła – Ela Bojanowska, nieobecny a tak obecny jeszcze jeden bohater sobotniego wieczoru w Centrum Kultury. Pewno się cieszy widząc wszystko, oglądając swoje teatralne dzieci z niebotycznych wyżyn tego Lepszego Świata, do którego została wezwana trochę więcej niż pół roku temu.

Andrzej Molik

Teatr z Lublina – Sztuki Zespolone Oglądając zależy kiedy. Scenariusz i reżyseria zbiorowa; występują: Katzrzyna Abramowicz, Renata Szpak, Krzysztof Głębocki, Marek Woliński. Premiera w Sali Czarnej Centrum Kultury w Lublinie 11 maja 2002 r.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: