Uklasycznianie klasyki

tamwiede.doc

Z Ryszardem Zarewiczem, reżyserem operetki Wiedeńska krew, przed jej piątkową premierą w Teatrze Muzycznym rozmawia Andrzej Molik

* Dochodzą słuchy, że to jakiś jubileusz…

– Teatru.

* Pana nie?

– Poniekąd. Wiedeńska krew Johanna Sraussa jest 25. pozycją wyreżyserowaną samodzielnie przeze mnie w lubelskim Teatrze Muzycznym.

* Czy to powód do świętowania?

– Nie, poniważ każdy jubileusz to próba generalna pogrzebu. Dwadzieścia pięć – ot, liczba. Może nie tyle okrągła, co – według tradycji – symboliczna.

* Z tego co wiem – nie jedyna związana z piątkową premierą…

– Rzeczywiście. Jako aktor zagram w 150-ej sztuce. Wcielę się, niemal jak zawsze, w rolę arystokraty, hrabiego Bitowskiego.

* Mężczyznę można o to spytać. Ile to już lat przebywa pan na scenie?

– Zależy od kiedy liczyć. Pierwszy raz moje nazwisko znalazło się na afiszu w listopadzie 1945 roku a więc 52 lata temu. Po studiach – 42 lata. Tu, w Lublinie jestem dwudziesty czwarty sezon. Czuję się jednak na tyle dobrze, że podczas przedstawienia wbiegam bez trudu po schodach a próba schodów zawsze najlepiej powie o latach i zdrowiu próbującej pokonać je osoby.

* Powróćmy do reżyserii. Czym pan debiutował?

Wielką aleją Tomaszewskiego. Ten musical o Lublinie wystawiany był tu w 1976 roku.

* Miał pan przy wyborze różnych odmian muzycznych widowisk swoje reżyserskie preferencje? Co pan lubił realizować?

– To, co leżało w kręgu mojej radości. I bajki dla dzieci i melodramaty. Lubię melodramaty, na ktorych ludzie i płaczą i śmieją się. Ale, co tu kryć, robimy zawsze to, co los przyniesie.

* Wiedeńską krew sam pan wybrał?

– Dyrekcja wybrała. To druga operetka Straussa młodszego realizowana przeze mnie w lubelskim Teatrze Muzycznym. Pierwszą była Wesoła wojna.

* Kiedy miała premierę?

– Pamiętam, że dokładnie w dniu śmierci prymasa Wyszyńskiego, to było bodajże w 1980 roku. Ciekawostka, że byliśmy jedynym teatrem w Polsce grającym w tym dniu. Wszędzie przedstawienia zdążyli odwołać, do nas zawiadomienie przyniesiono po uwerturze. Coż, trzeba było kontynuować. Z operetką tą mam jeszcze jedno, trochę późniejsze wspomnienie. Niezwykłe wrażenie robiły słupy ogłoszeniowe w mieści, na których obok obwieszczeń o wprowadzeniu stanu wojennego w kraju wisiały afisze krzyczące tytułem: Wesoła wojna.

* Wiedeńska krew wystawiana jest w Muzycznym po raz kolejny. Poprzednia reealizacja zdaje się, że pobiła wszelkie rekordy popularności?

– Tak, odbyło się ponad 300 spektakli operetki, której premiera miała miejsce w 1966 roku . Żadne z innych przedstawień nie zbliżyło sie do tej liczby. To świadczy o tym, że muzyka Straussa jest nieśmiertelna a ten tytuł jest jeszcze szczególnym przypadkiem. Kiedy stwierdzono, że najlepsze utwory znajdują się poza jego autorskimi trzema czy czterema operetkami, libreciści zebrali je i stworzyli Wiedeńską krew. Wszystko co najpiękniejsze ze Straussa w niej się znalazło. Zresztą i my przy lubelskiej realizacji dodaliśmy kolejne jego przeboje.

* Jakie?

– Dwa utwory taneczne, polkę i galop. Otwarta konstrukcja operetki pozwoliła dokonać zmian na zasadzie klocków lego.

* Ma pan zamiar pobić rekord Wiedeńskiej krwi sprzed ponad trzydziestu lat.

– Jeśli nie będzie telewizji a radio będzie grało same marsze… Nieskromnie sądzę, że nasze przedstawienie powinno sie podobać, bo jest w nim wszystko to co chwytliwe – popisy solowe, piękne chóry, aż 250 kostiumów przygotowanych przez naszego scenografa, Teresę Ponińską. Muzycznie za całość odpowiada Ryszard Komorowski. Choreografia spoczęła w ręku goszczącego pierwszy raz w Lublinie Juliusza Stańdo z Poznania. Dodam, że występuje jeden solista z tamtej, historycznej realizacji. W innej roli, właściciela karczmy, ale i teraz gra Marian Josicz.

* Właśnie. Kto jeszcze znalazł się w obsadzie?

– Nasze gwiazdy: Eleonora Krzesińska, Bożena Saulska, Krystyna Szydłowska, Agnieszka Kurkówna, Agnieszka Padzińska, Bogusława Matys, Monika Piekaroś, Jarosław Cisowski, Daniel Saulski, Jerzy Turowicz, Andrzej Chmielarczyk. Jak się rzekło, także i ja.

* W jakim kierunku poszła realizacja. Będzie to klasyczne wystawienie Wiedeńskiej krwi, czy może znajdą sie elementy uwspółcześniające operetkę?

– Starałem się uklasyczniać klasykę. Nie ma nic gorszego niż uwspółcześnianie operetki. Trzeba autora raczej wspomóc w jego intencjach, może coś skrócić, ale nie wyrzucać. Są tu pewne skróty ideowe, widoczne chociażby w umowności ażurowej scenografii, w organizacji sceny. Są cytaty muzyczne, ale nie zatracamy w tym operetki. Największą modyfikacją jest przesunięcie w czasie akcji, z okresu Kongresu Wiedeńskiego na rok 1898, na 70-lecie urodzin Franciszka Józefa. Chodziło głównie o kostiumy, ale nie tylko. Fraki z czasów kongresu były nieefektowne, balet był inny… Dzięki temu zabiegowi osiągneliśmy pewną jednorodność. W scenografii z elementami secesji pojawiają sie postaci w srojach z końca wieku, śpiewają i tańczą do muzyki z tej epoki. Jednym słowem nie ma miszmaszu stylistycznego.

* Z zaciekawieniem oczekując jutrzejszej premiery, dziekuję za rozmowę.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: