Absurd kroczący

Absurdalne przepisy, takież same działania organów wykonawczych – to było specialite de la maison Peerelu. Wydawało by się, że wraz z upadkiem systemu do przeszłości przejdą sytuacje stresujące szergowego obywatela. Nic z tych rzeczy! Wizyty w redakcji, opowieści przez telefon, dowodzą, że wciąż musimy się z absurdami mierzyć.

* Pyta się, na przykład, czytelniczka, która przyszła do Kuriera, do czego służy staż miejska? Czy koniecznie do bicia upominanych? Osobista wizyta nie odbyła się bez przyczyny. Pani zaprezentowała nam siniaki powstałe na skutek szarpania przez nadgorliwego strażnika. Jej grzechem było to, że niezbyt zorientowana stanęła w środę na ul.Ruskiej sprzedać bób z działki na Zadębiu w miejscu zakazu handlu. Nim ją sąsiadka ostrzegła, już zjawiła się straż. Nie było żadnego tłumaczenia. Był za to mandat i ciągnięcie na siłę do służbowego samochodu.

* Pracownik Domu Folkloru, czyli siedziby zespołu Kaniorowców, do której podjazd prowadzi od ul.Cichej, pyta czy na podwórku przez które przechodzą członkowie zespołu i jego goście (tu odbywała się ostatnio konferencja prasowa przed Lubelskimi Spotkaniami Folklorystycznymi), muszą swoją codzienną porcję alkoholu wypijać okoliczni pijaczkowie? Straż Miejska potrafi wlepiać mandaty za rogiem, na Cichej, a tu boi się zajrzeć. Prośby o interwencję nie skutkują. A przecież zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych (fakt, że tak też absurdalny, iż wiele miast się z niego wycofało) wciąż jeszcze obowiązuje.

* Inne pytanie padło z ust kolejnej czytelniczki, która do nas dotarła. Pyta się mianowicie czy pieniądze z pomocy społecznej, jakie co miesiąc otrzymuje, muszą z ul.Grodzkiej docierać na Czechów przez tydzień i dłużej? Drugi człon pytania brzmi: czy muszą w swej drodze przechodzić przez Urząd Pocztowy nr.1, przez „dwójkę” na Pocztowej i dopiero trafiać do poczty nr.56 na Czechowie? No właśnie, czy muszą? Z Grodzkiej wysłano je 5 lipca a 10 lipca były dopiero w „jedynce”, czyli na Poczcie Głównej.

* Następne pytania zblokujemy. Czy długo będzie toczył spór pomiędzy MZBM a Wojskową Agencją Mieszkaniową o to, kto ma wykonać chodnik od ul.Grabskiego do Łabędziej, co zapewni bezpieczeństwo i ochroni zieleń? Jak swoich praw ma dochodzić mieszkanka domu na rogu ulicy Zana i alei Kraśnickiej, domu, w którym na skutek wstrząsów wywołanych przez ruch pojazdów, pękają ściany a szyby strzelają jak z pistoletu? Czy nikt nie może popilnować porządku na drodze Łęczna – Lublin, gdzie w noce, po dyskotekach w stodole za Łuszczowem, szczególnie z soboty na niedzielę, powracająca młodzież tarasuje całą drogę? Strach tamtędy przejeżdżać, bo młodzieńcom wydaje się, że kopniakiem zatrzymają jadącego malucha. Wbrew pozorom, to także samochód!

* Wreszcie na deser zostawiliśmy sobie dwa największe absurdy. Pierwszy dotknął kandydatkę na studia na KUL. Zgubiła ona swoje świadectwo dojrzałości i udała się po stosowny duplikat do Technikum Gastronomicznego. Został on bez zmróżenia oka przyjęty w sekretariacie uniwersytetu, więc wielkie było zdziwienie kandydatki, którą powiadomiono też, żeby na egzaminy się zgłosiła, gdy do nich, na miejscu, jej nie dopuszczono. Argument: brak jakiegoś podpisu na duplikacie. Niedoszła studentka stracony rok przebolała, ale nie pojmuje dlaczego uczelnia nie chce jej zwrócić wpłaconych 300.tysięcy złotych za egzaminy. – Przecież ja ich nie zdawałam, nikt się ze mną nie trudził – mówi rozgoryczona i dodaje, że nie na tym chyba polega katolickie poczucie sprawiedliwości.

Natomiast przypadek drugi nadaje się już tylko do jakiejś – jeśli taka istnieje – księgi absurdów piramidalnych. Pewien mieszkaniec LSM założył działalność gospodarczą i udał się ją zarejestrować w Wydziale Handlu UM. Tu się okazało, że pan nie wie przy jakiej ulicy mieszka. Wpisał, zgodnie z wieloletnią tablicą na domu i z wpisem do dowodu osobistego, ulicę Pana Wołodyjowskiego a okazało się, iż w wydziałowym komputerze ulica występuje jako: Michała Wołodyjowskiego. I tu zaczyna się obłęd. Nasz czytelnik nie może otworzyć żadnego rachunku bankowego, bo występuje niezgodność pomiędzy nazwą ulicy w dowodzie i w zezwoleniu! Nie pomagają tłumaczenia, prośby i błagania – pan będzie musiał przeprowadzić następny proces rejestracji i wybulić kolejną sumę pieniędzy za to przewidzianą. A najciekawsze, że przy załatwianiu tzw. REGONU w Urzędzie Statystycznym, wystarczyła skrócona forma: ul. Wołodyjowskiego i rejestracji dokonano. Ufff! W takich oparach absurdu już nie da się oddychać.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: