Tylko udział?

Trudno mi inaugurować te nasze wspólne felietony olimpijskie pisane przez nieprofesjonalnych admiratorów sportu, bo wszyscy jak jeden mąż – pospołu z rzeszami kibiców w kraju – jesteśmy po pierwszych dniach igrzysk w Sydney w paskudnych nastrojach. Wyglądamy jakiegoś sukcesu polskich reprezentantów a jego ani nic nie widać i wracajacy z Australii prezydent Kwaśniewski też nam samopoczucia nie poprawia twierdząc, że wkrótce będzie lepiej, bo nie wiemy skąd ten optymizm czerpie.

Chyba to już taka natura polityków, że widzą białe tam gdzie jest czarne. A przecież na podstawie wyników Polaków osiąganych przez nich dotychczas, o ich medalowych szansach ja osobiście odważyłbym się jedynie powiedzieć, że czarno je – właśnie – widzę. Może będę trochę niesprawiedliwy, ale sadzę, że przyczyna tych słabych osiągnięć naszych zawodników tkwi w wyśrubowaniu przez polskie władze olimpijskie kryteriów dopuszczajacych ich do startu (minima były ustalone na dużo wyższym poziomie niż uczynił to MKOl). Wzięli zatem sobie całkowicie do serca Coubertinowską zasadę, że liczy się udział (czytaj: piękna wycieczka na antypody) a nie zwycięstwo i mamy tego skutki. Ale czy udział ich i nas tak naprawdę satysfakcjonuje? Wątpię.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: