Abecadło spadło

CINE-CONCERT FRANCUZÓW

Forma niby stara, bo muzyka towarzyszy filmowi od zawsze. W niemym kinie taper zasiadał przed ekranem i muzyką podbarwiał akcję, nastrój, przeżycia bohaterów. Całkiem niedawno mieliśmy takiego w Lublinie. Już nieżyjący Ryszard Bodio uchodził za odnowiciela tej sztuki w skali kraju.

Jednak Francuzi zaproszeni we wtorek przez Alliance Francaise UMCS do Kawiarni Artystycznej Hades ze swym „Cine-concertem” zrobili jeszcze jeden krok. Stworzyli film pozwalający na zintegrowanie na żywo obrazu i dźwięku, z góry jak gdyby przygotowany do partnerskiej improwizacji jazzowej. A że „Abecedaire” wg scenariusza Jean-Francoise Goyeta polega na wolnych skojarzeniach i wygląda trochę tak jak to nasze Abecadło, co z pieca spadło, grająca na fletach, klarnecie i saksofonie Catherine Delaunay i towarzyszący jej na perkusji Bruno Tacanne mogą wykazać się nie lada jaką inwencją.

Każda z krótkich, najwyżej 2,5-minutowych etiud ilustrujących poszczególne litery alfabetu, dotyczyła dwóch słów. Całkiem poważne (np. Tombes & Travauix -groby i roboty, tu drogowe) melanżowo mieszają się z refleksyjnymi (Paris & Plage), smakowitymi (Kiwi & Kamasutra), przewrotnymi (Savon & Sable – mydło i piasek, cóż za asocjacja!) czy przedowcipnymi („w” to Whisky „konsumowana” okiem kamery, co się kończy na… WC). Hadesowej publiczności bodaj najbardziej podobał się ukłon Francuzów w stronę polskiego Abbecadła i wprowadzenie litery „ł”. Łyżki kochały się tu w Łóżku!

Było uroczo, ale chwilami przy dłuższych sekwencjach nudnawo (poza tym środków chyba nie stało, bo uparcie powracała jedna nadoceaniczna plaża). Muzycy spisywali się dzielnie, jednak trudno pojąć dlaczego np. w epizodzie Havana & Heure (godzina), nie zabrzmiała jakaś kubańska samba czy rumba, tylko zgrzytliwy modern jazz. Ale i tak frncuskie „Abecadło” zapadnie w pamięć. Taka siła eksperymentu.

ANDRZEJ MOLIK

Fot. Leszek Cwalina

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: