Wirydarz u Bartka

Dopiero pędząc przedwczoraj w dół Grodzką pod Zamek na ostatnią komunikację do domu, dostrzegłem, że faktem stało się to, o czym od jakiegoś czasu ćwierkały lubelskie ptaszyny. Pod numerem 19, tuż obok Kabaret Cafe, tam gdzie – od czasów gdy ten lokal zwał się jeszcze Szeroka 28 – wisiał przez lata szyld Galeria Autorska Michałowski, pojawił się nowy: Galeria Sztuki Wirydarz. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że ta druga, założona i prowadzona też na zasadach autorskich przez Piotra Zielińskiego, po blisko 11 latach działalności opuściła miejsce, z którym była przez ten czas stale kojarzona, czyli poklasztorny korytarz w XV-wiecznym kompleksie wizytkowskim przy Narutowicza 8.

Nie rozmawiałem ostatnio z Piotrem Zielińskim i nie wiem, co spowodowało, że zdecydował się na taką desperacką przeprowadzkę. Mogę się tylko domyślać, że względy finansowe, czyli kwestia zapewne niebagatelnego czynszu za korzystanie z obszernych, zabytkowych wnętrz. Dopóki Wirydarz działał przy Lubelskiej Szkole Wyższej im. Króla Władysława Jagiełły, (gdy startowali razem, nazywała się jeszcze Lubelska Szkoła Biznesu – Szkoła Wyższa), miał się tam jaku u Pana Boga za piecem. Uczelnia się jednak wyprowadziła i Zieliński z Wirydarzem ostał się ostatnimi laty sam, a trzeba pamiętać, że galeria ta finansowana jest wyłącznie ze środków pozyskanych od sponsorów. Twarde prawa rynkowe prawdopodobnie zmusiły kustosza i kuratora w jednej osobie do aż tak radykalnego kroku.

Rozmawiałem natomiast z Bartłomiejem Michałowskim, dotychczasowym gospodarzem galerii przy Grodzkiej 19. Prowadzi on jak wiadomo drugą swą galerię autorską w Kazimierzu Dolnym przy Lubelskiej, a że stał się bardzo popularnym akwarelistą, którego obrazy są rozchwytywane przez galerie w całym kraju, nie kryje, że zamówieniami nie wyrabia na zakrętach, a tu jeszcze musiał dostarczać wciąż świeże prace do swych dwóch placówek galeryjnych. Dlatego na propozycję Piotra Z. przystał.

Pozostał ten temat nieco w cieniu pożegnania Klubu Towarzyskiego i Kawiarni Artystycznej Hades ze swą dotychczasową, podziemną siedzibę (nomen omen także – jak Wirydarz -w powizytkowskich, zabytkowych wnętrzach), ale jest się o co martwić. W gruncie rzeczy Lublin stracił jedną galerię, a wcale, jak na 400-tysięczne miasto, nie mamy ich za dużo – kiedy prowadziłem w Kurierze rubrykę Galerie i w szczytowych momentach zapowiadałem wystawy w 30 w galeriach, wliczając w to wystawy w muzeach, urzędach i innych instytucjach oraz w knajpach. Cóż z tego, że Bartek się dogadał z Piotrkiem, że w galerii – do której schodzi się z poziomu ulicy w dół, ale nie są to podziemia, bo drzwi pierwszej z dwóch sal prowadzą na tarasik wpisany w staromiejskie wzgórze a dopiero niżej wije się uliczka Podwale – eksponowane będą stale jego akwarele. Jednak nie zorganizuje już raczej wystaw innych artystów, a odbywały się niekiedy bardzo znanych, w tym najciekawsze może – a tak pasujące do tego miejsca tuż obok zakatrupionego Miasta Żydowskiego! – artystów o żydowskich korzeniach czy poświecone judaistycznej tematyce. Wątpię też, że będą się odbywać słynne wernisaże z grillem na tarasie i piwem z beczki, bądź od sąsiadów, najpierw Serokiej 28 a później jej następczyni, Bramy (do komitywy z najnowszą Cabaret Cafe Bartek nie zdążył doprowadzić). Łza się w oku zaczyna kręcić na wspomnienie marca sprzed lat kilku (ile ich już minęło?), kiedy przy wystawowej okazji na tarasie GAM rozpalony został pierwszy onego roku grill w Lublinie, grzejący nie tylko kiełbaski, boczek i słynne ziemniaczane ciasto Krysi ze Sklepu Cynamonowego w Bramie Grodzkiej, ale i dłonie zmarzłych wernisażowiczów.

Słowem, piszę oto coś w rodzaju małego requiem. Galeria Autorska Michałowski przechodzi do wspomnień. Wirydarz zaś w zupełnie innych warunkach, zdecydowanie bardziej kameralnych wobec poprzednich, nie zdoła organizować takich ogromnych przeglądowych ekspozycji, jakie się objawiały w zabytku przy Narutowicza, że wymienię m.in. Zbyluta Grzywacza, Leszka Sobockiego, Jerzego Dudy Gracza, Kiejstuta Bereźnickiego, Adama Myjaka, Tadeusza Kantora, Tomka Kawiaka, Tadeusza Dominika , Henryka Wańka, Andrzeja Strumiłło, Tadeusza Brzozowskiego, Andrzeja Dudzińskiego , Tadeusza Boruty, Nikifora, Jana Kantego Pawluśkiewicza, Kashinatha Chauhana -hinduskiego Nikifora, Edwarda Hartwiga, projektów scenograficznych Krystyny Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy czy pamiętna wystawa zorganizowana we współpracy z Muzeum im. Prof. S.Fischera w Bochni Jacek Malczewski i inni- prezentująca najwybitniejszych malarzy młodopolskich, nie mówiąc już o tak gigantycznym, wykraczającym poza stałe ekspozycyjne miejsce przedsięwzięciu jakim była wystawa jubileuszowa Teatru im. J. Osterwy.

Smutkiem wieje jeszcze z jednego powodu. Galeria Sztuki Wirydarz, która w 2005 r. w rankingu tygodnika Polityka znalazła się w dziesiątce najlepszych prywatnych galerii w Polsce, była poniekąd spadkobierczynią działającego na przełomie lat 60. i 70. poprzedniego wieku w tym samym miejscu Studenckiego Klubu Arcus. Oprócz licznych innych imprez, wslawił się on organizowaniem we współpracy z działającym wtedy w pobliżu Biurem Wystaw Artystycznych bardzo znaczących wystaw najnowszej polskiej sztuki, do czego przyczyniał się pracujący już wtedy w BWA późniejszy jego dyrektor, nieżyjący już niestety Andrzej Mroczek. To w zasadzie pod poklasztornymi sklepieniami (arkusami!) rodził się pomysł sławetnej akcji z 1970 r. Ból Tomka Kawiaka, co upamiętnia wmurowana w pobliżu, na rogu skwerku z pomnikiem Kochanowskiego i Narutowicza tablica. Podczas swojej wystawy w Wirydarzu, w ramach autorskiej akcji Cegłowanie Świata, Kawiak wmurował w ścianę galerii od strony dziedzińca kompleksu klasztornego. Ostanie się tam samotna jak palec, osierocona przez Galerię Wirydarz, która już dziś gdzie indziej a dawne czasy wspaniałej sztuki przy Narutowicza 8 zapewne nigdy nie powrócą. Żal!

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: