Taniec w ofensywie

Wczoraj zakończyły się X Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca i okazało się, że w roku swego jubileuszu przystąpiły do takiej ofensywy, że prześcignęły odbywające się miesiąc temu Konfrontacje Teatralne i jedyną dla nich konkurecją wśród naszych przegladow teatralnych może być nowy festiwal Sąsiedzi gramadzący zespoły z Europy Środkowej.

Hanna Strzemiecka, dyrektor artystyczny MSTT i Ryszard Kalinowski odpowiedzialny za koncepcję jubileuszowego festiwalu, wiedząc co oferują zaryzykowali wynajęcie Centrum Kongresowego AR, największej lubelskiej sali widowiskowej i okazało się, że codziennie niemal wypełniała się do ostatniego miejsca. To ogromny sukces festiwalu, zważywszy, że jeszcze niedawno na prezentacje teatrów tańca wystarczył Sala Nowa w Centrum Kultury, dziś absolutnie za ciasna na pomieszczenie wszystkich chętnych. Świadczy to o ogromnym wzroście zainteresowania niszową kilka lat temu – przynajmniej w naszym kraju – dziedziną sztuki i ogromnej sile propagandowej otwartych prezentacji w muszli ogrodu Saskiego, na które od ub. roku zdecydował się Lubelski Teatr Tańca organizujący Forum Tańca Współczesnego. Roztańczone teatry mają już dzięki temu i przede wszystkim dzięki dekadzie funkcjonowania festiwalu zagorzałych wielbicieli, zresztą także tych, który ściągają do Lublina z całego kraju.

Adoracja rodzi się pewności widzów, że w programie MSTT trafią na prawdziwe pereły a wszystkie prezentacje nie zejdą poniżej pewnego, mocno obecnie wyśrubowanego poziomu. Sprowadzenie w tym roku Paul Taylor Dance Company 2 z USA, zespołu założonego po to, żeby prezentować choregrafie legendy new dance, to w obszarze teatru tańca to samo, jakby na nastawione na teatry awangardowe Konfrontacje trafiła np. grupa Petera Brooka. Przekonaliśmy się już przez 11 edycji tamtego festiwalu, że jest to niemożliwe. Szóstka amerykańskich tancerzy pokazała trzy porywające spektkle, z choreografią, która nie straciła niż ze świeżości, wytańczone leciutko, jakby od niechcenia a przecież mistrzowsko. Abecadło tańca współczesnego było lekcją przyjętą owacyjnie i zapamiętaną przez wszystkich.

Innym ryzykiem organizatorow było zaproszenie teatrów z wszystkich kontynentów. Oczywiście nie każdy z nich rzucił nas na kolana. Hindusam z grupy Attakkalari dobrze namieszał w głowie Japończyk odpowiedzialny za komputerowe efekty wizualne i w przeroście nowoczesnej formy nad treścią zagubiona została zupełnie tak bogata tradycja Indii. Tanga Argentyńczyków z Cie REA Danza były taneczną opowieścią z inenej bajki, jakby sceniczną, ale daleką od teatru wersją filmu „Tango” Carlosa Saury. Żal serce ściskał, że w spektaklu Compagnie Sybel Ballet Theatre z Tunezja tańczyli – zgodnie z islamskim wymogiem – wyłącznie mężczyźni. Ale egzotyka tych teatrów wabiła widzów, a ich spektakle przyjęto ciepło, bo trudno je uznać za nieudne. Najciekasze produkcje zagraniczne to fascynujące przełożenie na taniec malarstwa Bacona przez holendrskę Company Nanine Linning i i przedwcipny, pełen inwencji spektakl Węgrów z The Symptoms. Nie zawiedli też starzy znajomi, obecni po kilka razy na festiwalu – Joe Alter z USA, Finka Sanna Kekalainen i Stanislaw Wisniewski z Francji. Okazało się też jak mocny jest dziś taniec współczesny w Polsce i że – miło to stwierdzić – Lubelski Teatr Tańca przezentujący „i znów, i jeszcze raz” bezwzglednie jest w jego czołówce. Obok niego lub tuż za nim mieszczą się w nim a&a&a z Krakowa i Dada von Bzdülöw z Gdańska, czyli Leszek Bzdyl (wykreował tańcem niemal beckettowskie „Bonsai”), a przede wszystkim zupełnie fantastyczna Katarzyna Chmielewska, 150-procentowo kobieca w „so beautiful”, zresztą choregoraf i pierwszego spektaklu.

Już wiadomo bez dwóch zdań: MSTT to festiwal, którym się możemy szczycić w całym świecie.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: