Tanatos kładzie cień

 

Szlemiel, Fajdeł, Tajbełe (i jej demon), bohaterowie nasyconych zgrabnymi fabułami spektakli powstającego sukcesywnie w Teatrze NN Tryptyku chasydzkiego, to postaci z tradycji słynnych żydowskich opowiadaczy. Owoc przekazu ustnego, można rzec – opowieści ludu, ale i na tyle atrakcyjne i powabne, głównie przez żydowski humor, dla autorów tworzących w jidysz i innych językach, że – w tym przypadku noblista Issac Bashevis Singer (1. i 3. część) i współczesny Leo Pavlat (środkowa) – opracowali je literacko, „podrasowali” wydźwięk. Jeszcze bardziej wydobyli prawdę, że to – jak słusznie zauważono w opracowaniu o Tryptyku – „legendy pouczające i pocieszające”.

Pod koniec stycznia Tomasz Pietrasiewicz, twórca NN i reżyser (także adaptator) wszystkich powstałych w tym kameralnym teatrze przedstawień, zaprezentował premierowo „poemat muzyczno-literacki” Opowieści z Nocy. Jak się okaże, w tym dziele scenicznym wszystko jest zaprzeczeniem tego, co zostało napisane powyżej w pierwszym akapicie. A jedyne powtórzenie realizacyjne polega na tym, że występują: teraz jako lektor, Witold Dąbrowski, jedyny od lat, włącznie z Tryptykiem, aktor NN (w Provisorium pozostał też jeden, Jacek Brzeziński, ale Janusz Opryński do swych prac scenicznych angażuje obok niego całe zastępy profesjonalistów), i Robert Brzozowski, który towarzyszył ówczesnemu narratorowi na kontrabasie już w części o Fajdlu (w pozostałych byli to akordeonista i klarnecista), ale tu nie tylko gra na tym instrumencie, ale i skomponował muzykę czerpiącą z klimatów klezmerskich, z tym, że wyłącznie głęboko refleksyjnych. Do niego dołączył drugi muzyk, altowiolinista z kapeli Berberys Marian Pędzisz.

Istniała obawa, że po typowo fabularnych miniaturach Tryptyku propozycja Pietrasiewicza nie zadowoli widzów. Przecież realizacja nie podlega domenie Melpomeny, szczególnie we współczesnym rozumieniu, obejmującym obok tragedii także m.in. komedie (w Grecji rządy Talii). Słowem, Opowieści… nie są wydarzeniem artystycznym. To Tanatos kładzie głęboko czarny cień na wydarzeniach z poematu, o których wbici w krzesło słuchamy. Ponieważ zaś, że jest bóstwem chtonicznym (terra incognita), robi to z podziemi. I musiał to wykonywać inaczej niż w przypadku śmierci jednostkowej. Dotyczyło największej w dziejach ludzkości tragedii, obejmującej trudną do objęcia rozumem liczbę ofiar. Bowiem Noc z tytułu realizacji Teatru NN to nic innego jak Zagłada.

Dzieło w warstwie słownej skomponowane jest z czterech części. Otwierają je nagrania historii mówionych z kolekcji Ośrodka Brama Grodzka (dla niezorientowanych: Pietrasiewicz jest także jego dyrektorem). Niekiedy są to słowa króciutkie, jednozdaniowe („Jak ja się bałam, jak ja się bałam!), ale już wywołujące atmosferę straszliwego cienia położonego przez Tanatosa.

Warstwa literacka poematu dla wielu pozostanie zaskakująca. Bo też autorem „Lublinie, moje święte żydowskie miasto” jest piszący w jidysz Jakub (Jakov) Glatsztejn. Konia z rzędem – może z wyjątkiem prof. Adamczyk-Garbowskiej – temu kto przed powstaniem Ośrodka słyszał w naszym mieście o tym wybitnym poecie i pisarzu. Żył tutaj krótko (ur. 1896), ok.17 lat. Kiedy w 1912 nasiliły się antysemickie nastroje, ojciec dał jedynakowi oszczędności i wysłał do Nowego Jorku. W 1914 był za oceanem. Jednak warto sobie uświadomić, że Glatsztejn należał do pokolenia Czechowicza. Na dodatek stał się jak on poetą awangardowym. Już w 1920 z dwoma innymi założył ruch introspektywistów z aspołeczną i apoetycką tematyką, posługujący się eksprymentem i terminami… surrealistycznymi. Działali do 39. W Lublinie był jeszcze raz w latach 30. u chorej matki. Jednak w tym w tym co czyta Dąbrowski, obok słodkich i gorzkich wspomnień z młodości, pojawiają się na koniec refleksje o Holokauście. Świadczyłoby to – jeśli nie nastąpiło jakieś przekłamanie – iż napisał je już po wojnie.

Następna część, historie świadków, też z kolekcji, stanowi bodajże najważniejszą w lekturze i odbiorze. Tych krótkich historii jest osiem: Chłopczyk z Kamionki, Poduszka, Pani noc, Elżunia, Biedny ślad, Ewangelia, Nienapisane opowiadanie i Motyle. Zważywszy na percepcję i uleganie zniewalającym emocjom, nie uchodzi ich streszczać. Ze względów kompozycyjnych zrobiony zostanie (niebawem) jeden wyjątek. Te mini opowieści sprawiają, że ich prawda zaciska się nam na gardle żelazną obręczą, nie możemy spokojnie siedzieć. Działa na mózg i duszę nie masa milionów zgładzonych Żydów, tylko jednostkowe przypadki obrazujące straszliwy cień położony przez Tanatosa na ludzkości (Nałkowska: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”.)

Dlatego trudno się pogodzić ze stwierdzeniem, że w Opowieściach z Nocy duży akcent realizatorzy postawili (nie na słowa, tylko) na muzyczność. Trzeba geniusza o słuchu absolutnym, żeby zadziałała nań równie emocjonalnie jak – przy całym uznaniu dla kompozycji i sztuce dwóch grajków – to co zawarte w nagraniach i tym co czyta lektor. Natomiast należy przyznać, że w poemacie zastosowano niewiarygodną ilość (nie mnie sądzić czyja to zasługa) środków formalnych konstytuujących muzykę. Po uwerturze zaczyna się zwielokrotniona konstrukcja ronda. Jej zasady, powodują, że po uwerturze otwierają i powracają w finale te same nagrania wspomnień świadków czy poezji Glatszejna. Są i leitmotivy, motywy powracają nieoczekiwanie jak u Wagnera, są krótkie, ale znaczące (np. „Lublinie, moje święte…). Wreszcie, żeby nie przesadzić, jest kontrapunkt, zabieg dla piszącego niniejsze najważniejszy w całej realizacji. Chodzi o ten wyjątek pośród 8 historii przekazanych przez świadków Zagłady, historię obozową 9-letniej Elżuni. Pisała ona do śmierci poezję, zawsze pod melodię „Z popielnika na Wojtusia iskiereczka mruga”. I jeden jedyny raz Dąbrowski porzuca pulpit lektora i śpiewa a capella kołysankę. Żeby było ciekawiej i w tym drobiazgu pojawia się mini rondo. Aktor raz czyta a potem na proscenium powtarza strofy o Elżuni: „Umierała sama, bo jej tatuś na Majdanku, w Oświęcimiu mama”. Szokujące!

Dobrze, że powstają takie realizacje. Mówią – żeby użyć wyświechtanego nieco sformułowania – o Nocy, o Zagładzie więcej niż powiedziano w zajmujących całe biblioteki uczonych księgach. A w nas odkładają się emocje przekształcone w trudny do opisania żal i ból serca.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: