Akoordynacja

PEREGRYNACJE

Andrzej Molik

Cóż to za słowo? Koordynacja ze znakiem minusowym, czyli koordynacji brak. Kulturalnej koordynacji. To znaczy kulturalnie przeprowadzanej i kultury tyczącej. Imprez kulturalnych, konkretnie. Oj, z brodą to temat! Boleśnie powrócił w ubiegłym tygodniu.

Spotykam w sobotę starych kulturalnych znajomych. – Idziecie na teatry tańca? – pytam. – Coś ty! Jak jedno, to nie drugie. Ja idę z dzieckiem na premierę do Andersena, a później się „zmieniamy” – cha! cha! cha! – i on – znajoma wskazuje na męża – biegnie na Nieustający Gitarowy. Sam już mam drobiazgowy plan. O 16.00 na Dominikańską do tatru na jazzową „Hebanową baśń”. Póżniej o 18.00 filmy z British Council o najnowszych londyńskich choreografiach na VI Międzynarodowych Lubelskich Spotkaniach Teatrów Tańca w Centrum Kultury. Później o 20.00 kolejna odsłona tego festiwalu w Chatce Żaka i Brtyjczycy na żywo – New Art Club z „This is modern”. Okazuje się, że w dziurze między roztańczonymi prezentacjami udało się jeszcze wpaść na bisy Grzegorza Turnaua w filharmonii. Jednak o koncercie finałowego zwieńczenia X Międzynarodowego Nieustającego Festiwalu Gitarowego mowy być nie mogło.

W ogóle bez samochodu nie dało by się obejrzeć połowy z tej artystycznej dawki jednego sobotniego wieczoru (zespołu Lombard w klubie 5. Element w ogóle nie wspominam). Poza wszystkim, jestem w luksusowej sytuacji. Jako stary krytyk dysponuję darmowymi zaproszeniami i nie muszę dokonywać dramatycznych wyborów, czy – powiedzmy – 30 zł przeznaczone w tym tygodniu na kulturę wydać na tę, czy na zupełnie inną imprezę. A przed takimi dylematami, trylematami i liczniejszymi matami staje większość jej odbiorców.

Pal sześć Turnaua i Lombard oraz inne pomniejsze wydarznia. Ale czy zbieżność dwóch międzynarodowych festiwali w nimal dokładnie tym samym terminie nie jest chorą sprawą? Obydwa – i gitarowy i teatrow tańca – odbywają się przy tym pod auspicjami miasta i to miasto głównie je finansuje. Dla jasności dodajmy, że premiera jazzowej baśni odbyła się też w instytucji miejskiej, bo Teatr Andersena podlega ratuszowi i to do niego wybrał się prezydent Andrzej Pruszkowski (bez dziecka i małżonki) w momencie gdy zapadła cisza przedwyborcza i trzeba było coś z tym fantem zrobić, to znaczy jeszcze raz przypomnieć wyborcom swą twarz.

Ten sam pan prezydent przyczynił się do jednej z ratuszowych klęsk kulturalnych, to znaczy do likwidacji Wydziału Kultury UM. Podciągnięty pod Wydział Społeczny, spauperyzowany innymi manewrami (np. ani Dni Lublina, ani Festiwalu Polska – Ukraina nie organizują doświadczeni ludzie tam pracujący, tylko pozbawienim jakiejkolwiek praktyki, popełniający kardynalne błędy urzędnicy z kręgu prezydenckiego sekretariatu) szybko przestał spełniać swe dawne funkcje, m.in. koordynatora imprez. No i mamy taki bigos. Czy nowy prezydent, nawet ten stary, zechce pomyśleć o kulturze inaczej niż przez pryzmat budowania swego własnego wizerunku? Pożyjemy, zobaczymy. Ja w każdym razie, śmiem wątpić.

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: