Złoty Jawor

Po dniach smutku i odwołanych imprez kulturalnych, w minionym tygodniu, a szczególnie pod jego koniec sypnęło ich aż w nadmiarze. Takich wydarzeń oczywiście nigdy za wiele, ale ich stali bywalcy musieli sobie przygotować szczegółową marszrutę i decydować się na rezygnację z wielu, wybierając z bólem tylko te, które uznali za najważniejsze.

Aż trzy dni trwały uroczystości jubileuszu 50-lecia Zespołu Pieśni i Tańca Jawor Uniwersytetu Przyrodniczego, którego historia okazała się trwalsza niż nazwa uczelni, przy której działa (od jej powstania w1955 r. – Wyższa Szkoła Rolnicza, później Akademia Rolnicza, a dziś UP). Nie tylko według mnie, to najlepszy studencki ansambl folklorystyczny naszego miasta, jedyny poziomem artystycznym porównywalny do funkcjonującego poza środowiskiem akademickim, najstarszego, bo już 62-letniego ZPiT Lublin im. Wandy Kaniorowej. Od czwartku 22 kwietnia odbyły się w kolejne dni przy wypełnionej za każdym razem po brzegi sali Centrum Kongresowego UP: Koncert Środowiskowy, Familijny i Galowy. Za każdym razem był to także prawdziwy pokaz kunsztu młodych tancerzy, śpiewaków i muzyków.

Mam osobiste powody (podarujmy sobie przy takiej okazji wspominanie jakie), żeby od ponad pięciu lat ze szczególną uwagą obserwować poczynania Jawora. Oglądam jego najważniejsze lubelskie koncerty, czyli Jesienny i Wiosenny i uważam, że przy okazji swego Złotego Jubileuszu wspiął się na artystyczne szczyty. Należy tu koniecznie podkreślić rolę Jana Pogonowskiego. Odkąd w ub. roku utworzono tę funkcję i ten długoletni pierwszy choreograf został kierownikiem artystycznym zespołu przyrodniczej uczelni, widać gołym okiem jak wyrównał się poziom poszczególnych grup, działających wg kryteriów wiekowych, od najmłodszej IV, poprzez III, II, po najstarszą Grupę I. Rzecz oczywista, że „pierwsza” wyróżnia się przygotowaniem i wyśrubowanymi do wyżyn możliwości umiejętnościami, w których technika idzie pod rękę z wdziękiem, uśmiechem i lekkością wykonania. Jej suita lubelska na czele ze sztandarowym Machem, karkołomny Spisz, Cieszyn, Łowicz, Kraków Wschodni (operuję tu skrótami nazw tańców) a szczególnie żywiołowy i niezwykle wyczerpujący swą długością mazur ze Strasznego dworu Moniuszki dowodzą absolutnego mistrzostwa seniorów w tym studenckim towarzystwie, ich profesjonalizmu, który można długimi momentami postawić w jednym szeregu z prawdziwymi zawodowcami z z zespołów Mazowsze czy Śląsk (przewaga Jawora i wielu innych naszych grup folklorystycznych nad nimi polega na tym, że i tańczą i w tańcu śpiewają a w państwowych ansamblach obok tancerzy śpiewa nieruchomy chór). Rozkosz patrzeć, a i łezkę niekłamanego wzruszenia po kryjomu się zetrze z zaczerwienionych emocjami policzków. Jednak i młodsi mają się czym popisać, sięgając po choreografie m.in. niezapomnianego maestro, prawdziwego twórcy dzisiejszego Jawora, Józefa Dzika (jego przewaga nad założycielami innych zespołów uczelnianych polegała na tym, że w przeciwieństwie do nich, objął w 1959 kierownictwo nad grupą z ówczesnej WSR już jako doświadczony choreograf i to procentuje do obecnych czasów). Piękne było Opoczno i Nowy Sącz Grupy II. Cieszyły oczy Biłgoraj i mazur Kurpińskiego Grupy IV. A już dosłownie dech zapierały tańce górali żywieckich w brawurowym wykonaniu jeszcze młodziutkiej, wciąż się uczącej Gupy. III (tańczyła też m.in. Kurpie, ale nie pomnę czy Białe czy Zielone).

Ciekawym zabiegiem uwielbianego przez tańczącą młodzież Pana Janka Pogonowskiego było też przykrojenie suit poszczególnych regionów, żeby w 2,5-godzinnych koncertach zmieścić jak najwięcej z ludowej skarbnicy mieniącego się przeróżnymi barwami folkloru naszego kraju. W ten sposób widzowie mogli np. zobaczyć wszystkie cztery najważniejsze zbiory tańców Lubelszczyzny – podlaskie, chełmskie, biłgorajskie oraz lubelskie, czyli te wykonywane w strojach krzczonowskich. Z innych najważniejszych folklorów polskich zabrakło bodaj tylko Kaszubów, Podhala i Wielkopolski.

Do czterech wspomnianych grup dołączyła na koncertach jeszcze piąta – budzących na widowni prawdziwy entuzjazm oldbojów (pierwsza taka postała w 1990, teraz działa w ramach powołanego do życia w 2000 r. Stowarzyszenia Przyjaciół Zespołu Pieśni i Tańca Jawor Uniwersytetu Przyrodniczego). Ich rozśpiewane, pełne dowcipu tańce rzeszowskie, dowiodły, że „stara wiara” nie zapomniała nic z dawnych nauk a i kondycje jej można podziwiać. Patrzyłem z otwartą buzią jak prezentuje się ponoć najstarsza na scenie (damom nie zagląda się do metryki, ale tu może warto to podkreślić) moja sąsiadka z bloku Ola Kasprzyk, która – zda się – taniec wyssała z mlekiem matki i do dziś wiruje w nim po prostu bosko. W tym momencie pojąłem, dlaczego jej mąż Marek (kontuzja kolan nie pozwoliła mu partnerować jej na jubileuszu) zakochał się w niej w zespołowej epoce na zabój i w tej miłości trwają pięknie cały czas a ich dzieci, WojtekZosia, podobnie jak rodzice, tańczą w Jaworze, kontynuując familijne tradycje z taką samą pasją. To dodatkowy rys zespołów studenckich. Następuje w nich szybka rotacja członków, bo koniec studiów, osobliwie dla tych spoza Lublina oznacza rozstanie z tańczącymi kolegami, (chociaż bywają rekordziści przekraczający zdecydowanie pięcioletnią granicę pobierania akademickich nauk; żegnał się np w piątek na Koncercie Familijnym Darek Karpiński, estradowy partner pewnej Ewy, który do Jawora trafił z nieistniejącego już zespołu Kos na początku liceum). Z jednej strony smutno patrzeć jak przed szereg wywołanych zostało aż 15 osób, które potraktowały jubileusz jako odpowiedni moment na pożegnanie. Z drugiej, miło usłyszeć, że np. Patrycja Wilczek znalazła w zespole miłość swego życia, a również odchodzący z „czynnej służby” Marta, z domu Demkowska Łukasz Kutrzepa już jakiś czas są jaworowym małżeństwem. To takie pary szczególnie chętnie działają we wspomnianym stowarzyszeniu i stanowią siłę napędową grupy oldbojów. Do tańczenia w niej zaproszona została zresztą przez przedstawicieli SPZPiT Jawor UP cała piętnastka odchodzących tancerzy. Nie wątpię, że gros z nich to uczyni.

Jeśli można mieć na koniec jakąś drobną uwagę do jubileuszowych uroczystości, to może tę jedną, że to trochę nieludzkie trzymanie po 2,5-godzinnym koncercie na estradzie zmęczonych, spoconych tancerzy przez kolejne blisko 1.5 godz., póki nie wybrzmią wszystkie, tak kochane przez nasz naród oficjalne przemówienia i podziękowania. Wszystko musi mieć swą miarę, skoro nie stanowiło problemu skrócenie zwartych, dopiętych na ostatni guzik tanecznych suit poszczególnych regionów.

Dodać należy, że 50-lecie Jawora jeszcze nie przeszło do historii. W niedzielę 23 maja w Siennicy Różanej przewidziano złożenie kwiatów na grobie założyciela zespołu Józefa Dzika, mszę św. za Jego duszę w tamtejszym kościele i występ zespołu dla mieszkańców muszli koncertowej.

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: