Wybór losowy

Fakt, to akt!

Muszę się przyznać, że pisząc od ponad roku kolejne odcinki tego rozbieranego sitcoma mam już niekiedy trudności z wynajdywaniem kolejnych aktów, o których tu jeszcze nie było. Założona z góry zasada, że opowiadać będę o własnych przygodach ze sztuką, osobistych spotkaniach z poszczególnymi obrazkami, nie ułatwia życia, bo ogranicza pole manewru. Na przykład, czego bardzo żałuję, w ogóle nie znam muzeów holenderskich, w Niemczech dotarłem jedynie do galerii w Dreźnie i Berlinie, a w sferze marzeń, planów coraz trudniejszych do zrealizowania pozostaje jeszcze w Europie co najmniej kilkanaście tego typu placówek, a w nich setki nieobejrzanych jeszcze dzieł.

Ale jest jeszcze coś. Ta moja skrobanina nie ma broń Boże charakteru naukowego i pozbawiona jest podstaw metodologicznych. Po napisaniu 58. cotygodniowych felietonów o aktach zaczynam się – skleroza nie boli – już gubić, które płótna i rzeźby brane były na ten ułomny mój warsztat. Trzeba to wreszcie kiedyś uporządkować, zrobić jakiś spis, żeby nie doszło do kompromitacji. A póki co, nie mając takiego pretekstu jak przed tygodniem (napisałem dla przyjaciela o obrazie, który kika dni wcześniej sam podziwiał), postanowiłem dokonać dziś wyboru losowego. Sięgnęłem po „Leksykon malarstwa” i wertowałem go od początku, aż trafiłem na dzieło, które – tak mi się przynajmniej wydaję, aczkolwiek stuprocentowej pewności nie mam – jeszcze nie gościło na łamach „Soboty w fotelu”, a z którym spotkałem się ongiś tete a tete.

To „Wenus i Adonis”, olśniewająca praca Annibale Corracciego (1560-1609), w którym ten malarz z Bolonii oddaje hołd mistrzom weneckim po swej artystycznej pielgrzymce w roku 1587 do miasta Giorgione’a, Tycjana, Veronese’a. Jak ktoś zauważył, od pierwszego z nich przejął Corracci zasadę łączenia aktu z pejzażem, od drugiego – wyrafinowany modelunek ciała, o od ostatniego – obfite kształty bogini, zaś od wszystkich – radosną, pozbawioną poczucia winy zmysłowość. I to właśnie za to, za ten nieskrępowany erotyzm cenię najbardziej mistrza syntezy, przez lata oskarżanego o eklektyzm. W oczach Wenus, a w zasadzie Afrodyty, widać, że ma prawdziwą ochotę na schrupanie ukochanego Adonisa, ten Amor, którego jeszcze obejmuje, bardzo skutecznie ugodził bóstwo swą strzałą, chociaż już zdążył ją wyjąć z ciała nagiej piękności.

Andrzej Molik

Annibale Corracci „Wenus i Adonis” (fragment), ok.1588-1599,
olej na płótnie 217 x 246 cm.
Kunsthistorische Museum, Wiedeń.

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: