Szaleństwa czerwcowej nocy

Tylko poranny deszczyk nie powtórzył się z pierwszej Nocy Kultury. Atmosfera była tak samo gorąca, tłumy wędrujące ulicami Lublina równie nieprzebrane, a piękne szaleństwo ogarniające wszystkich uczestników tego jedynego takiego hiperwydarzenia artystycznego pomiędzy Odrą i Nysą z Bugiem nakręcające się z godziny na godzinę. Każdy mógł wybrać gdzie i kiedy zacznie mu się poddawać. W naszym przypadku padło na plac Litewski i godzinę…

18.10 – Start przewrotnie symboliczny, undergrundowy: w szalecie miejskim. Jarek Koziara przykleja do kafelków nad pisaurami asamblaże („Dzieło powstaje z przedmiotów, które nie są stworzone przez autora asamblażu, ale jedynie przez niego użyte, a czasem także specjalnie spreparowane, … – Wikipedia). – Potrzebuję jeszcze 15 minut do pół godziny – komunikuje artysta. Trzeba wraz kolejnymi chętnymi do obejrzenia jego wystawy „Renesans inspiracji” zrobić w tył zwrot i powrócić tu później. Na górze obok szaletu stoją darmowe toy-toyki. Pan szaletowy tej nocy nie zarobi. Będzie kustoszem ekspozycji.

18.20 – Niewielki jeszcze tłum otacza estradę na placu oglądając koncert folklorystyczny. Zespół z politechniki tańczy suitę lubelską jeszcze w pełnym słońcu. Na Krakowskim Przedmieści ruch samochodowy już prawie ustaje.

18.25 – W Galerii Fotografii Prospero obok McDonaldsa wysmakowane akty Katarzyny Widmańskiej. Jedyna para oglądajaca o tej porze jej „Anatomię melancholii” jakby bardziej się przytuliła do siebie.

18.35 – Pomyłka. Wernisaż Generalnego Remontu Centrum Kultury był poprzedniego dnia. Teraz, nim remontowane pomieszczenia zostana otwarte o 20 można tylko obejrzeć w Białej cudeńka malarskie prymitywisty Zenka – Iłariona Daniluka. I można wkroczyć na wirydarz, żeby zadziwić się inwencją remontową majstra nad majstry Leona Tarasewicza. Czy wolno chodzić po takim konstruktywistycznym dziele sztuki jakie powstało na bruku poklasztornego dziedzińca? Jak się chce dowiedzieć co wyremontowali inni artyści – trzeba będzie przez nie przejść do drzwi prowadzących do dalszej części budynku. Niestety, jeszcze są zamknięte. Tarasewicz absolutnie wystarcza na pierwsze mocne wrażenie nadchodzącej Nocy.

19.15 – Jarek K. gotowy ze swoją szaletową ekspozycją. Budzi szczere rozbawienie. Słychać chichot młodych ludzi. Przedmioty na styropianie obwiedzionym kiczowatym złotym paskiem zakomponował artysta z niezwykłą inwencją, z której zresztą słynie. Wystawa jest czynna tylko w męskim szalecie. Ale ludziom się tak podoba, że wychodzą na górę i schodzą do części dla pań. – To pierwsza taka możliwość, że kobitki mogą bezkarnie przebywać w chłopskiej toalecie – cieszy się Jarek wracając do miejsca swojej wystawy.

19.25 – Z estrady na Litewskim schodzi capoeirowa Festa. Entuzjazm budzą umundurowane breakdance_o dzieciaczki z uprawiającego taniec nowoczesny zespołu Etezja.

19.35 – Na deptaku estetyczna niespodzianka. Dzieli go na połowę ciągnacy przez całą długość trawniczek o szerokości rynsztoku. Wygląda to jak dzieło słynnej, pochodzącej z Lublina artystki Teresy Murak, która rozłożyła dywan z rzeżuchy ciągnący się przez kościół w Kiełczewicach aż na pola czy niedawno w Warszawie sadziła kukurydzę i wysiała żyto na trawnikach dzielacych dwupasmowe ulice. Jest tak zaskakujący, że więszość gęstniejącego tłumu kulturalnych wędrowców go nie zauważa i depcze po nim.

W ogródku tuż za rogiem Kapucyńskiej na ogromnym ekranie telewizyjnym mecz inaugurujący Euro 2008. Czesi prowadzą ze Szwajcarią 1:0. Znany reżyser Łukasz W-M paraduje w koszulce z potwierdzajacym jego głębokie przekonanie napisem: NAS PIĘKNYCH JEST MAŁO.

Czas przestaje się liczyć. Piękni wydają się wszyscy spacerowicze. U Leszka Mądzika w galerii przy Rynku prawdziwie odlotowe fotografie surrealistycznego wizjonera Ryszarda Horowitza. Dla spragnieonych znajduje się winko. Zdjęcia stają się jesze bardziej fascynujące. – Przez strajk poczty nie dotarły do nikogo zaproszenia na wernisaż, a tu już przyszło z dziesięć razy więcej ludzi niż było tych zaproszeń – cieszy się twórca galerii i Sceny Plastycznej KUL.

Z tyłu trybunału na estradce swą znaczącą i huczną obecność zaznaczają animatorzy i menadżerowie kultury wspierający Noc. Rock miesza się jazzem. Kuglarza pogania dj.

W GramOFFonie kolejna po Widmańskiej z Prospero kobieta pokazuje w swym obiektywie piękno kobiecego ciała. To subtelne ale i odlotowe dzieła Ludwiki Wojciechowskiej znanej też jako Lucy L. Smakowita strawa duchowa z poddtekstem erotycznym.

Już prawie do ogródka GramOFFonu ciągnie się od wejścia do Muzeum Trybunału kolejka chętnych do zwiedzania miejskich podziemi. Nad nimi na ścianie koronnego gamszyska leci interesująca projekcja multimedialna z efektami konkursu Lubelski Potencjał w Obiektywie. Zapowiadająca kolejne fotografie dzieczyna nie wiedzieć czemu 37 raz powtarza, że jego finał odbył się o godz. 18 w Grand Hotelu Lublinianka.

Przed Biesami ekipa Krystyny Głowniak, dyrektor „plastyka” udziela na sztalugach lekcji rysunki wszystkim chętnym na zostanie artystą. Jest tych chętnych sporo.

W ciżbie przed trybunałowym frontem uwija się koordynator generalny Rafał KoZa Koziński. Na krok nie opuszcza go kamerzysta. KoZa na żywo komentuje wydarzenia, co leci w internecie. Nasze Nocy Kultury wedle woli zaznają ludzie na całym świecie.

Z bramy przy Grodzkiej 3 dobiegają potężne dźwięki symfonii czy koncertu. Artystka multimedialna Joanna Polak  wymyśliła, że muzyka skusi przechodniów do obejrzenia lecącej na okrągło projekcji o wystawach w galeriach BWA Labirynt 2 i Grodzkiej a nawet do ich zwiedzenia. Słusznie wymyśliła.

Przybiega podekscytowany dyrektor BWA Andrzej Mroczek. Opowiada jak pięknie czytał wiersz w Zaułku Hartwigów prezydent Adam Wasilewski.

Na Placu Po Farze Gospeople i formacji Kalejdoskop. Życzliwe zainteresowanie w wypełnionych do ostatniego miejsca ogródkach.

Na patio MDK Pod Akacją teatr Panopticum przezentuje swój spektakl przed dużą rzeszów widzów. Padający z nóg szef teatru Mieczysław Wojtas mówi: – To już piąte przedstawienie jakie pokazujemy tej Nocy

Andrzej Molik cdn    

Ciąg dalszy relacji

W Restauracji Brama obstąpionej wianuszkiem chętnych poróbujących bezskutecznie dostać się do środka kończą porywająco koncertować Los Centauros. Za chwilę zacznie ryczyć szanty Ryszard Borkowski, a tłum jeszcze większy. Z miesznymi uczuciami – bo to i radość dla restauratora i zmartwienie – urocza gospodyni lokalu Jagoda Machajek komunikuje, że skończyło się piwo beczkowek, a zamówili z mężem Wojtkiem więcej beczek niż w poprzednią Noc Kultury, gdy też to sie przydarzyło.

Na dziedzińcu Zamku koncertuje kwartet klarnetowy Claribel. Chętni do obejrzenia rusko-bizantyńskich malowideł w kaplicy Świętej Trójcy już widzą, że nie zdołają dołączyć do kolejki a chroniony przed zabytnim nawilgoceniem zabytek zaraz zostanie zamknięty. Zaczyna się procesja tłumu z powrotem w stronę Starego Miasta.

Z dala, z błoń za Zamkiem dobiega muzyka zespołu ZINiONI. Jeszcze przyjdzie czas tam zajrzeć.

W Galerii Przy Bramie wciąż jest jeszcze otwarta wystawa malarstwa członków TPSP. Borkowski w Bramie naprzeciwko tak głośno śpiewa, że oglądając obrazy we wnętrzu galerii słychać każde słowo kolejnych szant.

Najwyraźniej już po północy (na zegarek spoglądamy tylko wtedy jak poprosi nas o to latający reporter internetowy KoZa). Na Placu Po Farze zaczął się szał z folkiem Orkiestry św. Mikołaja. Nie można się nie zatrzymać na dłużej. Mieszający się biały głos Marysi Natanson z basującym głosem lidera Bogdana Brachy odbija się echem od kamieniczek wokół placu i ulatuje w daleką przestrzeń gdzieś hen, nad Tatary i Kalinę. Pseudoruiny fary nie dają potańczyć, ale ludziska próbują.

Potańczyć za to można na skwerku przy Olejnej. Można też, jak obiecywał nam Jan Bernad, kreator Nocy Tańców Tradycyjnych z Fundacji Muzyka Kresów, przysiąśc obok i prawdziwie się zrelaksować po już wielkich acz radosnych trudach nocnych wędrówek. Miło popatrzeć jak ma obszernym podeście z huculska pląsa para barwnie ubranych tancerzy z Ukrainy, jak rozdzielają ich „cywile” i tworzą coraz nowe taneczne konfiguracje. Bernad wraca z Pl. Litewskiego, gdzie odbywała się druga część nocy z tradycyjnym pieśniemi. Już się skończyła. Z ogromnym sukcesem. Szef fundacji zmęczony (jeszcze były dwa jego spektaklew Bibliotece Łopacińskiego), ale prominieja ze szczęścia.

Idzie ku świtowi. Na Rynku, Grodzkiej i Placu Po Farze zaczyna się wielkie sprzątanie. Trzeba zmierzać ku domowi via błonia. A tam na estradzie z Zamkiem niezawodna jak rok temu poranna Federacja. Jakże pięknie brzmią głosy Joli Sip, Marka Andrzejewskiego, Janka Kondraka (a jakże: „Ataman”!), Piotra Selima! Jakiż piękny widok na skarpę z klasztorem Dominikanów otwiera się przez tiul z tyłu zespołu. Mimo wsparcia o płotek przed sceną, nogi odmawiają posłuszeństwa. Pierwsze od dawna spojrzenie na zegarek. 4.30. Po kilku songach rozsądek i euforyczne zmęczenie zwyciężają. Jeszcze przy rondzie za Zamkiem słychać smakowitości federatów. Żegnaj Nocy Kultury! Śniej się jak porzednia. I dodaj nadziei, że już zaraz, wkrótce będzie następna.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / / / / / / / / / / / / / / / / /

Rok: