Wsiąkłam…

* Z tego co wiem, w przeciwieństwie do większości instruktorów Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Lubelskiej tańczących czy śpiewających tu od młodości, których praca jest konsekwencją i wyrazem naturalnego przywiązania do Kaniorowców, pani trafiła do zespołu z zewnątrz…

– Tak, pochodzę z Przemyśla a po studiach w Kielcach, we wrześniu 1983 roku trafiłam do pracy w Kaniorowcach. Przyszłam tu tuż przed jubileuszem 35-lecia zespołu.

* Co zatem sprowadziło panią do Lublina?

– Nie – co, tylko – kto. Mąż Henryk, też muzyk, który znał Ignacego Wachowiaka a ten namówił go na współpracę. Mąż przez jakiś czas akompaniował w Dzieciach Lublina. Przyjechałam i wsiąkłam w zespół. Jak widać, na długie lata.

* Miała pani wcześniej coś wspólnego z folklorem?

– Nie, z muzyką estradową. W Przemyślu śpiewałam w zespole rozrywkowym o nazwie Ars Nova. Zaliczyłam z nim wszystkie możliwe festiwale, w Kołobrzegu, w Zielonej Górze, gdzie któregoś roku zdobyliśmy nagrodę Zarządu Głównego ZMS, i wiele, wiele innych. Że była to długa przygodą z piosenką, świadczą daty. Laury na festiwalu estradowym w Jeleniej Górze zdobywaliśmy i w roku 1971 i w 1979.

* Jak więc z doświadczeniem tak odległym od folkloru poczuła się pani rozpoczynając pracę w Kaniorowcach?

– Zapewne czułabym się jak niepyszna, gdyby nie to, że rozpoczynałam od uczenia śpiewu w Dzieciach Lublina a zatem w grupie z repertuarem estradowym, dalekim od folkloru. Kiedy zmarł Wiktor Waśkowski, Iga Wachowiak dał mi śpiew w grupach folklorystycznych z pierwszą reprezentacją włącznie. To on uznał, że powinnam pracować zarówno z najmłodszymi, gdzie w spadku po Czesiu Chyżyńskim uczę gry na dzwonkach i fletach, jak i z najstarszymi. Dla mnie radością jest, że po reformie zarządzonej przez nową dyrekcję stworzone zostały ostatnio w zespole grupy Estrada I, II i III.

* Czym obecnie jest dla pani zespół?

– Niewątpliwie miejscem pracy, ale i czymś więcej. Nie wyszłam z tradycji folklorystycznej, przez lata nie byłam blisko jej, była ona dla mnie obca. Czas w zespole zrobił swoje. Dziś piszę opracowania wokalne, rozpisuję na głosy materiał do suit z nowych, przygotowywanych po raz pierwszy do prezentacji przez nasz zespół regionów. To spod moich rąk wyszło na przykład opracowanie tak uwielbianej przez Ignacego pieśni Maksymiuka i Tuwima „Naszą ojczyzną jest Bóg”. Finalizuje ona każdy ważny występ, na przykład na jubileuszach. Śpiewaliśmy ją także przed arcybiskupem Życińskim na opłatku dla nauczycieli w katedrze.

* A inne satysfakcje czerpane z pracy w Kaniorowcach?

– Już w 1984 roku, a więc w drugim roku mojej pracy dokładałam ręki do powstania pierwszej płyty długogrającej zespołu nagrywanej w Warszawie i wydanej przez Polskie Nagrania. Tamta była płytą analogową, ostatnio, na jubileusz nagraliśmy lubelskim Studiu Hendrix kompakt. Między nimi była jeszcze kaseta nagrywana w Lublinie i w Kielcach. Wychowałam też w zespole solistki, m.in. tak doskonale śpiewające dziewczyny jak Anna Giza czy Kamila Cholewińska. Niestety obie już odeszły z Kaniorowców, Kamila rozpoczęła studia muzyczne. Mówię niestety, bo nie jest łatwo wyłowić takie talenty, większość młodzieży przychodzącej do zespołu chce tańczyć a śpiew stawia na drugim planie. Wreszcie pochwalę się – a może to dodatkowo świadczyć o tym jak wsiąkłam w folklor – że od sześciu lat prowadzę śpiew w zaprzyjaźnionym z Kaniorowcami Zespole Pieśni i Tańca Akademii Rolniczej.

* Przyznam, że przez lata najbardziej zazdrościło się wam wyjazdów zagranicznych, możliwości poznawania świata…

– Mnie akurat niemal zupełnie to ominęło. Dopiero w ubiegłym roku byłam w wakacje z drugą reprezentacją na Sardynii. Wcześniej, z Ignacym Wachowiakiem, którego wspominam niezwyle miło i którego mi nieraz w zespole brakuje, jeździłam raz do Francji wykonać konkretną robotę. Pomagałam wraz z Igą przygotować program polonijnego zespołu „Syrena” z Roche la Moliere. Z zagranicznych ansambli to zespół chyba nam najbliższy, najbardziej zaprzyjaźniony. Zresztą wyjazdy to tylko dodatek. Najważniejsza jest praca tu, na miejscu. To ona zmusza do wysiłku, niekiedy potrafi stresować, ale i daje prawdziwą satysfakcję.

Rozmawiał

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: