Żaden problem. Tort z wisienką!
Chyba narobiłem wczoraj trochę afery (vide wpis poniżej). Wszelkie obawy, że jubileuszowy koncert Dycha Lubelskiej Federacji Bardów nie przyciągnie do dużej sali Centrum Kongresowego Uniwersytetu Przyrodniczego takiej ilości widzów, żeby ją wypełnić, okazały się zupełnie niepotrzebne. Miłośnicy naszych bardów nie zawiedli i przybyło ich tylu – co stanowiło miłe zaskoczenie nie tylko dla mnie – że o żadnych łysinach na widowni nie można było mówić. W nagrodę dostali wspaniały świąteczny tort z bakaliami, czyli występem sfederowanych artystów, znajdujących się w znakomitej formie. Ten rarytas ozdobiła dopełniająca smaku pyszna wisienka w postaci prowadzenia wieczoru przez Artura Andrusa.
Ponieważ o programie stworzonym na dziesięciolecie LFB napisałem już uprzednio dostatecznie dużo, a kiedyś – na innych łamach – także go recenzowałem po czerwcowej premierze w Hadesie, tu będzie deko o tej wisience. Już na wstępie redaktor radiowej Trójki, kabaretowy stand-upowowiec, wprowadził publiczność w radosny nastrój. Zachwalając przyjaciół z Federacji, opowiedział, że kiedyś nawet udał mu się podryw na ich płytę. – Pani bardzo spodobał się jej tytuł Tygiel – opowiadał. – Było to w Nałęczowie, okazało się, że pani przyjeżdża tam od 20 lat i ponoć da się ją poderwać nawet na szyszkę – spuentował przy totalnej eksplozji śmiechu. Szyszkę należało tu wspomnieć, bo się znalazła wśród słów podrzucanych z widowni do popisowego numeru Artura. Tworzy on z nich ad hoc, w ciągu kilkunastu minut w zaciszu garderoby, utwór spisany mową wiązaną i prezentuje pod koniec występu. Dzieło wykreowane podczas tego promocyjnego koncertu płyty Dycha w Trójce odczytał w okolicach bisów (było ich osiem!) i wręczył naszym artystom w zakupionej w lubelskiem Empiku teczce, zaznaczając, że nie było tam – a pytał o nie – teczek okolicznościowych z okazji dziesięciolecia Lubelskiej Federacji Bardów i musiał – ona też – się zadowolić taką z okazji ślubu. Dzięki uprzejmości Joasi Andrzejewskiej, żony Marka, która sprawuje przy Federacji funkcje menadżerskie, zostałem dysponentem wiekopomnego dzieła i dzielę się nim z Państwem:
Wiersz, w którym mimo zamówienia nie pada słowo: „Lublin”
Do słów: szyszka, koziołek, dycha, myszka, rotweiler, Szczebrzeszyn, Lublin, ataman, perła, drabina, berecik, bard, bolero
Po ulicy Dantyszka
Toczyła się szyszka.
Zdarzenie wesołe:
Szyszkę zjadł koziołek.
Szyszką się napycha,
Potem ledwo dycha.
Po ulicy Dantyszka
Biegła sobie myszka.
Biegła sobie „brajlem”
Pogryzł ją rotweiler
Zygmunta Kuleszy
Z miasteczka Szczebrzeszyn.
W Szczebrzeszynie wielka brama.
Na niej napis „Tu byłem. Ataman”,
Oraz odcisk jego berła –
To jest szczebrzeszyńska perła.
Żeby znowu wejść do kina
To potrzebna jest drabina.
Czasem ktoś z drabiny zleci.
Lecąc porwie swój berecik.
Wróżą sobie Maria ze Zbyszkiem.
Wyszło Marii z talii kart,
Że poderwie ja na szyszkę,
Hej lubelski bard.
Zbyszek krzyczy „Ty cholero”.
Lecz nic złego jej nie spotka
Bo jeszcze tylko „bolero”
I to już czternasta zwrotka
22 listopada 2009 r. w „Światowym Dniu Lubelskiej Federacji Bardów”
13 dni po „Światowym Dniu Gry Wstępnej”
Artur Andrus i Lubelska Publiczność
Przyznam się, że popłakałem się ze śmiechu. A miałem jeszcze dziką satysfakcję, że podrzucony przeze mnie Szczebrzeszyn występuje w tej poezji w dużej obfitości, a nawet odmianie.
A jak inteligentną, błyskotliwą i czujną bestią jest Andrus, niech na koniec zaświadczy jego ostatnia wypowiedź. Organizująca koncert Kawiarnia Artystyczna Hades, żeby uczcić jubileusz swego pupila, który 1 maja 1999 r. rozpoczął działalność właśnie w Hadesie i wciąż jest mu wierny, przygotowała po koncercie dla publiczności po lampce wina. Artur, nawiązując do jednego z bisów, piosenki „Tania”, do słów Hanny Lewandowskiej, w wykonaniu Piotra Selima, rzekł: – Głoszono tam, że „tu nie ma mowy o winie, tu nie ma mowy o karze”. Wręcz przeciwnie, jest mowa. Wino czeka na Państwa w holu i ja każę je wypić!
Kategorie: Moliqultura Osobista / Recenzje
Rok: 2009