Tosca rzuca się z Zamku?

PEREGRYNACJE

Andrzej Molik

Dokładnie pytanie brzmi: Tosca rzuca się z Zamku Lubelskiego? A odpowiedź, przynajmniej moja: Dlaczego nie! W roku 1992 światowym wydarzeniem telewizyjnym stała się transmisja na żywo opery Giacoma Pucciniego, opowiadającej o typowej heroinie włoskiego weryzmu, powodowanej nipohamownymi namiętnościami, dziką rozpaczą i szleńczymi porywami. Dziesięć lat później zaświtał mi pomysł, który być może mógłby stać się wielką szansą promocyjną dla naszego tak narzekającego na brak turystów miasta.

Transmisja RAI z Rzymu nie była zwyczajną transmisją. Była transmisją nadzwyczjną. Akcja poszczególnych aktów „Toski” rozgrywała się dokładnie tam gdzie umieścił ją Victorien Sardou, autor dramatu, na którym oparto operę, a być może (dramatu nie znam) tam, gdzie posadowili ją libreciści Luigi Illica i Giuseppe Giocasa. Historia koszmarnego barona Scorpio, ścigającego spiskowca Angelottiego i ukrywającego go malarza Cavaradossiego, kochanka Florii Toski, zaprezentowana została kolejno w kościele św. Andrzeja della Valle, w pięknym pałacu Farnese i na murach zamku św. Anioła, skąd oszukana przez szefa policji papieskiej Tosca rzuca się w finale do Tybru. Nie dosyć tego, czas transmisji pokrywał się z czasem akcji. Włączaliśmy telewizory o świcie, po południu i późnym wieczorem.

Pamiętam dobrze te wielkie wydarzenie. Było to już po sukcesie pierwszego koncertu trzech tenorów w Termach Caracalli na włoskich mistrzostwach świata w piłkę kopaną i w domu jęliśmy śledzić operowe transmisje z wilkim zainteresowaniem. Jednak to nie pamięć o rzymskiej „Tosce” zainspirowała mnie do tego, by poddać pomysł wystawienia jej w Lublinie chociażby latem przyszłego roku. Ostatecznym kopniakiem stała się wiadomość, że w czasie Letniego Festiwalu Operowego we Wrocławiu dyrektor Ewa Michnik powieliła, przynajmniej częściowo, włoskie superwydarzenie z 1992 roku. W stolicy Dolnego Śląska widzowie wraz z rozwojem akcji przechodzili z katedry św. Marii Magdaleny, przez piękną Aulę Leopoldyńską uniwersytetu na Wzgórza Partyzantów.

Skoro Tosca z Wrocławia może rzucać się w nurty „Tybru” z jakiegoś wzgórza, to czy nie może z donżonu naszego Zamku? Ten świetnie naśladowałby okrągły zamek św. Anioła z Rzymu. Widzę też gdzie akcja mogłaby się rozpoczynać. Oczywiście w archikatedrze. A pałac Farnese zagrałby przywykły do muzyki Trybunał Koronny. Jak widać, publiczność nie musiałaby pokonywać za artystami zbyt długiej trasy. Szkopuł w tym, że w Lublinie nie mamy nawet nieczynnej opery (wrocławska jest w remoncie od pięciu lat, stąd nieortodoksyjne pomysły dyr. Michnik poszukujacej nowych przestrzeni na spektakle). Ale czy i tego nie dałoby się przełamać? Filharmonia zamiast zasypiać w ogórkach na całe lato mogłaby wykonać piękną impresaryjną robotę i przeflancować do Lublina tak boleśnie nieobecną sztukę operową. Ku radości mieszkańców i ku pokusie turystów, którzy na wieść o takom oryginalnym wystawieniu gnaliby do naszego miasta pędem, albo i szybciej. Tosca rzucająca się w rozpaczy po rozstrzelaniu Cavaradossiego z murów Zamku Lubelskiego – to jest to!

Kategorie: /

Tagi:

Rok: