Barwne Ogrody

Jan Kondrak, który w Akdemickim Centrum Kultury UMCS Chatka Żaka objął za nowej dyrekcji funkcje dowódcze w sferze piosenki literackiej i stworzył dla młodych talentów Klub Dobrej Piosenki, podjął się skrojenia atrakcyjnego programu eliminacji Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie.

Z Capowiska, z którym – to znaczy z jego nazwą – walczyłem bezskutecznie od lat, wyawansował je na Ogrody Piosenek i od razu można się było poczuć w innej krainie, którą jeszcze nie tak dawno (dlaczego przepadła?) nazywano Krainą Łagodności. Nawet jeśli zagościł do niej rap, a zgościł, to po to by Ogrodom przydać barwy i to interesującej, co muszę przyznać jako osoba zaproszona do jurorowania w tym wyścigu pod Wawel, do serca kultury polskiej i stolicy jej sztandarowego dziecięcia – piosenki artystycznej. Jury zresztą zostało wzmocnione posłańcem z Krakowa, fachowcem nad fachowcami w tym względzie Janem Poprawą i miejscowe siły dziennikarskie dopełniajace to grono z całą pokorą przyjęły komunikat, że to właśnie on przewodniczy oceniającym.

Trzeba przyznać, że robota nie była ciężka, bowiem rychło się okazało, że w lubelskich eliminacjach regionalnych (oj, zdecydowanie ponadregionalnych – zaraz o tym) pośród dwunastu tak zwanych podmiotów wykonawczych aż siedem ma już podróż na krakowski festiwal zapewnioną. Zajęliśmy się zatem głównie ustalaniem przewag konkursowych i tu werdykt był niemal jednogłośny. Pierwszą nagrodę w konkursie odbywającym się w Chatce Żaka w piątek 22 marca zdobyła Małgorzata Wojciechowska, która przywędrowała do Lublina aż z Wrocławia, po drodze rozbijając kilka festiwalowych banków, jako, że to artystka już w pełni ukształtowana, co szczególnie udowodniła kołysanką Póki co.

Jedna z drugich nagród wywędrowała też poza nasze miasto i region, do Warszawy, gdzie dział niezwykle interesujący zespół Nic Wielkiego (trzy wokalistki plus gitara i bas), który wychodząc od dowcipnego murmurando operuje poetyką typu: W mojej atłasowej pościeli anieli w bieli siedzieli i bawi się swymi produkcajmi chyba równie pysznie jak publiczność. Honor Lubelszczyzny obronił Tomasz Krzyżanowski, maturzysta ze Świdnika, który zdobył laur nr 2 ex equo z warszawiakami śpiewając Niech i bardzo interesującą, perkusyjnie zrytmizowaną (osobiście) Kobietę z bukietem.

Tomek tym razem wypadł lepiej niż jego świdnicka koleżanka, też tegoroczna maturzystka Magdalena Celińska, której przypadł jedno z czterech wyróżnień honorowych (za nagrodami szły jakieś sumy pieniążków). Z Magdą jest pewien problem. Wszyscy żałowaliśmy, że nie zaśpiewała fantastycznie odbieranego hitu Leonarda Cohena Weź ten walc z programu Lubelskiej Federacji Bardów, do którego została zaproszona, bo zapewne to ona w cuglach wygrałaby te pierwsze Ogrody Piosenek. A Magda postanowiła pokazać przebój Stinga i z towrzyszeniem jedynie klawiszy wypadł on trochę bezbarwnie, chociaż i ona i Bartłomiej Abramowicza, który na nich grał bardzo się starali. A poza wszystkim, jury nie omieszkało zauważyć, że jeśli młoda artystka wykonując zaledwie dwie piosenki zmienia pomiędzy nimi kreacje, to musiała pomylić konkurs z gwiazdorskim recitalem. Piszę to tylko dlatego, żeby przesubtelną Magdę przestrzec przed takimi pomysłami na przykład w Krakowie, gdzie jesienią (festiwal z racji jubileuszu przeniesiono z maja na okres, w jakim ongiś startował) pojedzie, bo na dzień dobry zrobi samej sobie wbrew, a przecież już jest artystką (i bardem, bowiem sama pisze) godną najwyższych laurów.

W gronie wyróżnionych znaleźli się jeszcze Mira Krużel, studentka pedagogiki na KUL i ów wspomniany na wstępie wykonawca rapujący – Bernard Gaworczyk, studiujący ekonomię na UMCS. Na tego młodego artystę powinniśmy chuchać i pomóc mu w kontynuowaniu wybranej drogi, jest bowiem zjawiskiem bardzo osobnym, oryginalnym i tylko mu trochę wiary brakuje w to co robi. W hip hopie trzeba mieć trochę więcej przekonania o swojej wartości i więcej siły przebicia. Wierzę, że Bernard kierowany w klubie ręką Jana Kondraka może wyrosnąc na nader ciekawe zjawisko na poletku piosenki literackiej.

Wreszcie wyróżnienie zdobył także Dominik Rogalski. Odlożyłem sobie go na koniec w ramach własnego wyróżnienia i z racji tego, że to właśnie on jest naszym lubelskim kwalifikantem na festiwal krakowski. Wszyscy niemal jurorzy, na czele z Janem Poprawą zauważyli talent poetycki tego studenta polonistyki z KUL. Jego Ballada o Mickiewiczu (w HADESIE śpiewał ją jako Wrzosy) jest z ducha naszego wieszcza, ale i – co Dominik podkreśla – z Nicka Cave’a. Zaś A narazie dedykowane tym, którym jest dobrze, ma urok ulotnego drobiazgu lirycznego. Rogalski gra na gitarze, towarzyszą mu jeszcze dwie następne i to powinno starczyć, bo fujarka czy flet prosty wprowadzane do aranżacji odsyłają piosenki do przeszłości ogniskowo-rajdowej i należy pamiętać, że nikt już tak w kręgach piosenki artystycznej nie gra, więc lepiej pomysleć o wprowadzeniu np. perkusji czy wyraźnego instrumentu melodycznego. Czas do jesieni jest, więc na Kraków można się dobrze przygotować.

Dla porządku dodam, że oprócz wymienionych już wykonawców zakwalifikowanych na krakowski festiwal (Celińska, Nic Wielkiego, Wojciechowsak, Krzyżanowski i Rogalski), z występujących w piątek w Chatce pojadą tam także Tomasz Salach Wojciech Urban (obaj z Siedlec) i zespół Pospieszni, ale nie była to decyzja lubelkiej komisji i my co najwyżej mogliśmy się pod nią symbolicznie podpisać.

Po konkursie rozpoczął się wieczór gwaiazd piosenki literackiej, jak najbardziej godny odrębnego opisania, tyle, że olsztyński kabaret Czerwony Tulipan, Marek Gałązka, tak długo nie pojawiająca się na estradach Jagoda Naja i rewelacyjnie brzmicy z pełnym, rockującym zespołem Jacek Musiatowicz śpiewali dla garstki widzów. W tym czasie w sąsiedniej kawiarni aż kipiało przy stolikach i nikt nie wykazywał najmniejszego zainteresowania, co też się dzieje za drzwiami sali widowiskowej. Wszystko to może człowieka pogrążyć w rozpaczy, bo ja osobiście już zaczęłem wierzyć, że piosenka literacka nie jest zjawiskiem niszowym, przynajmniej w Lublinie i że ze studentów nie wytrzebiono zupełnie potrzeb kulturalnych. Może i lepiej, że obowiązki nie pozwoliły mi uczestniczyć w sobotnim koncercie laureatów konkursu i występach Dzidki Muzolf, Bazi Szot, Sambora Dudzińskiego Lubelskiej Federacji Bardów. Wolę nawet nie pytać jak było. Lepiej chyba nie znać prawdy. A przecież Ogrody Piosenek przygotowane zostały absolutnie profesjonalnie, no i były w swych barwach prawdziwie interesujące.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: