Vlica Grodzka

Właśnie tak, w stylizacji staropolskiej, jak na kamiennych tablicach z autentycznej ulicy Starego Miasta, pisany jest tytuł tego półgodzinnego filmu telewizyjnego: Vlica Grodzka. Początkowo film nieco irytuje. -Przecież to się nijak nie ma do znanej dobrze rzeczywistości – dumamy sobie oglądając fragmenty Współczucia Teatru Provisorium, akcji plastycznej Wiesława Borowskiego w Galerii Labirynt 2 i słuchając wypowiedzi Sławomira Skopa i Janusza Opryńskiego z wspomnianego teatru i dyrektora BWA Andrzeja Mroczka. Gorzej – nie pojmujemy, w takim kontekście, dlaczego Opryński cytując Zadurę mówi o miłości i nienawiści do tego miejsca i jeśli kogoś nienawidzimy, to dźwiękowca, który wypowiedź Mroczka nagrał w pustej sali i efekt studni zabił niemal każde jego słowo.

Chwilę dalej nic jeszcze nie wskazuje, że może być lepiej. Szef Teatru Projekt Andrzej Mathiasz przedstawia fragmenty swojego słynnego spektaklu plenerowego pod tytułem identycznym jak film i to prezentowanego nie w Lublinie a w…Kolonii, jakby zapominając, że to nie wypada scenarzyście i współrealizatorowi telewizyjnego przedsięwzięcia. Witold Dąbrowski uprawia apologetykę dziecięcia ulicy Grodzkiej – Teatru NN, co podkreśla głos kantora z synagogi w Łodzi, czyli gościa kolejnej imprezy w siedzibie w/w. Wreszcie prezes Fundacji Galeria na Prowincji Waldemar Mirek próbuje nam wmówić, że remontowany przezeń Teatr Stary mieści się tuż koło Grodzkiej i rychło byśmy uwierzyli, że i archikatedra, w której dyryguje Jerzy Maksymiuk ociera się boczną nawą o tą ulicę, gdyby nie bolesna znajomość prawdy.

Dopiero gdzieś w połowie filmu dostrzegamy, że jego autorzy – Teresa Karbownik, jako realizator, i wspomniany Andrzej Mathiasz – sprytnie nami zamanipulowali (a słowa tego nie trzeba tu odbierać pejoratywnie), bo konsekwentnie zmierzają do zamierzonego celu. Oni po prostu chcą pokazać nizwykłe rozdarcie ulicy Grodzkiej, a szerzej – Starego Miasta, a jeszcze szerzej – Lublina. W tym kotle zgotowanym przez los, historię, ludzi wreszcie, mieszają się skrajne wartości, dualizm ich nie definiuje, bo oblicz mają zbyt wiele. Przez wszystkie przebija się te najsmutniejsze i nie ważne czy będą je malować gorzkimi refleksjami architekt Tomasz Stankiewicz i plastyk (tylko?) Dobrosław Bagiński, czy nawiedzi nas słuchając iście filozoficznego wywodu mieszkańca ulicy G., czyli tzw. prawdziwka, albo patrząc na godowy taniec pijaczków o tej samej proweniencji.

Nie ma jednej prawdy o ulicy Grodzkiej, jest jeden ból. I nadzieja, której tchnienie przywołali autorzy filmu historycznymi, osnutymi mgiełką poezji odniesieniami. Skoro Grodzka podnosiła się z zarazy, pożarów, pogromów, to może podniesie się raz jeszcze? Ta nadzieja jest także po słonecznej, artystycznej stronie ulicy i w młodych, którzy z pasją mówią o ulicy marzeń.

Obejrzcie i Wy, nadziei pełni, Vlicę Grodzką. Emisja filmu dziś, w środę, o godz.16.55 w telewizyjnej Dwójce, czyli w programi, który może oglądać cała Polska. I za to także autorm gratulacje.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: