Wyżej niż Pod Podłogą

W moich młodzieńczych, ale i późniejszych czasach w tę „wnękę” Krakowskiego Przedmieścia (nr 62) skręcało się z jednego powodu. Na ścianach – flankujących zagłębienie przestrzeni przed pierzeją głównego budynku z sięgającym pierwszego piętra portykiem -objawiały się ogromne, wpuszczone w mur gabloty, obiekt codziennego zainteresowania przechodniów. Zza ich szyb można było zyskać wiedzę, co tego dnia, i o której godzinie w swym repertuarze proponują kina Kosmos, Wyzwolenie, Robotnik (wszystkie już przeszły niestety do historii) oraz – nie pomnę – jakieś czwarte, bo tyle gablot z mozolnie przypinanymi szpilkami fotosami i wciąż modyfikowanymi informacjami mieściły skrzydła – jak się dowiedziałem po latach – XVIII-wiecznego, przerobionego 1846 r. pałacyku Morskich. Co się kryło za komuny w jego wnętrzach, w ogóle nie podlegało zainteresowaniu kinomana. Jakkolwiek prawda była bolesna. Wkraczający do środka przez typowy dla gubernialnej epoki portyk „studenci”, podlegali tyleż szybkiej, co bolesnej indoktrynacji w ramach zajęć Wieczorowego Uniwersytetu Marksistowsko-Leninowskiego, w skrócie WUML.

Ciekawostką tego śródmiejskiego zakątka pozostawało to, że tuż za rogiem flanki zachodniej z dwoma gablotami już od drugiej połowy lat 50. tamtego wieku działał (i działa) podlegający lubelskiemu oddziałowi Związku Polskich Artystów Plastyków Sklep (Galeria) Art. Natomiast za narożnikiem zachodnim z kolejnymi dwoma gablotami, wciąż funkcjonuje księgarnie, która do upadku komuny, a chyba i dłużej była księgarnią radziecką. Przez całe dziesięciolecia wyglądało to tak, że jeśli nie pozostawałeś wybrańcem (nuworyszem, hochsztaplerem, szczęśliwym pięknoduchem, dziecięciem losu etc…) i nie było cię stać na kupienie oryginalnego, autorskiego obrazka, szło się kilkadziesiąt metrów dalej, pakupit’ tani sowiecki album z reprodukcjami dzieł z Ermitrażu, Trietakowki czy Muzeum Puszkina.

Taka była prawda epoki, która ani nic nie podmywa istoty zasług Artu dla propagowania kultury plastycznej i uświadamiania, w jej ramach, że nasi lokalni twórcy, członkowie lubelskiej organizacji malarzy, grafików i rzeźbiarzy są w stanie zaspokoić nawet najbardziej wysublimowane gusta odbiorców.

Podobnie – a nawet bardziej zdecydowanie! – ma się sprawa z powołaną do życia w 1996 r Galerią ZPAP Pod Podłogą. Państwo wiecie, o co chodzi… Biedny wciąż związek sprowadził ją do podziemi Sklepu Art, do kameralnych warunków, które niejednego wystawcę wprowadzały w ekspozycyjne zakłopotanie. A jednak! Pod kuratelą kierującej od początku galerią Lucyny Mazurek, wzniosła się ona ponad uziemiający poziom zawarty w jej nazwie (i rzeczywistości!). Tu się odbywają loty wyższe niż – dosłowna – undergundowość, wydarzenia częstokroć niebosiężne, eksplozje sztuki mieniącej się fajerwerkowo wszelakimi barwami.

Kilka faktów. Nie pamiętam pierwszej wystawy sprzed 15 lat z okazji 60-lecia naszego ZPAP, ale następne – Jacka Wojciechowskiego, Adama Styki, Eugeniusza Markowskiego – już się gdzieś pod czaszką zakodowały. Oczywiście, nie wszystkie, skoro w sumie przez te lata uzbierało się – daj Boże! – 130 ekspozycji ponad 150 artystów, głównie wystaw indywidualnych, jednako i zbiorowych, m.in. zawartych pod hasłami: Debiuty, Salon Wschodni, Spotkania Graficzne, Grupa PAKT. Wspierający zawsze żonę w działaniu, wyśmienity grafik Grzegorz Dobiesław Mazurek stwierdził: – Myślę, że z gości warto wspomnieć Adama Myjaka, Eugeniusza Markowskiego, Janusza Przybylskiego, Adama Stykę, Stasysa Eidregeviciusa, Leszka Mądzika, Janusza Stannego, Henryka Cześnika… Wraz z Lucynką, przywołał też b. dziekan Wydziału Artystycznego UMCS gości z Litwy, Słowacji, Ukrainy, Francji, Szwecji i Hiszpanii. Dodając, że w tym zestawie znaleźli się wszyscy ważniejsi lubelscy artyści oraz młodzi, ci rozpoczynający karierę.

Powinni się również w nim znaleźć autorzy, którym poświęcałem ciepłe słowa w swych krytykach na temat ich wystaw Pod Podłogą. Ciepłe, albowiem postanowiłem ongiś – życie mi to ułatwiło, stypendium ZUS przyjmowane od 3,5 roku, także! – pisać wyłącznie o ekspozycjach, które zrobiły na mnie jakieś wrażenie. Nie mam ci ja jednak pamięci i odnalezienie takich recenzji wymagałoby głębokiej kwerendy w komputerowych zasobach. Przywołam więc nazwiska zakodowane (zestaw wg. lat – z katalogu) na zawsze: Franciszek Maśluszczak, Zbigniew Woźniak, Krzysztof Szymanowicz, Jan Franciszek Ferenc, Andrzej Antoni Widelski, Jakub Ciężki, Sławomir Toman, Andrzej Węcławski, Zbigniew Liwak, Mariusz Drzewiński, Piotr Lech, Piotr Korol, Marek Andała, Zofia Kopel-Szulc, Barbara Sosnowska-Bałdyga, Adam Skóra, Alicja Kupiec, Lech Mazurek, Ewa Zarzycka, Reda Uogientene, Kamil Zaleski…

Brakuje w tym zbiorze autorów dwóch najświeższych wystaw: już zdjętej Michała Kawalca i jeszcze eksponowanej Wojtka Domagalskiego. Bo o nich nie zdążyłem, z racji licznych obowiązków, nic skrobnąć. Żałuję! Zadziałały też względy emocjonalne i poczucie potrzeby odpowiedniego rozłożenia akcentów. Przyznam się niecnie, że od wielu lat uwielbiam chodzić na wernisaże Pod Podłogę. Czuję się tam – przez cudowne traktowanie rezydenta – tak, jakby się odbywały w moim domu. A przy tym mam absolutną – z malutkimi jednie wyjątkami – pewność, że dotknę wyżyn sztuki, na ogół przez duże S.

Dlatego wieści poprzedzające otwarcie wystawy a-kanonicznych, srebrnie sennych grafik Wojtka, że to pożegnanie Galerii Pod Podłogą, coś na kształt stypy, ostatnia być może ekspozycja w tym piwnicznym interiorze, do bólu zawirowały mózgiem i sprawiły, że nie można było poddać się wyłącznie sztuce.

Panicznie w tych naszych strasznych czasach boję się takich sytuacji. Od lat kibicując i jak najlepiej życzę Klubowi Towarzyskiemu Hades, ale coraz bardziej dopada mnie obawa. Że jego powrót do miejsca wieloletniej rezydencji w piwnicach renowowanego (nikt w tym mieście nie zna daty finiszu – panu prezydentowi Żukowi, kreatorowi sylwestrowego BAJMu, można jedynie pogratulować!) kompleksu powizytkowskiego przy Peowiaków oddala się galopem. Oby decyzje wobec Galerii Pod Podłogą nie przeszły w cwał po światłą kutratelą renowacji pałacu przez nowego jego właściciela – Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury z siedzibą w Krakowie. Odważyła się przejąć schedę po WUML. Na co jeszcze sobie pozwoli?

Zachowująca pełnie optymizmu Lucyna Mazurek, ogranicza się dziś do dwóch zdań komunikatu. Pierwsze: Galeria na czas remontu zawiesza działalność. Drugie, jakże znaczące: Na możliwość zorganizowania wystawy w Galerii Pod Podłogą oczekuje kilkudziesięciu artystów.

Życzę im realizację pragnień!

Kategorie:

Tagi: /

Rok: