Boża krówka hit

FELIETON DOMU

Ile to mogło być czasu temu? Rok? Półtora? Takich rzeczy się nie pamięta jeśli się nie ma szczególnie wyostrzonej na to uwagi. W każdym razie minęło już sporo, może nawet więcej niż kilkanaście miesięcy od momentu, gdy w tym miejscu padł kolejny sklep. Miejsce to szczególne. Położone blisko środka osiedla 40-lecia, chociaż na jego obrzeżu, z tak obszernym parkingiem, że mieszkańcy pobliskich bloków stając tam po drodze do domu na zakupy nigdy nie zapełnili go zupełnie swymi autami a i zabłąkani przyjezdni (tylko tacy mogli trafić na ten skraj Kaliny, za którym już tylko pola) zawsze się zmieścili. Na dodatek od pewnego, już długiego czasu tuż obok funkcjonuje pętla z końcowym (i początkowym) przystankiem autobusów linii nr 5 i 32. Jak na warunki lokalne fantazja, miejsce wymarzone! Ale jednak od poczatku ciąży nad nim jakieś złe fatum. Już start z 15 lat temu był fatalny. RSM Motor przenosząc do tego osiedla swe biura z Przyjaźni na Tatarach wymyśliła sobie halę, w której byłaby baza dla ciężkiego sprzętu spółdzielni. Nim ideę zrealizowała, zmieniły się zasady funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych i takiego parku maszynowego już nie potrzebowała. W hali, a w zasadzie długim baraku z czasem zaczął pracować sklep spożywczy. Po pewnym okresie na szczycie budynku, od strony jego zaplecza wychodzącego na domki Ponikwody stworzono bar piwny, który szybko przekształcił się w uroczą mordownię. Czy to rada osiedla, czy spółdzielnia, czy też ktoś inny postanowił wyciąć ten wrzód ze zdrowego organizmu robotniczego osiedla i bar padł. Chylił się też ku upadkowi nie podlegający żadnej sieci sklep. Przejęła go jedna z pierwszych funkcjonującej na naszym kapitalistycznym już rynku. Zadomowił się w os. 40-lecia sklep z mydłem i powidłem sieci Lider. Podziałał kilka lat i padł. Przedostanim użytkownikiem podrasowanego baraku był sklep bodaj sieci Lubazo, konkurujący zresztą z działającym do dziś jej drugim sklepem oddalonym o rzut beretu, przy tej samej ulicy Daszyńskiego. Pomimo, że mieścił oddzielne stoisko z piwem i alkoholem, pomimo, że było tam też wydzielone stoisko Kolportera (dziś przeniesione do tego drugiego, niemiłosiernie zatłoczonego Lubazo), pomimo, ze w obszernym wnętrzu można było kupić niemal wszystko co potrzebne do życia i ten sklep dogorywał, dogorywał i wreszcie z kretesem padł na twarz przez niektórych zwaną gębą. No i nastała owa długa martwota, o której było na początku. Ale miejsce, nad którym – o czym nie wszyscu wiedzą czy chcą pamiętać – wisi odium kusiło. Któregoś jesiennego dnia barak się rozświetlił, pojawiły się ekipy remontowe i zaczął się wyścig z czasem. Ludziska z osiedla zaglądali z ciekawości przez zasłonięte okna, a dzieci przynosiły nam wieloustne, a więc rozbieżne plotki, kto tu będzie teraz rządzić. Wreszcie gdy tempo robót tak wzrosło, że pracowano też całe noce, żeby zdążyć z otwarciem przed najlepszym na zbijanie forsy okresem przedświątecznym już wiadome było, co to za sieć się zdecydowała na desperacki krok. Boża – jak to lud mawia – krówka w naszym osiedlu wylądowała! Na szczęście bez zwalczanego przez nas przez lata dopisku ”dyskont spożywczy”. Co też tu się działo w ub. tygodniu w dniu otwarcia! Jakby ludność bożego stworzenia nigdy nie widziała. Obładowanych siatkami, ozdobionych firmowymi balonikami klientów można było spotkać aż na sąsiednim os. Niepodległości, za kładką nad dosyć odległą al. Andersa, jeszcze dalej na Lwowskiej. A pod sklepem kłębił się taki tłum jak na koncercie Budki Suflera pod Zamkiem. Wbrew pozorom, oprócz baloników nic z produktów za darmo nie rozdawano, a dzieci (same – tak jak my – skrzętnie sklep-hit omijając) donosiły nam sensacje, że ci, którzy się pokusili na aparat cyfrowy za jedyne 200 zł, tłumnie wracali odkrywszy jego bezużyteczność. Bożej krówce rzecz jasna życzymy, żeby złe fatum ją ominęło, ale czuliśmy się w obowiązku tą chyba pouczającą opowieść posnuć. Przechwalającej się niskimi cenami sieci, która u nas zagościła polecamy też slogan reklamowy zaczerpnięty z napisu (bez pochwał) na murze: ”Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie”. ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi:

Rok: