Szaleństwa aż do rannego deszczu

Nie wiadomo ile wydarzeń Nocy Kultury zdołali obejrzeć rekordziści, bo że wszystkich z ok 150 propozycji nie ogarnął nikt, wiadomo doskonale. W sobotnim Kurierze na gorąco odnotowaliśmy tylko pierwsze z nich. Ale dopiero po przeżyciu pełnej nocy z 1 na 2 czerwca można powiedzieć, że wrażenia są niezapomniane. Takich tłumów przetaczających się ulicami miasta przez wiele godzin w drodze z galerii na spektakle, z plenerowych koncertów do klubów i restauracji, z muzeów na wirydarze i dziedzińce, takiego tłoku przed każdym z miejsc prezentacji, Lublin nie widział nigdy. To był wielki triumf Kultury, tak, tej pisanej przez duże „K”, pochopnie skazywanej na niszowość czy wręcz wymarcie.

Reporterowi Kuriera udało się zobaczyć naprawdę sporo, a był w tej luksusowej sytuacji, że ogromną część wystaw, koncertujących zespołów, filmów, spektakli znał z racji zawodowych obowiązków. Obserwował więc co najwyżej jak np. ogromne rzesze chętnych wypełniły całą długość korytarza na parterze Centrum Kultury, żeby się dostać na jego duży wirydarz, gdzie teatry Provisorium i Kompania Teatr pokazywały „Ferdydurke” Gombrowicza. Marszruta wyglądała tak:

* Wzorem wielu lublinian, na początek o godz. 18 na Placu Litewskim świetna zabawa jaką okazał się połączony występ paradującej Orkiestry Garnizonowej i perkusyjnego zespołu Sambasim. Najzabawniejsze: próby popsucia wojskowym bębnem brazylijskich rytmów i na odwrót, a najciekawsze: próby grania razem. Udane!

* Obok swoją propagandę sztuki fotograficznej przez tubę, w zwariowany sposób uprawia w stroju misia nasz redakcyjny kolega Mikołaj Majda i równie barwnie poprzebierana jego ekipa.

* Skok do Galerii ZPAP Pod Podłogą, na wernisaż nader intersującej wystawy malarstwa Adama Skóry, uprawiającego swoją autorską odmianę abstrakcji geometrycznej ze stalowymi drutami napiętymi nad, lub kreślącymi płócienne tło obrazów. Niestety artysta o tej porze (po 19.00) jeszcze w drodze z Łodzi z obrony – oby udanej! – doktoratu. Być może przed północą dotarł na Krakowskie 62.

* W pozostawionym przez AM, wcąż wygladającym jak po bombardowniu skrzydle kompleksu CK, przedowcipna ekspozycja „100-lecie Wydziału Artystycznego”. Studenci działający w Pracowni Otwartej zrobili sobie jaja ze wszystkiego z perspektywy roku 2043, gdy na Lublin i wydział spadła bomba neutronowa. Już w pierwszej gablocie wielki śmiech budzą trzy pomięte, oderwane okładki zeszytów ze znanej serii „Wielcy malarze. Ich życie, inspiracje i dzieła”, którą wydano w 180 częściach. Swoim profesoram przydali zdecydowanie dalsze numery. Mieczysław Herman to część 5113, Sławomir Toman – 8200, a Adam Styka – 7364. Na końcu, przy filmie z poważnym komentarzem już tylko się ze śmiechu zrywa boki. Np. na wieść, że w ktorymś tam roku wraca z emigracji do USA Robert Kuśmierowski, zostaje rektorem uczelni, a na niej powstaje Żydowski Instytut Sztuk Nieprzedstawiajacych.

* Kolejna z wystaw – w Galerii Białej CK, gdzie widać efekty tego, że artysta uparł się przebierać za kobiety i tak się fotografować na „Autoportretach”. Z galerii trudno uciec, bo na korytarzu wspomniany tłum na „Ferdydurke”. Synowi z kolegami udaje się wejść.

* W Kawiarni Artystycznej Hades ostatni z trzech koncertów. Awangardowego rocka grają Intradźwięki z Opola Lub. Pierwsza pokrzepiająca kawa.

* Wejście obserwacyjne do Teatru Osterwy. Na „Opowieści o zwyczjanym szaleństwie” Zelenki jeszcze nigdy tylu widzów nie wpuszczono. – W ogóle na żaden spektakl z repertuaru teatru – wyjaśnia reżyser Krzysztof Babicki, dyr. artyst. Osterwy.

* Odlotowy pokaz mody El Bruzdy i Lucy L. na schodach ratusza, z wizualizacjami na ścianach Niunia Zlewa i dojmującą oprawą muzyczną r33lc4sh na schodach ratusza. Entuzjazm setek oglądaczy.

* Zbliża się północ, więc czas na Trybunał Koronny i podpisanie przez prezydenta Adama Wasilewskiego i marszałka województwa Jarosława Zdrojkowskiego uroczystej deklaracji o współpracy w ramach starań Lublina o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016. Chociaż koordynujący projekt Dariusz Jachimowicz zapraszał: „Niech nie będą sami”, wewnątrz oromny tłum i duchota, że można drżeć o stan odnowionych po zalaniu fresków. Oprocz tego uroczystość charakteryzuje się nieobecnością marszałka Zdrojkowskiego. W tym czasie w OPT Gardzienice rozpczyna się już niestety „Ifigenia w Aulidzie”. Wstęp niemożliwy.

* Na kocich łbach bramy i uliczki Ku Farze bosonogie contessy z Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej pokazują „…continue…miejsca…chwile…” w choreogr. Anny Żak. Trud zostaje nagrodzony owacją.

* W restauracji Brama publikę porywa ostatnie z czterech zespołów występującyc w nocy z muzyką klezmerską – Berberys i Dwootho. W barze skończyły się wszystkie beczki z piwem, zostało butelkowe. – To przeszło wszelkie nasze oczekiwania! – mówi włascicielka Jagoda Machajek. Druga kawa. Starsze małżeństwo żali się, że gdzie poszli na zamkniety koncert czy spektakl, nie mogli się dostać. – Jeszcze gorzej jest z moim przyjacielem, przyleciał specjalnie na Noc Kultury z Antwerpii i prawie nic nie widził – opowiada znajomy.

* Po drodze do Ogrodu Saskiego spojrzenie na „Walkę czarnych z żółtymi” na ścianie Teatru w Budowie. Intrygująca, chociaż nawet przy swych gigantycznych rozmiarach, ginie na kolosie trwałej ruiny.

* W muszli zamiana w programie. Po szóstej w kolejności występujących od 20.00 zespołów Orkiestrze św. Mikołaja, Koolor Squad ubłagał zaplanowaną Federację i gra od 2.20 przy wypełnionym amfiteatrze. – To miło, jak jest więcej publiczności niż członków zespołu – wykrzykuje solista 10-osobowej formacji. Entuzjazm rośnie.

* Federacja traci na uprzejmości: zaczyna padać deszcz. Widownia rejteruje, ale spory tłumek wiernych fanów zostaje. Siada pod powałą muszli tuż przed bardami. Świta. O 3.50 na dzień dobry brzmi hymn „Gwiezdne dzieci”, o 4.20 – „Kare konie” Marka Andrzejewskiego, o 4.30 – nieeodzowny „Ataman” Jana Kondraka, o 4.50 na bis Piotr Selim. I jeszcze Janek i Marek na zupełny koniec rozsyła wszystkich do domu „Jak listy”. A dużo wcześniej ostatni uczestnicy Nocy Kultury zrywają się do tanecznych pląsów, tworzą korowód, bawią się pieknie. – Ochroniarz nie chcieli ludzi puścić na scenę, a udało się! – cieszy się jak dziecko Rafał KoZa Koziński, jeden z tych koordynatorów programu z CK, którym zawdzięczmy szleństwa tej Nocy Kultury zroszonej na koniec otrzeźwiającym deszczykiem.

* 5.14. Taksówka stanowczo wiezie wciąż rozgorączkowaną głowę Waszego sługi do domu. To się będzie jeszce długo śnić!

Kategorie: /

Tagi: / / / / / / / / / / / / / / / / / / /

Rok: